Reklama
Reklama

Barbara Bursztynowicz uwierzyła w miłość na zawsze

Jej rodzice uchodzili za udane, szczęśliwe małżeństwo, a jednak na dziesięć lat się rozstali. Ona z mężem, choć dyskutują i różnią się w wielu kwestiach, wciąż są razem.

Choć w ich związku nie brakowało zawirowań, szczęśliwie je przetrwali. Ponad czterdzieści lat po ślubie Barbara i Jacek Bursztynowiczowie nadal mówią o sobie z miłością. Tak spełniło się wielkie marzenie aktorki sprzed lat. Chciała stworzyć rodzinę, gdzie każdy będzie się czuł bezpiecznie. Małżeństwo jej rodziców uchodziło za udane, a jednak się rozpadło.

Wychowała się w Bielsku-Białej, w miejscu pełnym dziecięcego gwaru. - Nasz dom stał na wzgórzu. Z okna mojego pokoju roztaczał się wspaniały widok na Beskidy - opowiada. Miała starszą siostrę i młodszego brata. Gdy były małe, ojciec woził dziewczynki rowerem. Basia musiała siedzieć na ramie. Jak ona wtedy zazdrościła siostrze, że przypada jej lepsze miejsce na bagażniku!

Reklama

Najbardziej lubiła chwile, kiedy do sali w przedszkolu wkraczały panie, trzymając w ręku pudła z wypranymi ubrankami dla lalek. Godzinami mogła siedzieć i stroić zabawki. Popołudniami bawiła się na podwórku. Dzieci lubiły zabawę "w wojnę". Jako najcichsza i najbardziej spolegliwa z grupy zostawała "Niemcem".

Chłopcy strzelali do niej z patyków. Pewnego dnia padła, udając trafienie kulą. Zrobiła to tak wiarygodnie, że koledzy podbiegli do niej przerażeni. W tym momencie zrozumiała, że umie coś, co daje jej władzę nad otoczeniem. - Lubiłam też przygotowywać przedstawienia. Najpierw z siostrą i bratem, potem z koleżankami - wspomina.

Szyła kukiełki i bawiła się nimi w spektakle. Stworzyła sobie swój świat, nie potrzebowała nawet publiczności. Domem trzęsła mama, silna, zaradna kobieta, z zawodu krawcowa. Całe dnie spędzała przy maszynie do szycia. Dzieci kochała, ale trzymała krótko. Nie było mowy o wymigiwaniu się od porządków, czy odrabiania lekcji.

Najwięcej luzu miał najmłodszy, ukochany syn. Tato traktował maluchy łagodniej. Dawał im więcej luzu. Zabierał je na wycieczki. Interesował się polityką, wieczorami słuchał Radia Wolna Europa. Potem omawiał z żoną bieżącą sytuację w kraju. Barbara była pewna, że rodzice są ze sobą blisko. Że się wspierają i kochają.

Kiedy zdawała na studia, nagle dowiedziała się, że się rozwodzą. Nie rozumiała tego. - Musiałam szybko dojrzeć, nie miałam czasu na rozpacz - wspomina. Jej kontakt z matką się urwał - wyjechała do Ameryki, gdzie mieszkali jej siostra i brat. Początkowo mówiła, że tylko na chwilę, że musi się pozbierać. Została na stałe.

Barbara zamieszkała w Warszawie u wujostwa, potem przeniosła się do akademika. - Były momenty, kiedy czułam się samotna i chciałam mieć mamę przy sobie, ale jej nie było - wspomina. Barbara często odwiedzała ojca, martwiła się, jak sobie poradzi. Po 10 latach od rozstania państwo Rabczakowie w końcu się pogodzili. Barbara nie widziała matki przez sześć lat. Nie było jej na ślubie córki. Gdy wróciła z Ameryki, aktorka była już mężatką.

Jacka Bursztynowicza poznała podczas studiów w warszawskiej szkole teatralnej. Dwa lata starszy, przystojny blondyn, w skórzanej kurtce, często siadał przy pianinie w stołówce i przygrywał jazzowe kawałki. Pewnego dnia spotkali się na imprezie u wspólnego kolegi. Długo rozmawiali. On zakochał się, gdy tylko na nią spojrzał. Kiedy zobaczył ją znów na uczelni, był pewien, że są sobie przeznaczeni.

Barbara miała sprecyzowane wymagania, co do tego jedynego. Miał być przystojny, dowcipny, inteligentny, wrażliwy, potrafić grać na pianinie i palić papierosy jak uwielbiany przez studentki wykładowca, Andrzej Łapicki. Tak wyśrubowanym oczekiwaniom niewielu mogło sprostać. Jacek je spełniał. Mimo wszystko nie była pewna, czy chce z nim być. Na pierwszą randkę spóźniła się dwie godziny. Cierpliwie czekał. Przeszkadzało jej, że lubił flirtować z innymi, choć zapewniał, że świata nie widzi poza swoją Basią.

Niewiele brakowało, by się rozstali. On skończył studia i wyjechał do Grudziądza. Ona została w Warszawie, otoczona adoratorami. Nie chciał ryzykować, że ją straci. Poprosił ją o rękę. Gdy zaplanowali, że staną przed ołtarzem, pojawiła się niespodziewana przeszkoda. Ksiądz z parafii w Bielsku-Białej odmówił udzielenia ślubu twierdząc, że artyści biorą go dla poklasku. W zasadzie dobrze się stało, bo wzięli go w Warszawie, u wizytek, a przygotowywał ich sam ks. Jan Twardowski.

Początkowo Barbara podchodziła do małżeństwa dość lekko. Uważała, że jeżeli okaże się pomyłką, to weźmie rozwód. Na szczęście nie musiała podejmować tak drastycznych decyzji. Mają z mężem odmienne temperamenty i w wielu sprawach się różnią, dotarli się jednak, szanują swoją odrębność.

Małżonkowie nie zgadzali się choćby co do metod wychowania córki, Małgosi. Aktorka powielała schemat ze swojego domu. Tak jak kiedyś jej mama, nie pobłażała dziecku. - Mąż był pod tym względem bardziej wyrozumiały, jak mój tato - opowiada. Okazało się, że warto było zmienić nastawienie.

Dziś aktorka ma z córką świetny kontakt. Przyjaźnią się. Barbara dzwoni do dorosłej już Małgosi po rady, nawet w sprawach zawodowych. - Wiele razy mi pomogła, podobnie zresztą jak mąż - przyznaje.

Lubi swój wiek, swój dom, swoją rodzinę. Nie chciałaby cofnąć czasu. Czuje się spełniona, szczęśliwa. - Za dużo było we mnie niepewności, braku wiary w siebie. Lubię siebie taką, jaką jestem. Wzmocnioną, dającą sobie radę w trudnych sytuacjach - podkreśla z dumą Barbara Bursztynowicz.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Barbara Bursztynowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy