Książka, która zachwyciła Polki!

Nie czuje się gwiazdą i nie interesuje jej słodko-instagramowe życie na pokaz. Jest uważną obserwatorką świata, esencją kobiecości i tajemniczą eksploratorką najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. Alicja Sinicka swoimi książkami dociera do serc wielu kobiet i wywołuje silne emocje. Na tyle, że w listach i wiadomościach same dzielą się z nią własnymi lub zasłyszanymi historiami.

Gdy w polskich księgarniach rekordy popularności biły kryminały Remigiusza Mroza i erotyczne powieści Blanki Lipińskiej, w styczniu 2020 roku Sinicka wydała swój pierwszy domestic thriller "Stażystka". Porywająca opowieść o młodej kobiecie uwikłanej w małżeńską grę nowego szefa okazała się książkowym strzałem w dziesiątkę i dowodem na to, że Polki uwielbiają historie z dreszczykiem i tajemnicą, w których nic nie jest przesądzone. Tym bardziej że historie pełne lęków, obsesji i namiętności są wokół nas, zamknięte za drzwiami naszych domów i schowane pod przykrywką życia bez problemów.

W każdym domu jest jakiś sekret

Sinicka bohaterów swoich powieści nie szukała daleko. Osadziła ich w świecie, który dobrze zna - w rodzinnej Oławie. Duszny klimat małego miasteczka i jego mieszkańców nadaje jej powieściom wyjątkowy charakter - każda napotkana postać może mieć swój udział w tajemniczych wydarzeniach, które co rusz zaburzają rytm życia lokalnej społeczności. I nie chodzi tylko o historię, która ma na celu wywołanie dreszczy i rozwiązanie zagadki detektywistycznej. Na kartach jej powieści kryje się znacznie więcej: wtargnięcie do umysłów ogarniętych obsesją, ukazanie głębokich pragnień, które potrafią przyćmić czujność i doprowadzić do bolesnych konsekwencji. Jednocześnie należy pamiętać o tym, że prawda prędzej czy później dosięgnie każdego.

Nowa książka Alicji Sinickiej, "Służąca", jak każdy z jej thrillerów opowiada historie różnych postaci. Wierni czytelnicy znajdą w nich jednak subtelne nawiązania do poprzednich powieści, co powoduje szybsze bicie serca niczym przy odkryciu pilnie strzeżonej tajemnicy.

Ambitna Julia żadnej pracy się nie boi i wcale nie wstydzi się tego, że zajmuje się sprzątaniem. Marzy o otworzeniu własnej firmy, ale musi zebrać na to więcej funduszy. Życiowe plany wiodą ją do domu rodziny Borewskich, w którym ma dbać o porządek - za bardzo dobrą stawkę, ponieważ to miejsce wymaga wiele pracy. Cena jednak nie gra roli - Mikołaj Borewski jest zamożnym i cenionym adwokatem. Maria Borewska nie pracuje, zazwyczaj jest w domu i stara się być wsparciem męża, także w jego nietypowej pasji odtwarzania scen i biesiad rodem ze średniowiecza. Ich syn Kacper mieszka po drugiej stronie ulicy i jest pisarzem. Często przebywa w ich domu, gdzie najłatwiej idzie mu praca nad nową książką.

Już pierwszego dnia Julia otrzymuje od Marii nietypową propozycję zamieszkania w ich willi. Stanowczo odmawia, jednak nie zniechęcą jej to na tyle, aby odmówić pracy Borewskim. W czasie kolejnej wizyty w domu przy Rodzynkowej 5 podczas porządków Julia traci przytomność.  Gdy się ocknie, sprawy zaczną przybierać nieoczekiwany obrót.

Wyjątkową atmosferę, jaką stworzyła Sinicka w "Służącej", oddaje filmowy zwiastun książki, który jeszcze przed premierą zrobił furorę wśród czytelników:

Jedno jest pewne: gdy za oknem zapada zmrok i nadchodzi długo wyczekiwana chwila dla siebie, warto sięgnąć po "Służącą" i dać się ponieść historii pełnej emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji.

"Służąca" Alicji Sinickiej już >>W KSIĘGARNIACH

Fragment książki:

Znowu wbija łopatę w kopiec i zrzuca kolejną porcję ziemi na zapadlinę.

- Co takiego? - drążę, czując coraz większy niepokój.

- Suka - odpowiada wreszcie cicho.

- Proszę?

- Nasz pies, Kola, zdechła dziesięć lat temu. Zakopa­łam ją tutaj, w ogrodzie. Zawsze go lubiła.

- Rozumiem.

- Julio, wracaj do domu - mówi z nutą zniecierpliwie­nia w głosie. - Ja się tym zajmę.

- Dobrze. - Odruchowo robię krok do tyłu.

Spoglądam jeszcze raz na pryzmę ziemi i dochodzę do wniosku, że na pewno jej nie starczy na to wgłębienie. Jest zbyt duże, przypomina zapadnięty grób, ale nie psa... prędzej człowieka. Szybko odrzucam od siebie tę irracjo­nalną myśl.

Wracam do domu lekko oszołomiona spotkaniem z Marią w ogrodzie. Gdy poznałam ją wczoraj, nie wy­glądała na kobietę, która ima się tego typu zajęć. Kopanie łopatą w ogrodzie? Gdy rozmawiałyśmy o moich obo­wiązkach, stwierdziła z odrazą wymalowaną na twarzy, że będę też odpowiedzialna za plewienie w skrzyniach z warzywami przed domem. Nie chciała plewić, ale ko­pać w ziemi może? Jej pośpiech był wręcz nienaturalny. Mam wrażenie, że zabrała się do tego tak wcześnie, żeby jak najszybciej mieć to za sobą.

Idę do samochodu, otwieram bagażnik i wyciągam z niego odkurzacz, detergenty, myjki do szyb.

- Pomóc ci? - słyszę nagle znajomy głos gdzieś za sobą.

Odwracam się. Na werandzie stoi syn Borewskich oparty o biały filar. Ręce ma w kieszeniach. Jego głęboko osadzo­ne oczy patrzą na mnie uważnie.

- Nie trzeba.

Wyciąga ręce z kieszeni, schodzi po schodach. Bez sło­wa podnosi odkurzacz.

- Naprawdę, nie rób sobie kłopotu - mówię.

- Daj spokój, to jest ciężkie - odpowiada, wchodząc ze sprzętem po granitowych stopniach.

Ma na sobie czarną bokserkę, jeansy wiszą mu na bio­drach. Jego ciało jest szczupłe, ale dobrze wyrzeźbione. Na prawym przedramieniu odznacza się ciemny tatuaż przedstawiający smoka. Wygląda na młodszego ode mnie o parę lat. Wczoraj, gdy odbywałam rozmowę z Borewską, drzwi do jego pokoju były uchylone. Na biurku zauwa­żyłam sterty książek. Pomyślałam, że przygotowuje się do matur, które mają się rozpocząć za parę dni.

Podążam za nim, modląc się w duchu, żeby nie upuścił mojego drogiego odkurzacza. Trzyma go jednak pewnie, jakby nie stanowił dla niego żadnego ciężaru. Ostrożnie stawia go na podłodze przed kuchnią, potem spogląda na mnie spod byka i nie odpowiadając na moje "dziękuję", wraca do swojego pokoju.

Porządkowanie rozpoczynam od szyby w drzwiach wejściowych. Nie daje mi spokoju od wczoraj. Myję całe drzwi, chyba nikt tego nie robił od lat, potem wracam do domu i zabieram się za kuchnię. Pod zlewem mieści się małe centrum sortowania odpadów. Śmierdzi tam go­rzej niż na kompostowniku. Śmieci nie są należycie pose­gregowane. Widać to na pierwszy rzut oka. W pojemni­ku na plastiki kłębią się ściemniałe skórki jabłek, z kosza na odpady organiczne wystaje błyszczące opakowanie po chipsach paprykowych. Gdy podnoszę worek ze szkłem, okazuje się, że od spodu jest cały mokry, co więcej - od­krywam pod nim skupisko małych, żółtych robaków.

- Co za bałagan - szepczę, ściągając czerwoną taśmę u góry.

- Wiem, dawno tu nikt nie sprzątał.

Odwracam się. Młody Borewski opiera się tyłem o blat kuchennej wyspy. W dłoni trzyma kubek. Zdaje się, że przyglądał mi się od jakiegoś czasu.

- Przepraszam - reflektuję się - z reguły...

- Jesteś sama w domu, gdy sprzątasz - kończy za mnie i lekko się uśmiecha.

W istocie to chyba chciałam powiedzieć. Teraz jednak płonę z zażenowania. Nie powinnam była komentować nie­porządku w domu gospodarzy. To oczywiste, zrozumiałe.

- Maria nie sprząta, ojciec też nie. Ja trochę ogarnia­łem - tłumaczy, drapiąc się w skroń. - Ale nie umiem tego robić zbyt dobrze.

- Nikt do was nie przychodził? To wielki dom, wyma­ga profesjonalnej obsługi - odpowiadam.

- Wiele lat temu mieszkała z nami gosposia. Była świetna, ale zniknęła.

- Co to znaczy "zniknęła"? - Uśmiecham się, patrząc, jak jego oczy dziwnie mętnieją.

- Pewnego dnia po prostu odeszła. - Wzrusza ramio­nami. - Chyba miała dość.

- Czego?

- Nieporządku - odpowiada powoli.

W tej samej chwili do domu wchodzi Borewska. Ma zarumienioną twarz, pasma włosów kleją jej się do po­liczków i czoła.

- Kacper, będziesz musiał mi pomóc. Sama nie dam rady - zwraca się do syna.

Dopiero wtedy poznaję imię młodego Borewskiego.

- Nie mam czasu - odpowiada chłopak oschle.

W jego głosie pobrzmiewa pogarda. Szybko wracam do porządkowania, nie chcąc uczestniczyć w ich starciu.

- Jak zawsze nie masz czasu. Prawda jest taka, że mar­nujesz go na głupoty - cedzi Maria przez zęby, po czym podchodzi do czarnego zlewu i zrzuca do niego żółte rę­kawiczki oblepione ziemią i kawałkami trawy.

- Po co chciałaś dla niej taki wielki grób? Pamiętam, to było bez sensu - odpowiada Kacper.

Dłonie nagle zaczynają mi się trząść. Przez ramiona przebiega dreszcz. Chyba reaguję tak na posępny ton Kac­pra. Przez jego głos przebija smutek, może żal do matki, jakby zrobiła kiedyś coś wbrew jego woli.

- Wchodzisz i wychodzisz z tego domu, kiedy chcesz. Mieszkasz tu i nie mieszkasz. I mądrzysz się w kółko, jak­byś wszystkie rozumy pozjadał - odpowiada Maria.

- Daj mi spokój, kobieto - mówi chłopak, po czym z kubkiem w dłoni odchodzi w kierunku swojego pokoju.

Borewska włącza wodę i zaczyna starannie myć ręce. Chyba chce się czymś szybko zająć, znaleźć pretekst, żeby już nic mu nie odpowiadać.

Ja tymczasem koncentruję się na pracy. Próbuję od­płynąć myślami od ich rozmowy. Zdarzało mi się już być świadkiem tego typu starć. Najlepiej w takich chwilach udawać nieobecną.

.
Polecamy