Reklama
Reklama

Dagmara Kaźmierska nie chce mówić, skąd ma pieniądze. Za to jej pseudonim z więzienia wiele wyjaśnia!

Najpopularniejsza bohaterka kontrowersyjnego show TTV "Królowe życia" Dagmara Kaźmierska w szczerym wywiadzie z Pomponikiem stwierdza, że gdyby nie siedziała w więzieniu za sutenerstwo, nie trafiłaby do telewizji. Zdradza też, dlaczego za kratkami miała ksywkę… księżniczka, kto zagra ją w ekranizacji jej autobiografii i czy zastąpi Kubę Wojewódzkiego w TVN...

Pomponik: Podobno niczym jasnowidzka przepowiedziała sobie pani wiele faktów ze swojego życia: wypadek, aktorstwo, męża, więzienie, amerykański paszport syna... Wierzy pani w przeznaczenie i potegę głośno wypowiedzianych słów?

Dagmara Kaźmierska: Oczywiście! Wielokrotnie na własnej skórze przekonałam sie, że dostajemy to, o czym myślimy i o czym mówimy. Myśli i słowa mają niesamowitą moc, tylko większość ludzi - niestety - to bagatelizuje.

W swojej autobiografii pt. "Prawdziwa historia Królowej Życia“ bez lukru a jednocześnie z wrodzonym sobie poczuciem humoru rozprawia się pani  z własną przeszłością i grzechami. Jakiego błędu najbardziej pani żałuje z perspektywy czasu?

Reklama

Żyję tu i teraz, nie mam w zwyczaju rozpamiętywania przeszłości, bo to droga donikąd. Uważam, że wszystko, co przytrafia się nam w życiu, jest po coś. Gdybym nie była w więzieniu, nie trafiłabym do telewizji. Z błędów i porażek wyciągnęłam wnioski, grzechy odpokutowałam i idę dalej, nie oglądając się wstecz.

Jedyną rzeczą, której żałuję i którą uważam za swój niewybaczalny błąd i wręcz głupotę, to niezapinanie pasów podczas jazdy autem. Przez to miałam wypadek, który zmienił moje życie. Jego konsekwencje ponoszę do dziś. 

Muszę przyznać, że pani książka wciąga niczym rasowy thriller psychologiczny! Czy ma pani w planach nakręcenie filmu na jej podstawie?

Być może powstanie film - zobaczymy.

Komu powierzyłaby pani reżyserię, a kogo obsadziła w rolach głównych?

Marzeniem oczywiście byłoby mieć Tarantino (śmiech). A tak poważnie - jeszcze nie zastanawiałam się nad reżyserią. Natomiast w roli głównej oczywiście obsadziłabym siebie. Nikt lepiej ode mnie nie potrafiłby wczuć się w moje przeżycia niż ja sama.

Mało kto wie, że program "Królowe życia“ powstał w myślą o pani i pierwotnie miała być pani jego jedyną bohaterką!

Dokładnie tak było, z tym, że pierwszy tytuł brzmiał "Ameryka jest tu!“. Wtedy nie byłam jeszcze gotowa wyznać producentce Kasi Danek i reżyserowi Piotrowi Wąsińskiemu całej prawdy o swojej przeszłości, więc zasugerowałam, by program miał więcej krwistych bohaterów. Nie chciałam, by - w razie wybuchu jakiegoś skandalu - ludzie z ekipy stracili przeze mnie pracę. Szczęśliwie udało mi się przeforsować mój pomysł.

Co dla pani oznacza bycie królową życia?

Królem życia jest ten, kto potrafi z niego brać tylko to, co najlepsze. A jeśli los zdecyduje inaczej, to i tak się podniesie i pójdzie dalej jeszcze silniejszy. Mnie zatrzymać może tylko śmierć moja lub syna. Wszystkie inne przeciwności są słabsze ode mnie. Nic nie jest w stanie mnie złamać. Jeśli już, to przetrącić na jakiś czas, ale nie złamać. Idę dalej jak taran. Bo to moje życie. Moje królestwo. Nikt go za mnie nie przeżyje ani nie da drugiego. I dlatego żyję tak, żebym przed śmiercią mogła do siebie powiedzieć: "Stara, miałaś dobre życie“.

W programie niewątpliwie elektryzuje pani widzów swoją charyzmą, osobowością, poczuciem humoru i pewnością siebie. Czy już w dzieciństwie słyszała pani, że jest urodzoną gwiazdą i ma gadane jak Hanka Bielicka?

Właśnie do Hanki Bielickiej zawsze mnie porównywano (śmiech). Od dziecka zawsze było mnie wszędzie pełno. Taki mały czort obwieszony błyskotkami latał po Polanicy. Poza tym od dziecka miałam inklinacje aktorskie, więc to, że znajdę się kiedyś w telewizji, po prostu było tylko kwestią czasu. Wszystko miałam zapisane w gwiazdach i głowie już od kołyski.

Dzięki "Królowym życia“ zyskała pani mnóstwo fanów, na Instagramie obserwuje panią ponad milion osób, ale musi się też pani mierzyć z hejtem. Jak sobie pani z nim radzi?

Hejt mnie bawi, jeśli chodzi o moją osobę. Jestem niesamowicie odporna. Natomiast w odniesieniu do ogółu bardzo mnie smuci. Niepotrzebnie w ludziach jest tyle zawiści i nienawiści. Cierpią oni sami, tylko są tego nieświadomi, i przysparzają cierpienia innym - zazwyczaj tym słabszym. Ale cóż, każdy robi jak mu tam pod kopułką pika.

Polacy słyną z tego, że lubią zaglądać innym w kieszeń, więc często pada pytanie, skąd Dagmara Kaźmierska ma pieniądze. Zdradzi pani, na czym się najbardziej dorobiła?

Pieniądze lubią ciszę, więc idźmy dalej...

Co jest dla pani najważniejsze w życiu?

Conan. Po prostu ten dzieciak jest moim życiem. Nie ma jego, nie ma mnie.

Choć nie lubi pani wracać do tematu więzienia, to jeśli już to robi, to z dużą dozą autoironii i żartu. Powie pani, co ukrywa pod tą fasadą?

Proszę pamiętać, że czasem pod najbardziej perlistym śmiechem kryje się największy smutek. I tak właśnie jest w przypadku mojego pobytu w zakładzie karnym. A resztę proszę sobie dopowiedzieć...

Dlaczego za kratkami nazywano panią... księżniczką?

Bo nawet tam nie rozstawałam się ze swoim fioletowym futrem z lisów (śmiech). Zawsze miałam je przy sobie. W celi na nim spałam, a jak szłam na spacerniak - zakładałam je na siebie, do tego niebotycznie wysokie szpilki. W ten sposób stworzyłam sobie namiastkę luksusu. Ale to wcale nie oznacza, że więzienie jest fajne. Bo wcale nie jest...

Z książki wiem, że spotykała się pani z różnymi zaskakującymi ofertami. Propozycje zostania tancerką w peep-show czy dominą zabiła pani śmiechem...

Szczerze? Wtedy nawet nie wiedziałam, co znaczy słowo "domina“. Gdy zostałam uświadomiona, śmiałam się do rozpuku. Wolałam już kible szorować i kawę podawać niż uczyć się sado-maso, bić czy przypalać facetów. To zupełnie nie dla mnie. Na nic zdały się próby przekonania mnie, że nikt mnie nawet nie będzie widział ani dotykał, a dostanę za to kilka tysięcy marek.

Kompletnie nie nadawałam się też do peep-show. Rozbieranie się przed facetami, nawet za szyba, to zupełnie nie mój klimat. Mogłam się więc tylko śmiać z takich propozycji.

Gdyby Edward Miszczak zaprosił panią do swego gabinetu i zaproponował, że wiosną program "Dagmara Kaźmierska“ może zastąpić show "Kuba Wojewódzki“, co by mu pani powiedziała?

Nie przyjęłabym takiej propozycji. Nikt nigdy w tym kraju nie będzie w stanie zastąpić Kuby, ponieważ w świecie mediów nie ma nikogo, kto dorównywałby mu bystrością i inteligencją.

Zobacz też: 

Są nowe ustalenia w sprawie wypadku na planie "Rust"

Alec Baldwin sfotografowany chwilę po postrzeleniu kobiety. Wstrząsający obraz aktora!

To Marilyn Monroe, a nie Grace Kelly, miała zostać księżną Monako

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Dagmara Kaźmierska | TVN SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama