Reklama
Reklama

Anna Dymna wspomina psychofana: Krzyczał, że musi mnie zabić

Ta historia mogłaby być materiałem na scenariusz filmu kryminalnego, ale wydarzyła się naprawdę. O tym, że Anna Dymna (65 l.) wyszła cało z niebezpiecznego zajścia, zadecydował... jej aktorski talent. I zimna krew.

Jeszcze do niedawna po Krakowie krążył człowiek, który chciał zabić popularną aktorkę. Nie kryjąc się ze swoimi planami, opowiadał o tym podróżnym w tramwajach. Nikt nie zaalarmował policji, myśląc, że to nieszkodliwy wariat. Gdy Anna Dymna wyjechała za granicę, zdesperowany odwiedził jej fundację "Mimo Wszystko". Wezwano policję, mężczyzna został zatrzymany i po przesłuchaniu wypuszczony na wolność.

- Zapewne ktoś, nie przeczuwając niczego złego, musiał go poinformować, gdzie mieszkam - zdradza aktorka na łamach książki "Anna Dymna. Warto mimo wszystko".

Reklama

- Tamtego dnia usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi. W domu byłam sama. Nie otworzyłam. Zapytałam: "Kto tam?". W odpowiedzi usłyszałam: "Czy tu mieszka pani Dymna? Muszę ją zabić" - wspomina chwilę grozy artystka.

Ponieważ wszystkie drzwi do ogrodu były otwarte, aktorka w szalonym pędzie biegała po domu i zamykała je po kolei. Słysząc, że "gość" nadal stoi przy wejściu, siłą woli opanowała stres i powiedziała: "Żadna Anna Dymna tu nie mieszka", i zagroziła, że jeśli nie odejdzie, zadzwoni na policję.

- Odszedł. Dopiero wtedy sąsiad pomógł mi wydostać się z domu. Okazało się potem, że ten pan twierdził, iż ma raka mózgu, a ja powinnam mu pomóc. Jednocześnie wołał: "Muszę Dymną, tę ku..., zajeb...!" - opowiada gwiazda.

Napastnik został aresztowany i osądzony. - Spotkałam go w sądzie. Przypuszczam, że siedział już w więzieniu przez wiele lat. Najpewniej opuścił je chory. Widząc mnie, uśmiechnął się i powiedział: "Oj! Ja pani nie znam...".

Dziś aktorka stara się nie uruchamiać w sobie lęku. Niebezpieczny incydent przekuła w swój sukces - stała się jeszcze silniejsza i pewniejsza siebie. Wciąż patrzy z wiarą na drugiego człowieka, wierząc, że dobro zawsze zwycięża zło.

- Moja mama mówiła, że ludzie są naprawdę dobrzy, tylko czasem tego nie wiedzą, bo są nieszczęśliwi.

Ona do tych skrzywdzonych przez los, niepełnosprawnych wyciąga rękę od dawna. Gdyby nie jej odwaga i upór w działaniu, co by było z Festiwalem Zaczarowanej Piosenki, z jej fundacją i dwoma ośrodkami terapeutycznymi, które dzięki niej wybudowano?

Dla męża, aktora i reżysera Krzysztofa Orzechowskiego i syna Michała to powód do dumy. Ale ważniejsze jest dla nich jej bezpieczeństwo. Choć obaj są przekonani, że Anna to kobieta niezłomna, lubią wiedzieć, gdzie i z kim się spotyka. Wzajemna czujność i troska sprawiają, że stali się sobie jeszcze bliżsi. Zrozumieli, jak kruche jest życie i jak łatwo można je stracić.

Dobry Czas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy