Reklama
Reklama

Dorota Wellman: Mój przyjaciel mąż

Z ukochanym Krzysztofem tworzy zgrany tandem już od przeszło 30 lat. Choć oboje nie są aniołami, zbudowali dom, który nazywają rajem na ziemi.

Ma pani ogromny dystans do własnej osoby...

- To prawda. Wyniosłam go z domu. Moi rodzice potrafili bowiem śmiać się z samych siebie, ze swoich wad. I mnie tego nauczyli.

Co jeszcze pani zawdzięcza mamie i tacie?

- Na pewno poczucie własnej wartości. Rodzice często mówili o moich zaletach, zasługach. Chwalili mnie, choć nie za wszystko, co zrobiłam. Nauczyli mnie walczyć o swoje, mieć odrębne zdanie i szanować zdanie innych. No i tego, żeby zawsze wchodzić w dyskusję. Jeśli coś chciałam osiągnąć, walczyłam na argumenty, nigdy się nie poddawałam, odchodząc z płaczem. To mnie umocniło. Wyszłam z domu jako silna osoba.

Reklama

Podobno była pani nieznośnym dzieckiem...

- Rodzice nie mieli ze mną łatwo. Otóż wszystkim się interesowałam. A szczególnie tym, co zakazane. Nie umiałam usiedzieć w miejscu. Łaziłam tam, gdzie nie powinnam. Po prostu musiało się coś dziać. Na przykład potrafiłam przepaść bez śladu i potem trzeba było mnie szukać na podwórkach u sąsiadów. A najbardziej lubiłam bawić się z chłopakami. Nie zawsze w delikatny sposób. Pamiętam te nasze bitwy, walki. Albo jak odgrywaliśmy sceny z "Czterech pancernych". Co jak co, ale nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką w różowej sukience i z ułożonymi włosami. Wręcz przeciwnie - łobuzem! Z obdartymi kolanami i łokciami, z rozciętą głową... Takim dzieckiem, któremu nigdy nie brakowało energii.

Jej duże pokłady ma pani w sobie do dziś. Skąd ją pani czerpie?

- Wstaję rano z dobrym nastawieniem! Codziennie, nawet jeśli mam trudny okres. Bo ja kocham życie. Uważam, że trzeba z niego czerpać jak najwięcej. Dlatego cieszę się każdym dniem. A nakręca mnie dosłownie wszystko: praca, spotkania z ludźmi, nawet słodkie lenistwo w domu. Poza tym ciągle chcę czegoś nowego. Pragnę poznawać nowe osoby, odwiedzać nowe miejsca, czytać nowe książki. Tak naprawdę rzadko są chwile, kiedy na nic nie mam ochoty. Tę energię z pewnością czerpię też od moich bliskich. Oni są dla mnie takim napędem do działania. I to też dla nich żyję tak intensywnie. Szczerze mówiąc, chyba nie umiałabym inaczej.

Z mężem, Krzysztofem, jest pani od ponad 30 lat.

- Na pewno dobrze się dobraliśmy. Łączy nas coś więcej niż kredyt hipoteczny. Przede wszystkim głęboka przyjaźń. To podstawa. Dzięki niej wytrzymaliśmy ze sobą tak długo. Chociaż nie ukrywam, że jesteśmy małżeństwem burzliwym, takim, gdzie zdarzają kłótnie, ostre wymiany zdań. Ale, na szczęście, szybko się godzimy. To wymaga wysiłku. Krótko mówiąc, nad związkiem należy pracować. Trzeba mieć cierpliwość do partnera, umieć z nim rozmawiać, nie tłumić w sobie emocji. No i nie dopuszczać do cichych dni. My ich oczywiście nie mamy. Nie cierpię tego!

Ale podobno trudno z panią żyć...

- To prawda. Choćby z tego powodu, że nie usiedzę w miejscu. Jak już powiedziałam, ciągle mam energię, wciąż bym coś zmieniała, na przykład umeblowanie domu. Wiem, że z taką osobą trudno wytrzymać. A Krzysiek potrafił się do tego dostosować, znosi to ze świętym spokojem już od tylu lat. I chwała mu za to! Zresztą on też nie jest łatwym człowiekiem do życia, na pewno nie jest to anielski mężczyzna.

Niebawem stuknie pani sześćdziesiątka. Nie obawia się pani, że starość już czyha za rogiem?

- Na pewno czyha. A czy się boję? Jeśli już, to niedołężności. Póki co, czuję się młodo. Mam młodą duszę i mózg. I przede wszystkim nie rozmawiam o chorobach. Nie cierpię wręcz, gdy ludzie się spotykają i mówią tylko o tym, co ich boli, co mieli ostatnio operowane. W takich sytuacjach zazwyczaj wychodzę. Bo gdy zaczynamy skupiać się na dolegliwościach, odchodzeniu, to właśnie wtedy się starzejemy. A tak naprawdę starość to nie tylko metryka. To stan umysłu. Dlatego ja ciągle myślę o przyszłości, robię plany. Chcę w dalszym ciągu pracować, być aktywną w wielu sferach. Na emeryturę zdecydowanie się nie wybieram.

Chciałaby już pani być babcią?

- Na pewno bardzo się ucieszę, gdy nią zostanę. To z pewnością byłaby jedna z większych radości w moim życiu. A chciałabym być taką babcią, jaką sama miałam. Moja, będąc 80-latką, jeździła konno na oklep, tańczyła jak szalona. Po prostu kobieta petarda! Zawsze patrzyłam na nią z wielkim podziwem. Bo była twarda, odważna, miała mocny kręgosłup moralny. I taka pozostała do końca swoich dni. A wracając do wnuków... Gdybym je miała, na pewno chodzilibyśmy w jakieś fajne miejsca, robilibyśmy różne szalone rzeczy. Ale nie poganiam syna w tych sprawach. Daleka jestem od czegoś takiego. To przede wszystkim jego życie, nie moje. Nie ingeruję w nie. Jakub sam zdecyduje, kiedy zechce mieć dzieci.

Przyjaźni się pani z synem?

- Bardzo! I to mój ogromny powód do dumy, bo wiem, że wielu rodziców traci bliski kontakt z dziećmi, gdy te się usamodzielniają. U nas, na szczęście, tak się nie stało. Kuba co prawda wyfrunął z gniazda już wiele lat temu, ale dobrej relacji nigdy nie straciliśmy. Codziennie rozmawiamy. O wszystkim. O polityce, o rzeczach, które nas fascynują. A dużo nas łączy. Oboje lubimy podróżować, uwielbiamy kino. Cieszę się, że udało nam się stworzyć tak fajną więź. Podobną miałam zresztą ze swoją mamą. Potrafiłam z nią rozmawiać godzinami. O tematach, jakie nas interesowały, fascynowały, poruszały... I nigdy nie miałyśmy dość.

A gdy syn opuszczał rodzinne gniazdo, ciężko było się z tym pogodzić?

- Miałam świadomość, że ten moment prędzej czy później nastąpi. Psychicznie się do tego przygotowywałam. I nie utrudniałam niczego synowi, gdy już podjął tę decyzję. Wiedziałam, że jak zacznę to robić, to nic dobrego z tego nie będzie. Oczywiście, przeżyłam to na swój sposób... Ale szybko się z tym pogodziłam. Wiedziałam, że Kuba sobie poradzi, że jest już gotowy na ten krok. Gdy się wyprowadził, jeszcze intensywniej pracowałam. No, i zaczęłam robić pewne rzeczy dla siebie samej. Takie, na jakie wcześniej brakowało mi czasu. I do tego namawiam też inne kobiety. Żeby nie kontrolowały dorosłych dzieci, a zajęły się przede wszystkim sobą.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Wellman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy