Reklama
Reklama

Beata Chmielowska-Olech: Zaskakujące tajemnice jej małżeństwa

Beata Chmielowska-Olech (45 l.) od ponad dwudziestu lat związana jest z TVP. O życiu prywatnym dziennikarki do tej pory wiadomo było niewiele. Tygodnik "Rewia" ujawnia jednak, jak naprawdę wygląda jej małżeństwo...

Gwiazda "Teleexpressu" od siedemnastu lat jest żoną Damiana Olecha (46 l.), z którym ma dwoje dzieci: syna Brunona i córkę Liwię.

Historia ich związku, gdyby została opisana, mogłaby bez wątpienia stać się książkowym bestsellerem. 

Beata miała 23 lata, gdy zaczynała swoją przygodę z telewizją w "Teleexpressie Junior", gdzie niemal od razu zyskała sporą popularność i sympatię widzów. 

W tym czasie jej mąż przebywał w Stanach, gdzie o mały włos nie został oficerem amerykańskiej armii. 

"Gdy miałem 17 lat, mama wysłała mnie do szkoły wojskowej w Nowym Jorku, przygotowującej do studiów na West Point. Dostałem ostrą lekcję życia. W końcu uznałem, że chcę wracać do Polski. Wybrałem finanse i bankowość. Beata zrezygnowała z kariery aktorskiej, a ja porzuciłem wojskowe plany" - wspominał w jednym z wywiadów mąż Beaty.

Reklama

Ich znajomość zaczęła się jednak od karczemnej awantury...

Poznali się na imprezie u wspólnych znajomych. Na początku nie zapałali jednak do siebie zbyt wielką sympatią.

Jak czytamy w "Rewii", od razu pokłócili się o... strajk pielęgniarek. Mieli bowiem różne podejście do tej sprawy.

Chmielowska po latach przyznała, że myślała, że więcej się nie zobaczą. Stało się jednak inaczej.

Mężczyzna nie mógł przestać o niej myśleć i następnego dnia zdobył jej numer telefonu. 

Damian dzwonił niemal każdego dnia, co początkowo nie podobało się Beacie. 

"Byłem mocno zdeterminowany. Po prostu zakochałem się na zabój" - wspomina. 

Trudno się temu dziwić, bowiem Beata to piękna kobieta o niezwykłej urodzie, co wynika z jej pochodzenia. 

"Mój prapradziadek Antoni, powstaniec listopadowy, w roku 1855 trafił do Turcji wraz z samym Adamem Mickiewiczem. Osiadł w Konstantynopolu, poznał piękną Turczynkę, z którą miał syna, Jana. Ten zaś poznał temperamentną Włoszkę. Doczekali się czwórki dzieci, wśród których była moja babcia" - wyjawiła w "Pytaniu na śniadanie" Beata. 

To musiało więc skończyć się ślubem. Wcześniej jednak odbyły się zaręczyny, na których Beata o mało się nie udławiła...

Para zaręczała się dwukrotnie. Najpierw Damian poprosił o rękę przy obecności jej rodziców. 

Potem polecieli do Stanów, gdzie przyszli teściowie Beaty już czekali z kolejnym pierścionkiem kupionym na słynnej Piątej Alei w Nowym Jorku. 

Chmielowska wspominała, że omal się nie udławiła, gdyż Damian wrzucił pierścionek do kieliszka z szampanem. 

Wesele zorganizowali bardzo huczne, pojawiło się sporo gości, a zabawa trwała do białego rana. 

Wkrótce na świecie pojawił się ich synek Bruno, a dwa lata później córka Liwia. 

Gwiazda TVP nie ukrywała, że bywało jej bardzo ciężko. 

"Podziwiam kobiety, które mają dużo dzieci, ale też podziwiam siebie, że zdecydowałam się na dwoje. Liwia często budzi się o piątej rano. Po godzinnej zabawie zapada w błogi sen i wtedy właśnie wstaje Bruno. Gotowy do zabawy. Myślę wtedy tylko o tym, kiedy oni dadzą mi się wyspać" - opowiadała przed laty Chmielowska. 

Dziś pociechy mają już dwanaście i czternaście lat, więc może nie budzą jej wcześnie rano, ale z pewnością gwiazda ma na głowie inne problemy.

Założenie rodziny uważa jednak za swój największy sukces, bez którego nie byłaby w tym miejscu, w którym jest teraz.

"Moja kariera może rozwijać się dzięki najbliższym. Rodzina bardzo mnie napędza do działania. Nie wiem, czy chciałoby mi się tak intensywnie pracować, gdyby nie mąż i dzieci" - twierdzi gwiazda.

***

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama