Reklama
Reklama

Anita Lipnicka chwali sobie małżeństwo!

Nie rozumiała przysięgi: „Nie opuszczę cię aż do śmierci”. Ale wszystko zmieniło się, kiedy spotkała przyszłego męża.

Nie rozumiała przysięgi: „Nie opuszczę cię aż do śmierci”. Ale wszystko zmieniło się, kiedy spotkała przyszłego męża.

Marzenia o białej sukni i welonie nigdy jej nie zaprzątały. - Może dlatego, że nie wierzę w miłość do grobowej deski. Bo jak można komuś przysięgać: "Nie opuszczę cię aż do śmierci"? - mówiła kiedyś w wywiadach Anita Lipnicka (41 l.). Dziś z dumą podkreśla, że nosi nazwisko Gray, a panieńskie traktuje już tylko jak pseudonim artystyczny.

Piosenkarka wyszła za mąż we wrześniu zeszłego roku. Był to jej pierwszy ślub, ponieważ 12-letni związek z Johnem Porterem nigdy nie został zalegalizowany. Nie myśleli o małżeństwie nawet, gdy na świecie pojawiła się ich córka Pola (10 l.). - Z Markiem chcę spędzić resztę życia. Czuję się tak, jakbym wreszcie dopłynęła do właściwego brzegu. Zagościł we mnie spokój - mówi piosenkarka w ostatnim wywiadzie dla "Olivii".

Reklama

Po raz pierwszy ma też poczucie, że nie musi wszystkiego dźwigać na swoich barkach i dawać sobie rady w pojedynkę. Tego nauczyła Anitę mama, przedsiębiorcza kobieta, która ciężko pracowała, by dzieciom nigdy niczego nie brakowało. - Zawsze miałam tendencję do tego, że to ja muszę iść na wojny, ogarniać rzeczywistość. Dziś chętnie daję się sobą zaopiekować. Już nie chcę dłużej być taka silna. Mark zdjął ze mnie ten obowiązek. Pragnę mieć prawo do słabości i powiedzieć: "Sorry nie daję rady. Pomożesz?" - wyznaje.

Mąż piosenkarki jest Anglikiem i dla ukochanej przeprowadził się do Polski. Było to możliwe, ponieważ ma wolny zawód. Mark Gray jest artystą. Zajmuje się projektowaniem i rysowaniem. Dla Anity stworzył animację do piosenki "Ptasiek". Para poznała się właśnie podczas wspólnej pracy. - Mark był przekonany od pierwszej chwili, że będziemy razem. Ja nie planowałam tej miłości, byłam wciąż poturbowana - opowiada Anita.

W ostatnim czasie piosenkarka przechodziła trudne chwile. Wykryto u niej guza ślinianki przyusznej, potrzebna była operacja i choć była to zmiana niegroźna, to przez cztery miesiące miała sparaliżowane pół twarzy. - Wtedy naprawdę przeżyłam dramat, bo mój zawód to przecież śpiewanie - wspomina. Przeszła też terapię psychologiczną, kiedy w wyniku wielu osobistych trudności utraciła sens i ochotę do życia.

Sprawy zaczęły się układać, kiedy pojawiła się miłość. - Wtedy wszystko stało się oczywiste. Dziś jestem pewna, że Mark to mężczyzna, który będzie ze mną na dobre i na złe. Dał mi powód, by uwierzyć, że to jest możliwe - mówi szczęśliwa Anita.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Anita Lipnicka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy