Reklama
Reklama

Aga Zaryan, Elżbieta Zapendowska, Zbigniew Hołdys, Krzysztof Herdzin zniesmaczeni Opolem

Polscy artyści, którzy mieli okazją oglądać ostatnią transmisję festiwalu w Opolu, mówią zgodnie: lata świetności legendarna impreza ma już dawno za sobą.

Aga Zaryan, wokalistka jazzowa: Opole to jest szmira do potęgi nieskończonej. A koncert w Opolu z 97 roku niezapomniany i jedyny w swoim rodzaju.

Dopiero zaczynałam wtedy swoją przygodę z piosenką i oglądałam ten koncert oczarowana i z wypiekami na twarzy! W Opolu zaśpiewałam raz w życiu w zeszłym roku, ale tylko dlatego, że było to 50-lecie Opola i zaproszeni artyści śpiewali wielkie przeboje festiwalu sprzed lat, kiedy to artyści mogli tam przekazać publiczności coś po prostu ładnego, zgrabnie napisanego z dobrym tekstem, czyli po prostu z klasą.

Reklama

Mi zaproponowano zaśpiewanie przepięknej piosenki "Uciekaj moje serce" w wyjątkowej aranżacji mojego przyjaciela pianisty Michała Tokaja. Reasumując, jestem piosenkarką, która wstydzi się tego festiwalu, zresztą Top Trendy i inne odmęty też są żenadą. Znalazłam na szczęście w swoim zawodzie swoją niszę, ale to obciach, że osoby na poziomie, które pracują przy tym festiwalu (a są tam takie) zgadzają się na opuszczanie barierki tak nisko, żeby schlebiać gawiedzi...

Niestety telewizja nie ma już prawie w ogóle misji. Wyjątkiem od zasady jest TVP Kultura, oni jeszcze mają ambicję i trzymam za nich kciuki mocno! TVP 2 też kilka razy mnie zaskoczyła na plus, ale ogólnie festyn nas zalewa...

Nie zapomnę lekkiej traumy jak weszłam na scenę, a tam panowie w koszulkach na ramiączkach jedli kiełbachy, popijali piwko i robili falę, a ja do nich zaśpiewałam "uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd". Chyba ich ten temat przerósł, za to jak usłyszeli "poszły konie po betonie " to się niezwykle ożywili. Miłego dnia Wszystkim! (Facebook)

Krzysztof Herdzin, pianista: Obserwuję festiwal pomyj i drwin w temacie festiwalu opolskiego. Byłem tam już 11 raz, mam swoje spostrzeżenia. Smutne...

Miałem to szczęście, że zagrałem z Edytą Geppert, co większość słuchaczy uznała za najjaśniejszy punkt sobotniego koncertu. Czym jest dziś ten festiwal? Czy widok stojącego amfiteatru, który giba się uradowany na boki, rycząc radośnie "Jesteś szalona!!!" ma być koronnym argumentem, że warto ten festiwal rozwijać w taką stronę?

Święto polskiej piosenki czy święto populizmu i tandety? Układy i koniunktura czy choćby drobna namiastka uczciwości artystycznej? Pominę to milczeniem.

(...) Jedyne, co można uczciwie zarzucić temu festiwalowi, nie bawiąc się w opiniotwórcze dywagacje, to to, że kiedyś na tym festiwalu było wszystko: jazz, poezja, rock, usia siusia. Festiwal polskiej piosenki - różnorodnej, przyciągającej określoną publiczność. Żal... (Facebook)

Elżbieta Zapendowska, nauczycielka śpiewu: Ja opolski festiwal kocham! Ale nie ten współczesny. Ten nie spełnia moich oczekiwań. Tyle że on nie może tego robić wraz z nastaniem takich, a nie innych czasów.

Kiedyś na scenę wychodziła Ewa Demarczyk, później gibał się Rudi Schubert, a po nim jeszcze większy kabaretowicz, następnie śpiewały Anna Jantar i Maryla Rodowicz i znowu ktoś bardzo poważny, jak Tadeusz Woźniak.

To była cała paleta barw tego, co się działo na ówczesnym rynku muzycznym. I po co ja mam się dzisiaj włóczyć po nocach do amfiteatru i słuchać tego ścieku plastikowych melodyjek?

Ja sobie wolę książkę w spokoju poczytać. I na festiwalu nie jestem od wielu lat. (Facebook)

Zbigniew Hołdys, muzyk i publicysta: Od kiedy żyję ta dyskusja trwa. Każdy festiwal jest rozjeżdżany jako dno kompletne. "Bo przecież była Demarczyk, był Niemen, był Grechuta..."

Ale zapominamy, że Opole wygrywały "Orkiestry dęte" Haliny Kunickiej, "Jak się masz kochanie" Happy Endu, "Daj mi tę noc" Boltera. Że były "Takie ładne oczy" Czerwonych Gitar, "Przyjedź mamo na przysięgę" Trubadurów, "Te opolskie dziołchy" No To Co, "Jak minął dzień" i "Parostatek" Krawczyka, "Jabłuszko pełne snu", "Srebrne wesele", "Gondolierzy znad Wisły", "Kawiarenki" i "Cała sala śpiewa z nami".

Jesteśmy w Polsce, kraju "Stokrotki rosłej polnej" i "Świniopasa" oraz kolęd w harmonii "Lulajże Jezuniu", a nie "Amazing Grace", soulu, funku, punka, reggae... W niczym mnie nie zaskakują "Balkanica" czy "My Słowianki". Zawsze tak było. Innej muzyki szukało się w Luxemburgu i na płytach, które przywozili ludzie z zagranicy.

Zrozumiałem to wszystko pewnego dnia, gdy zobaczyłem karykaturalny zespól heavymetalowy z Japonii grający pentatonikę w kimonach, i Rumuński zespół grunge. A potem zajrzałem na kanały telewizji tureckiej, meksykańskiej, irakijskiej - tam leci ichniejsza "Balkanica" i ichniejsze "Takie ładne oczy", a nie swing czy ciężki rock. Ich rytmy latino czy na 7, a nie hip hopowe bity. Wypieramy się korzeni, wstydzimy się ich, żenujemy się na dźwięk naszych sprośnych piosenek, które po kielichu wszyscy śpiewają w amoku w trakcie imienin, urodzin, wesel. (Facebook)

Klub mojego syna jest artystowski. Młodzi filmowcy, poeci, krytycy literaccy. Raz w miesiącu Tytus robi tam potańcówkę jako "Najgorszy DJ Tito", dyskotekowy żart.

Występuje w dresie i puszcza kawałki do tańca. I pewnego dnia, kiedy puścił "Ona tańczy dla mnie" zespołu Weekend - dwieście osób omal nie wyrwało parkietu w ataku szaleńczego tańca, w jaki wpadli, skakali pod sufit, śpiewali każde słowo - bo je znali. Skąd, skoro tego nie gra żadne radio?

Oni, na co dzień znawcy alternatywy, Tymańskiego, Haendla i Włodka Pawlika! Wyskoczyła z nich prawdziwa dusza skrzętnie skrywana. Polska dusza. I - uwaga - była to fantastyczna zabawa.

Układy i układziki w Opolu zawsze były. Skonstatowałem to w szokowym tempie, kiedy jako 18-latek zjawiłem się w Opolu z Rodowicz w 1970 roku. Przecierałem oczy ze zdumienia. Dzwoniłem do kolegów w Warszawie i mówiłem, że my nigdy tacy nie będziemy. A potem ci moi koledzy sami kręcili tego typu imprezami, identycznie, za kulisami.

Trzeba się z tym pogodzić, że tacy jesteśmy. Także w narzekaniu.
I - co najwyżej - robić swoje, by zarażać poziomem, o którym mówimy jako wzorcu. Love. (Facebook)

Agata Passent, córka Agnieszki Osieckiej, felietonistka: Najłatwiej narzekać na Opole. (...) Od 17 lat Fundacja Okularnicy organizuje Festiwal Pamiętajmy o Osieckiej i prezentujemy na nim ciekawych debiutantów jak i szlachetną polską piosenką z dobrym tekstem.

CO ROKU Państwa zapraszamy. Może kiedyś wpadniecie na koncert? TVP nas nie pokazuje, bo jak każda organizacja OPP nie mamy takiego budżetu, aby stać nas było na kupienie transmisji, no a wiadomo przecież, że za biedę w mediach publicznych winni jesteśmy my, obywatele, a nie brak ustawy o abonamencie...

W każdym razie polska piosenka jeszcze żyje, ale trzeba wstać z kanapy i pójść do teatru, by jej posłuchać. 

Dorota Zawadzka, psycholożka: Po pierwszych dwóch dniach tegorocznego festiwalu zebrało mi się na wymioty. W tym roku był to raczej festiwal piosenek weselnych a może raczej biesiadnych.

Gdzie się podziały festiwale na których występowali artyści, a nie tylko piosenkarze i wykonawcy?
Gdzie się podziały piosenki z tekstem? Piosenki zaangażowane? Dobre, mądre, ważne?
Gdzie interesujące aranżacje?
Gdzie mówiący piękną polszczyzną i "na temat" konferansjerzy prowadzący koncerty z kulturą i smakiem? (NaTemat)

Radzimir Dębski, muzyk: Wszędzie dookoła dyskusje o festiwalach. Myślę, że można u nas zrobić dużo dobrego, tylko chyba nikt tego nie chce.



pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy