Reklama
Reklama

Agata Buzek: Kiedy niemiecki lekarz zobaczył jej wyniki badań, przeraził się

Wydawałoby się, że Agata Buzek (39 l.) ma wszystko. Gra na międzynarodowych scenach teatralnych i w światowych produkcjach filmowych. Do tego wciąż wygląda jak dziewczynka. A jednak aktorka nie kryje znużenia i tego, że z trudem pokonuje życiowe zakręty. Co więcej, ubolewa, że nie znajduje sposobu na w pełni szczęśliwe życie...

Była Wielkanoc 1985 roku. Ludgarda i Jerzy Buzkowie szykowali się do wielkiej uroczystości: Agata miała przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej. Ale wciąż chorowała. Przeziębienia, bladość skóry, zmęczenie zmusiły rodziców do wizyty u lekarza. Powiększone węzły chłonne nie reagowały na żadną terapię. Okazało się, że 9-latka ma ziarnicę złośliwą.

Drobniutka dziewczynka stanęła oko w oko ze śmiertelną chorobą, a jedynym orężem w strasznej walce była olbrzymia miłość rodziców. - Żyliśmy na skraju wytrzymałości psychicznej - opowiadała po latach pani Ludgarda. Po operacji i chemioterapii rak ustąpił. Rodzice przekonani, że udało się wyleczyć Agatę, cieszyli się z tego, co mówili lekarze: gdy raz się tę chorobę pokona, to już nie wraca. Ale Agata nie miała takiego szczęścia!

Reklama

Znów słabła. W końcu trafiła do niemieckiej kliniki, a leczący ją tam profesor Franz Berthold otwarcie mówił, że w praktyce medycznej spotkał się pierwszy raz z takim przypadkiem. Ziarnica wróciła ze zdwojoną siłą! Kolejna operacja i kolejna chemioterapia spowodowały, że Agata dosłownie nikła w oczach.

Wreszcie po 4 latach walki, w 1989 roku, wróciła do domu. Strach przed chorobą jednak nie mijał. Nastąpił trudny czas. Po latach spędzonych na szpitalnych łóżkach, z dala od rówieśników, musiała od nowa uczyć się nawiązywać kontakty. Trudne przejścia spowodowały, że jako nastolatka przez pewien czas chciała uciec od świata i zostać zakonnicą. W końcu porzuciła ten pomysł i zdecydowała, że zda do szkoły aktorskiej.

Po 10 latach od wygrania batalii o życie zdobyła dyplom aktorski. Była z siebie dumna, ale wtedy przylgnęła do niej łatka premierówny - córki polityka, która tylko dzięki koneksjom ojca może być aktorką. Przed ludzką zawiścią uciekła do Paryża, gdzie próbowała sił jako modelka. Zaczęła osiągać sukcesy, także jako aktorka, wspomnienie choroby coraz bardziej zacierało się.

- Mam tyle sił, ile wszyscy, a może nawet odrobinę więcej? - śmiała się, gdy odzyskała zdrowie. Udało się jej dowieść, że zawodowe sukcesy zawdzięcza sobie, a nie znanemu ojcu.

Długo szukała mężczyzny na całe życie. Była w kilku związkach, ale żaden z adoratorów nie zagrzał dłużej miejsca w jej sercu. Nie udało się to fotografowi z Francji, który dla niej porzucił rodzinny kraj i przeprowadził się do Warszawy. Również kardiochirurg, z którym zamieszkała w skromnym mieszkanku, nie mógł mówić o szczęściu. Z tego powodu zarzucano jej, że mentalnie jest dzieckiem, że powinna dorosnąć.

Bardzo przejmowała się takimi opiniami i kilka razy postanawiała na nowo poukładać swój świat, ale mijały lata, a ona coraz bardziej bała się wkroczyć w dorosłość. - Chciałam ocalić w sobie coś dziecięcego - tłumaczy swoje wahanie. - Trochę naiwności, ciekawości, radości z małych rzeczy. Wydawało mi się, że człowiek dorosły jest nudny!

Wreszcie wydarzyło się coś, co przyspieszyło życiowe decyzje. W czasie wyprawy na pomoc pomarańczowej rewolucji na Ukrainie poznała informatyka Adama Mazana (43). Był rok 2004. Zaczęli rozmawiać podczas postoju, gdzieś między Kijowem i Charkowem. - Byliśmy wolontariuszami - wspomina tamte chwile. - Posadzili nas koło siebie w autobusie. Podaliśmy sobie rękę. I już się nie rozstaliśmy.

Ślub wzięli 30 września 2006 roku. Wtedy odnalazła upragniony spokój i pewność, że jest już bezpieczna. Małżeństwo ją zmieniło. Dzięki mężowi nauczyła się okazywać uczucia i nie bać się jutra. Ich życie to dom pod Warszawą. Duża działka ze starymi drzewami i kilka psów wziętych ze schroniska, bo wyjątkowo wrażliwa na krzywdę zwierząt aktorka poświęca wiele uwagi walce o ich prawa. Ale najlepiej czuje się w roli gospodyni: gotuje obiady, sprząta, robi pranie, piecze ciasta.

Z pomocą męża nauczyła się wierzyć w swoje siły. Ale wciąż przyznaje, że przy wyborach zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym dyskretnie wspierają ją rodzice. Dzwoni do nich i rozmawia o wszystkim. Ciągle jest skryta i bardzo chroni prywatność. Nadal jej wielkim, niespełnionym marzeniem jest macierzyństwo. Po cichu wciąż jednak wierzy w przeznaczenie. Przyszła na świat, gdy jej mama miała 41 lat. Może to jest znak?

- Nie zamierzam już nigdzie uciekać - mówi. - Przekonałam się, że lepsze miejsce, w którym będziemy szczęśliwi, to tylko ułuda. Życie to ciężkie wiosłowanie...

***

Zobacz więcej materiałów:

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy