Reklama
Reklama

Aleksandra Konieczna była na granicy życia i śmierci

Walczyła z chorobą alkoholową męża, jednak nie zdołała uratować małżeństwa. Trzy razy trafiała na stół operacyjny. Los ją doświadczał, ale z każdej próby wychodziła zwycięsko.

Dwudziestotysięczny Prudnik niedaleko granicy z Czechami. To tutaj w 1965 r. urodziła się Aleksandra Konieczna (53 l.). W jej rodzinie nie było aktorskich tradycji. Mama pracowała jako księgowa, a ojciec był rewidentem.

Konieczna wspominała, że chowano ją i jej rodzeństwo - brata i siostrę - surowo, w poczuciu obowiązku. Jednak ona postanowiła chodzić własnymi ścieżkami. - Byłam bardzo dobrą uczennicą i grzeczną córką. Ale gdy zaczęłam dojrzewać, pojawiła się we mnie przekora. Pamiętam, jak szłam w nocy kraść truskawki na działki, gdzie zresztą był też i nasz ogródek - wraca w opowieści do dzieciństwa.

Reklama

Zdarzały jej się też inne wyskoki. - Na przykład uciekałam z domu na jeden dzień. Tak kontrolowanie, żeby nie było w domu dużej paniki i żeby nie wypaść za tak zwaną burtę. Wszystko w granicach rozsądku - mówi.

Od dziecka kochała poezję i jeździła na konkursy recytatorskie. - Do piątej rano czytałam wiersze. Wchodził ojciec i gasił światło, a kiedy wychodził, ja włączałam, i tak na przemian. Najwięcej Leśmiana, o miłości - zdradza. Już wtedy ciągnęło ją na scenę, choć nie marzyła o aktorstwie. Dopiero profesor z liceum podsunął jej pomysł, by zdawała do szkoły aktorskiej. Wtedy uświadomiła sobie, że jednak chce grać, ale najpierw musiała stawić czoła złym językom.

W jej rodzinnym mieście wyśmiewano się ze śmiałych planów dziewczyny pochodzącej z niezamożnej rodziny. Bolało, gdy z niej kpiono. "Modrzejewska z Prudnika" - nieraz słyszała. - Bo niby dlaczego, skąd taki pomysł, gdzie tam ona do Warszawy? Pamiętam, że z czasem przestałam nawet o swoich planach mówić, żeby uniknąć tych uśmieszków - tłumaczyła.

Nie zważając na nic, postawiła na swoim i dostała się na wymarzoną uczelnię do Warszawy. I to za pierwszym razem! Zaraz po studiach zaś los podarował jej gwiazdkę z nieba - etat w stołecznym Teatrze Współczesnym, o którym marzyli niemal wszyscy studenci PWST.

Jednak wymagająca Ola odrzuciła tę propozycję i wyjechała do Francji studiować antropologię. - Ówczesny teatr mnie rozczarował. Wtedy w Warszawie właściwie nie było reżyserów - wyjaśnia. Żeby się utrzymać w Paryżu i jednocześnie się uczyć, już w Polsce przyswoiła sobie podstawy konserwacji obrazów. Pracowała w studiu na Montmartre i dorabiała w rosyjskiej restauracji przy dekoracji wnętrz.

Na obczyźnie wytrzymała tylko rok i wróciła do kraju, bo ciągnęło ją na scenę. - To wtedy niespodziewanie przyszła propozycja z kraju, by zagrać matkę Prousta w "Ach, Combray". Pomysł był ambitny, a do tego francuski, więc skusiło mnie - wspominała. Gdyby została nad Sekwaną, jej życie uczuciowe mogło potoczyć się inaczej. Jednak ślepy los zdecydował, że na jej drodze stanął Andrzej Maj (†54 l.), znany krakowski reżyser.

Ola marzyła o wielkiej miłości i zakochała się w starszym od siebie o 15 lat mężczyźnie, który zauroczył ją swoją nietuzinkową osobowością. Przyjaciele wspominali, że był inteligentny i bardzo wrażliwy. Jednak wkrótce okazało się, że nosi też w sobie mroczną tajemnicę. - Miał wszystkie walory, aby być szczęściarzem. Był miły, zdolny, utalentowany, przystojny, dobrze wychowany. Ale stał się ofiarą alkoholu - wspomina Stanisław Zajączkowski, operator TVP Kraków.

Aleksandra próbowała zmierzyć się z demonami ukochanego, ale na próżno. Zapisała się nawet na terapię dla współuzależnionych. Jednak nie zdołała go wyrwać z matni nałogu. Andrzeja nie zmieniły nawet narodziny ich córeczki Julki w 1996 r. Zdesperowana aktorka, nie widząc innego wyjścia, podjęła bolesną decyzję o rozstaniu.

- To nie było łatwe małżeństwo. Rodziny, jako takiej, nie było. Myśmy się dosyć szybko rozstali. Moja córka miała rok - opowiada. - Zobaczyłam kiedyś oczy mojej córki. Okrągłe, ciemne, miałam wrażenie, że zwężone strachem. A może światło tak padało? Nie wiem. Byłam przekonana, że są to oczy zwężone strachem, u ośmiomiesięcznego dziecka. To była sekunda, kiedy podjęłam decyzję o rozwodzie - wyjawia. Jej były mąż umarł młodo. Odszedł na zawsze w czerwcu 2005 r., w wieku 54 lat.

Po rozstaniu z Andrzejem Konieczna samotnie wychowywała córkę, starając się być dla niej mamą i ojcem jednocześnie. Choć nie takie życie sobie wymarzyła. - Samotne macierzyństwo jest po prostu wbrew naturze. Odradzam, odradzam i jeszcze raz odradzam! - przekonuje po latach. Jednak nie tylko z takimi problemami musiała się mierzyć.

Miała tak zrujnowane zdrowie, że dwa lata po narodzinach córki, w 1998 r., znalazła się na granicy życia i śmierci. Walczyła dzielnie, bo było dla kogo. Cudem udało się ją uratować. - Miałam poważny udar mózgu. W wieku 33 lat. Dla starszych kończy się to często niedowładem, paraliżem. Młodzi po udarze na ogół umierają. Rzadko kto przeżywa. A mnie zostało to dane - mówi z pokorą.

Choć wróciła do zdrowia, to każdego dnia towarzyszył jej niewyobrażalny strach, że najgorsze może się powtórzyć. - Byłam spętana tym lękiem, ale musiałam sobie radzić. Równocześnie zaczęłam bardziej doceniać życie. Miałam poczucie wdzięczności za wszystko, np. że mogę sama umyć zęby - opowiada.

Gdy wydawało się, że najgorsze ma już za sobą, w 2009 r. znów trafiła do szpitala. - Miałam kłopoty z kręgosłupem szyjnym. Objawy były takie, że nie poszło mi na ręce, ale zaczęło przeszkadzać w oddychaniu. Konieczna była operacja. Przez pół roku nie mogłam pracować w teatrze - wspomina ten trudny czas.

Dwa lata temu szpitalny scenariusz się powtórzył. Odezwało się jej nadwątlone ciężkimi doświadczeniami serce. Podwójna wrodzona wada wymagała szybkiej interwencji chirurgicznej. - Przeszłam operację serca. Pobyt w szpitalu miał trwać dwa tygodnie, a trwał dwa miesiące - wyjawia. Dochodząc do siebie po operacji, bardzo cierpiała. - Miałam po niej bardzo silne zaburzenia rytmu serca i kiedy one przychodziły, a przychodziły co chwilę, było mi strasznie gorąco i miałam wrażenie, że lecę pod sufit - tłumaczyła aktorka.

Dziś niechętnie wraca we wspomnieniach do tamtych trudnych momentów. - Ponoć limit chorób mam już wyczerpany, tak przynajmniej twierdzi wróżka mojej przyjaciółki - mówi z uśmiechem.

Choć życie jej nie oszczędzało, potrafi z niego czerpać pełnymi garściami. W 2016 r. zagrała ważną rolę w "Ostatniej rodzinie". Powody do radości daje jej córka, z którą ma świetne relacje. - Studiuje produkcję filmową w Łodzi. Jej tata był reżyserem. Myślę, że to było nieuniknione, że będzie w kulturze "robić" - pochwaliła się.

Ale Julka to nie jedyna bliska osoba. Jeszcze w zeszłym roku przekonywała, że lubi swoją samotność, ale okazuje się, że to już przeszłość - jest szczęśliwie zakochana. - Nie mogę mówić zbyt wiele o moim mężczyźnie, bo nie wiem, czy on sobie tego życzy. Nie chciałabym go spłoszyć - wyznała tajemniczo.



Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra Konieczna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy