Reklama
Reklama

Alicja Klenczon ujawnia sekrety jej życia z legendą polskiej muzyki!

Krzysztof i Alicja Klenczonowie byli wspaniałym małżeństwem. Wdowa po słynnym muzyku podzieliła się historią ich wielkiej miłości...

To był styczeń 1965 roku. Zobaczyłam go w barze Alga w Sopocie. 

"Wysoki ciemnowłosy mężczyzna w kożuszku badawczo mi się przyglądał. Takie rzeczy się czuje" – opowiada Alicja Klenczon. 

Kilka dni temu pani Alicja otworzyła w Pułtusku IV Festiwal Krzysztofa Klenczona. 35 lat po jego śmierci współtwórca Czerwonych Gitar nadal ma w Polsce rzeszę fanów.

Na pierwszą randkę zaprosił ją do kina. 

"Czekałam, aż Krzysztof zacznie się do mnie przysuwać. A on nic! To ja zaczęłam. I też nic. Miałam na sobie płaszczyk za kolana i czerwone szpilki kupione w komisie na Chmielnej w Warszawie. Wyszliśmy z kina. Wymyśliłam, że pójdziemy na spacer na molo. W pewnym momencie szpilka moich czerwonych bucików utknęła pomiędzy deskami. I wtedy Krzysztof, niejako zmuszony tą sytuacją, wziął mnie pod rękę" – wspomina pani Alicja.

Reklama

"Nawet mnie wtedy nie pocałował. Zresztą gdyby to zrobił, szybko zakończyłabym tę znajomość" - dodaje kobieta.

Po randce Krzysztof Klenczon odprowadził ją do kolejki i odwiózł do Gdańska. A potem wracał pieszo do Sopotu, bo nie miał na taksówkę. To były początki Czerwonych Gitar. Chłopcy byli tak biedni, że babcia Alicji dokarmiała ich zupą.

Gotowali kucharze z Batorego

Ślub wzięli dwa lata później. W Katedrze Oliwskiej, pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia, choć tego dnia zwyczajowo nie błogosławi się małżeństw. Specjalnie dla nich otwarto też Urząd Stanu Cywilnego. Na przyjęciu weselnym gotowali kucharze z Batorego. Najwyższa półka! Ale o mały włos uroczystość trzeba by było odwołać z powodu świadka.

"Poprosiliśmy Adę Rusowicz i Czesława Niemena, którzy byli parą. Ale w międzyczasie się rozstali i Czesław zapowiedział, że w tej sytuacji on nie przyjedzie. Jak oni się wtedy z Krzysztofem pokłócili!" – wspomina Alicja. 

Na szczęście niemal w ostatniej chwili świadkiem zgodził się zostać kolega z zespołu, Bernard Dornowski.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Ada Rusowicz przyjechała zapłakana, bo bardzo przeżywała rozstanie z Czesławem. Panowie w końcu się pogodzili. Ale się wtedy upili!Do USA wyjechali, ponieważ od lat mieszkali tam rodzice Alicji. Oboje uznali, że za oceanem ich córki będą miały lepszą przyszłość.

Mieli dom, Krzysztof Klenczon pracował w Chicago jako taksówkarz.

Pochowano go w Szczytnie

Tęsknili za Polską. Pod koniec lat 70. rozważali nawet możliwość powrotu. 

"Ja byłam za, Krzysztof się wahał. Znaleźliśmy dom pod Warszawą. Ale on powiedział, że dla dzieci lepiej będzie, gdy pozostaniemy w USA. I tak się stało. A potem zginął i kwestia powrotu stała się nieaktualna" – opowiada Alicja Klenczon.

Niestety, ich szczęśliwe małżeństwo przerwała nagrał śmierć Krzysztofa. Muzyk został ranny w wypadku samochodowym, wracając 27 lutego 1981 z koncertu charytatywnego w klubie Milford w Chicago. Zmarł 7 kwietnia 1981 w szpitalu św. Józefa w Chicago. Urnę z jego prochami  złożono na cmentarzu w Szczytnie, gdzie spędził dzieciństwo i młodość. 

Jednak festiwal jego imienia Alicja Klenczon zorganizowała w Pułtusku. Tu przyszedł na świat w styczniu 1942 r. 

"W 2014 udało mi się sprowadzić do Pułtuska moją córkę Caroline z mężem i dziećmi. A ma ich sześcioro" - chwali się wdowa po legendarnym muzyku. 

Na scenie wystąpił najstarszy wnuk Krzysztofa Klenczona, Jayleen. Caroline właściwie nie zna Polski. Ale Bardzo jej się tu podobało. Młodsza córka Alicji i Krzysztofa Klenczonów, Jackie- -Nathalie, nie założyła rodziny. Od lat jest kierowcą tirów. Takie życie jej odpowiada.

Pani Alicja mieszka w Arizonie. Dziesięć lat temu kupiła mieszkanie w Warszawie i spędza tu kilka miesięcy w roku. Może kiedyś wróci na stałe?

***

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Klenczon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy