Reklama
Reklama

Andrzej Kopiczyński miał rodzinę i stabilne życie. Niewinny romans zniszczył wszystko

Małżeństwo Ewy Żukowskiej i Andrzeja Kopiczyńskiego uchodziło za wzorowe. Do czasu, aż w ich życiu pojawiła się ta druga...

Wsiadając do samolotu Andrzej Kopiczyński nawet nie próbował ukryć zdenerwowania. Panicznie bał się latania. Ale tym razem nie miał wyjścia. Gdy maszyna oderwała się od ziemi, otarł pot z czoła i zamówił podwójną wódkę. - Co ja bym dał, żebyśmy już byli w Jałcie - powiedział do kolegi. Ten uśmiechnął się szelmowsko. - Ale pomyśl, jaka nagroda cię czeka. Dzień w dzień z taką kobietą! Andrzej Kopiczyński przywołał w pamięci obraz Moniki Dzienisiewicz- Olbrychskiej, którą znał z widzenia. - Niebrzydka - przytaknął.

Aktor wędrowny

Jednak nie pokusa zagrania z atrakcyjną koleżanką była powodem, by zagrać w serialu "Życie na gorąco", i w strachu lecieć tysiące kilometrów na plan. Choć miał w swoim dorobku sporo ciekawych ról, zaczął obawiać się, że na zawsze pozostanie "Czterdziestolatkiem". Postanowił coś z tym zrobić. Wierzył, że nowa rola pomoże mu przełamać dotychczasowy wizerunek. Czy mógł przypuszczać, że serial przejdzie bez echa, za to jego życie osobiste wywróci się do góry nogami?

Reklama

Nie bardzo wierzył w przeznaczenie, za to zawsze słuchał własnej intuicji. Już jako student łódzkiej "Filmówki" został zauważony przez Jerzego Kawalerowicza i zagrał w jego filmie "Prawdziwy koniec wielkiej wojny". Potem był okres intensywnej pracy w teatrach, przede wszystkim północnej Polski - od Szczecina po Olsztyn.

Te wędrówki pozwalały mu doskonalić zawodowy warsztat, lecz jednocześnie przyczyniły się do rozpadu pierwszego małżeństwa z piękną Marią Chwalibóg. Miała dość nie tylko rozłąki, ale też nie radziła sobie z zazdrością. Na jej przystojnego małżonka w każdym mieście, pod każdym teatrem, czekały wielbicielki, gotowe umilić mu wieczór. Ich młodzieńczy związek nie przetrwał próby.

Ponieważ nie mieli dzieci, uznali, że każde z nich powinno iść w swoją stronę i zająć się własną karierą. W którymś momencie o Andrzeja Kopiczyńskiego upomniała się stolica. Gdy trafił do Teatru Narodowego, miał na koncie sporo filmowych ról. Ponieważ jednak zawsze był nieśmiały, trzymał się nieco na uboczu i nie od razu zintegrował się z nowym zespołem.

Jego uwagę zwróciła jedynie prześliczna Ewa Żukowska. Jej wielkie, sarnie oczy i niewinny dziewczęcy uśmiech miały w sobie tyle uroku, że nie mógł przestać o niej myśleć. Któregoś dnia zebrał się na odwagę i zaprosił koleżankę na kawę. Okazało się, że chociaż była od niego dużo młodsza, świetnie czują się w swoim towarzystwie.

Szybko się zaprzyjaźnili, a jeszcze szybciej zrodziła się gorąca miłość. Aktor nie zwlekał z oświadczynami. Przekonywał ukochaną, że tym razem jest to dojrzała, przemyślana decyzja na całe życie, bo pragnie już stabilizacji i prawdziwej rodziny z gromadką dzieci. Uwierzyła w te zapewnienia, w końcu starszy o 12 lat narzeczony miał dużo czasu, żeby się wyszumieć.

Rzeczywiście, ich małżeństwo uchodziło za idealne. Wydawało się, że nic nie jest w stanie mu zagrozić, tym bardziej że na świat przyszła Kasia, oczko w głowie rodziców. Ewa Żukowska odnosiła sukcesy w teatrze, Andrzej Kopiczyński stał się słynnym inżynierem Karwowskim. Życie rodziny płynęło spokojnym nurtem aż do... wyjazdu na Krym.

- To było w Jałcie. Zajmowałam się jeszcze aktorstwem. Andrzej grał latynoskiego senatora, a ja jego kochankę, amerykańskiego szpiega. Jałta była przepiękna, szalenie romantyczna i zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia - wspominała Monika Dzienisiewicz-Olbrychska.

Ale była to połowa prawdy. Rzeczywiście, Andrzej Kopiczyński nie mógł oprzeć się swej pięknej koleżance i szybko uległ nastrojowi chwili. Koledzy z niepokojem patrzyli na ten romans. Ale po powrocie do kraju aktor nieco oprzytomniał. Miotał się pomiędzy nowym zauroczeniem a uczuciem do żony, która wykazała się dużym opanowaniem i cierpliwością.

Ale Monika Dzienisiewicz słynęła nie tylko z wielkiej urody, ale i silnej osobowości. Jeśli coś sobie postanowiła, zwykle osiągała cel. Tak było i tym razem.

Został tylko żal

Choć wcześniej sama poczuła smak zdrady, gdy jej mąż Daniel Olbrychski związał się z Marylą Rodowicz, nie zamierzała martwić się tym, że rozbija czyjeś małżeństwo. Dzwoniła, inicjowała spotkania, a gdy poczuła, że Andrzej już także nie może się bez niej obejść, kazała mu wybierać.

- Był pod jej bardzo silnym wpływem, więc wybór był oczywisty - mówi dobra znajoma aktora. Ewa Żukowska nie zapomniała Dzienisiewicz tego, że ta odebrała jej męża. Największy żal miała o to, że Andrzej Kopiczyński intensywnie włączył się w wychowanie syna swej nowej wybranki, Rafała Olbrychskiego, a niespecjalnie interesował się własną córką.

Nigdy o niej nie opowiadał ani kolegom, ani w wywiadach. Dlatego niewiele osób wiedziało o jej istnieniu. Przypomniano sobie o niej, gdy Monika Dzienisiewicz nagle zmarła na udar mózgu i pojawiło się pytanie, kto zajmie się chorującym na alzheimera aktorem.

- Owszem, jestem byłą żoną Andrzeja Kopiczyńskiego. Tak, mam z nim jedyną córkę, ale to tyle - powiedziała wtedy chłodno Ewa Żukowska. Jeszcze bardziej zdystansowała się wobec dawnej rywalki.

- Nie mam pojęcia, kiedy odbędzie się pogrzeb jego żony, bo ta sprawa nie interesuje ani mnie, ani mojej córki - stwierdziła. Dla wtajemniczonych takie stanowisko było zrozumiałe. Ewa Żukowska nie wyszła już nigdy więcej za mąż... Natomiast Andrzej Kopiczyński w swoim trzecim małżeństwie był szczęśliwy.

- Żona jest osobą, która chce dominować. Najczęściej dochodzimy jednak do kompromisu. Choć nie zawsze było łatwo, udało nam się w życiu. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi - mówił kilka lat temu. Ślub wzięli w latach 90., po 20 latach wspólnego życia. Zmarli zaś oboje w tym samym 2016 roku. Słynny Czterdziestolatek odszedł zaledwie cztery miesiące po swojej ukochanej żonie...

***

Zobacz więcej materiałów:

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama