Reklama
Reklama
Tylko u nas

Dzieci Ryszarda Filipskiego przerywają milczenie. Dlaczego ojciec wyrzekł się ich przed śmiercią?

​Zmarły 22 października 2021 roku Ryszard Filipski był wybitnym aktorem, ale - jak wynika ze słów jego dzieci - fatalnym ojcem, utracjuszem, alkoholikiem i hazardzistą. Zofia i Bronisław opowiadają nam, kim był mężczyzna, któremu zawdzięczają nazwisko i... straszną traumę. Wspominają o jego fałszywej religijności na pokaz, podwójnym życiu oraz wpływie, jaki miała na niego 40 lat młodsza konkubina. Wyznania, którymi podzielili się z nami córka i syn niezapomnianego filmowego Hubala, to przejmująca próba rozliczenia się z przeszłością i znalezienia usprawiedliwienia dla tego, co spotkało ich ze strony ojca.

"Najważniejsze dla mnie jest żyć w zgodzie z Bogiem i z własnym sumieniem. Dlatego kładę bezwzględny nacisk na absolutne mówienie prawdy. Kłamstwo należy dusić w zarodku. W świadomość swoich dzieci - Bogumiły i Ryszarda Stanisława - wbijam, że nasza obecność na ziemi jest bardzo krótka. Prawdziwe życie zaczyna się po drugiej stronie, a zarobić na nie trzeba tu". Kojarzycie, czyje to słowa?

Zofia Filipska: Naszego śp. ojca Ryszarda Filipskiego, które wypowiedział w jednym z wywiadów z 2006 roku. Przeczytaliśmy je dopiero po jego śmierci i doznaliśmy szoku. Był to cios wymierzony w naszą mamę, która do końca życia taty pozostawała jego formalną żoną, i w nas - sześcioro dzieci, które porzucił 26 lat temu i nie chciał znać, nigdy nie wyjaśniając dlaczego. 

Reklama

Gdy ojciec zostawił nas dla 21-letniej wówczas kochanki, moja najmłodsza siostra miała 2 lata, ja - 5, a najstarsza z całego rodzeństwa siostra, cierpiąca na autyzm, niespełna 15 lat. On sam - 62 lata. 

Konfrontacja tego, co mówił, z tym, jak postępował, wywołuje w nas ból i smutek. Ojciec z wojującego ateisty, jakim był w przeszłości, nagle przeistoczył się w gorliwego katolika. Niestety, swoje życie po sześćdziesiątce oparł na kłamstwie i katofałszu, a nam stworzył piekło, pozbawiając środków do życia i uchylając się od elementarnej odpowiedzialności za nasz byt i rozwój. 

Bronisław Filipski: Nie byliśmy pierwszą rodziną, którą nasz ojciec zostawił i przestał się kontaktować, nie licząc oczywiście spotkań w sądzie, które on i jego konkubina, fałszywie podająca się za żonę, uwielbiali. Tak, tak, ubóstwiali ciągać po sądach naszą mamę i nas, by wykręcić się od płacenia alimentów. Mamy jeszcze dwoje rodzeństwa z poprzednich związków ojca - siostrę i brata. Oni też zostali porzuceni przez niego w dzieciństwie. Jesteśmy z nimi w kontakcie. 

Czy to prawda, że o śmierci ojca dowiedzieliście się dopiero po jego pogrzebie?

Zofia Filipska: Nasza najstarsza siostra, pisarka Katarzyna Turaj-Kalińska, owoc pierwszego małżeństwa naszego ojca z Zofią Kalińską, również aktorką, dostała na Messengerze zapytanie od jednego z dziennikarzy, czy może potwierdzić śmierć taty. Podobnie jak my, o niczym nie wiedziała. Od ponad 30 lat w ogóle nie miała z nim kontaktu. Od razu podzieliła się tą wiadomością z nami i wspólnymi siłami próbowaliśmy potwierdzić tę smutną informację. Trzy dni trwało obdzwanianie szpitali, parafii i cmentarzy. Nikt nic nie wiedział, wszyscy nabrali wody w usta. Od proboszcza - zamiast informacji - dostaliśmy dezinformację, żeby nie powiedzieć "kłamstwo". 

Oficjalną informację o śmierci ojca, który zmarł 22 października 2021 roku, dopiero po pogrzebie 28 października podali Hubalczycy, dodając, że jego ostatnią wolą było odejść bez medialnego rozgłosu. Odebraliśmy to jednoznacznie: chodziło o to, byśmy nie zjawili się na pogrzebie. Nie mogliśmy się z nim pożegnać. 

Czy od odejścia ojca mieliście z nim jakikolwiek kontakt?

Zofia Filipska: Nie, i to mimo wielokrotnie podejmowanych prób. Nie licząc wspomnianych już spotkań w sądzie. Nie wiemy, czy to była jego suwerenna wola, czy może ktoś go przekonał lub zmusił do takiego postępowania. Gdy jedna z sióstr kiedyś do niego zadzwoniła, odebrała jego konkubina i - zamiast poprosić tatę do telefonu - z wrodzoną sobie perfidią poradziła małej dziewczynce, by zapytała matkę, kto jest jej ojcem!

Niczym skończyła się też próba poinformowania taty o śmierci jego młodszego brata, z którym miał bardzo dobre relacje do czasu związania się z Jolką. Konkubina nie dopuściła go do telefonu. Oczywiście ojciec nie pojawił się na pogrzebie stryjka. 

A gdy córka naszej najstarszej siostry skontaktowała się z nim, by poinformować, że został pradziadkiem, usłyszała od Jolki, że "tu nie ma żadnego dziadka". Gdy w końcu udało się jej porozmawiać z naszym ojcem, zwracał się do niej per "pani". 

Wszystkie mosty zostały ostatecznie spalone w momencie, gdy kilka lat temu z telefonu ojca przyszedł SMS o treści: "Nie interesują mnie ani wasze narodziny, ani wasza śmierć". Nigdy nie dowiemy się, kto był faktycznym nadawcą tej wiadomości. Okrucieństwa i bezduszności, z jakimi zostaliśmy odepchnięci od ojca, nie da się opisać słowami.

Jakie są wasze związane z nim wspomnienia z dzieciństwa?

Bronisław Filipski: Jak najlepsze. Niemal przez 12 lat swego życia miałem dobrego, ciepłego, troskliwego i kochającego tatę. Zapamiętałem go jako człowieka niezwykle inteligentnego, charyzmatycznego, zabawnego, obdarzonego wysublimowanym poczuciem humoru. Z mamą tworzyli bardzo dobre i zgodne małżeństwo. Naprawdę mieliśmy szczęśliwą rodzinę... 

Zofia Filipska: ...dopóki w paradę nie weszła nam pragnąca zostać aktorką Jolka, która potem przybrała imię "Lusia".

Podobno znalazła Ryszarda Filipskiego w małej chatce w środku roztoczańskiej puszczy i uratowała mu życie. Przyprowadził ją biały wilk...

Zofia Filipska: Tę legendę ojciec opowiadał w wywiadach. W rzeczywistości ta mała chatka to był nasz dom rodzinny w Adamowie na Zamojszczyźnie, a ten rzekomy wilk - nasz pies. Jolka przyszła do ojca po lekcje aktorstwa i już się od niego nie odczepiła. Nie przeszkadzało jej kompletnie to, że ojciec miał rodzinę - żonę i sześcioro dzieci. 

Może nie była tego świadoma? 

Bronisław Filipski: Ależ skąd! Ona przecież nas znała i doskonale wiedziała, jaki jest stan cywilny 62-letniego mężczyzny, na którego zagięła parol! Co więcej: znali nas też jej rodzice! Oni również przyjeżdżali do naszego domu pod nieobecność mamy, która w tym czasie ciężko harowała na nasze utrzymanie! Ci państwo przywozili skrzynki alkoholu i raczyli nim naszego ojca-alkoholika. 

Tu małe wtrącenie: ojciec, który niewątpliwie był wybitnie utalentowanym aktorem, w pewnym momencie skłócił się z całą branżą, po czym zrezygnował z aktorstwa. Mógł sobie na to pozwolić tylko dlatego, że mama świetnie zarabiała. Zajmowała się, zresztą robi to do dziś, hodowlą koni. Sprzedawała je za granicę. Kochała ojca bezgranicznie i tolerowała jego trudny charakter oraz słabostki. 

Kobiety, alkohol i hazard? 

Bronisław Filipski: Dokładnie. Jego słabością były coraz młodsze kobiety. Wdawał się z nimi w romanse, po czym jednak wracał na łono rodziny i było normalnie jak wcześniej. Ojciec był uzależniony od alkoholu, ale dzięki wsparciu mamy radził sobie z piciem przy pomocy esperalu. Choć zaliczał wpadki i ciągi, nie widywaliśmy go w domu pijanego. 

Zmierzam do tego, że ojciec był typem utracjusza. Miał problemy z hazardem. Gdy wyjeżdżał "odetchnąć" do Warszawy, wynajmował całe piętro w Hotelu Europejskim i stawiał alkohol wszystkim, których spotkał na swojej drodze. Na jego fanaberie poszło rodzinne mieszkanie mamy w stolicy. Aż w końcu doprowadził naszą rodzinę do ruiny. Gospodarstwo w Adamowie poszło pod młotek. Razem z Jolką sprzedali, co się dało i przehulali. Mama została z długami, kredytami do spłacenia i szóstką dzieci na utrzymaniu.

Dlaczego nie ujawniliście tego wszystkiego za życia ojca?

Zofia Filipska: Przede wszystkim z uwagi na szacunek dla mamy, która do śmierci ojca pozostała w stosunku do niego lojalna. Bardzo wierzyła w moc sakramentu małżeństwa, bo przecież w końcu to z nią jedyną zawarł ślub kościelny. Nie chciała publicznie prać brudów naszej rodziny i rozgłaszać tego w mediach. Oczywiście od czasu do czasu pojawiały się osoby, które proponowały mamie pieniądze w zamian za udzielenie wywiadu. Zawsze im odmawiała, nawet wtedy, gdy byliśmy w bardzo trudnej sytuacji finansowej.

Mama zdecydowała się jedynie na interwencję u hierarchów kościelnych - po tym, jak oburzeni znajomi naszych rodziców natrafili na drogi krzyżowe i wykłady o rodzinie prowadzone przez naszego ojca i jego konkubinę, wtedy już podających się za małżeństwo, które z obrączkami na palcach przystępowało do komunii świętej.

Następnie w TV Trwam ukazał się 12-godzinny cykl wywiadów z ojcem profesorem Mieczysławem Krąpcem z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego pod tytułem "U źródła prawdy" (Lusia przeprowadzała wywiady przed kamerą, Filipski był współscenarzystą). Oni uczyli innych moralności!

Większość biskupów, do których mama zwróciła się z prośbą o interwencję, zignorowała jej wiadomość. Część przesłała oburzające odpowiedzi, z których wynikało, że życie prywatne autorki ich nie obchodzi. Kilku nadesłało ciepłe słowo z zapewnieniem o  modlitwie, ale żaden z nich nie podjął konkretnego działania. 

Wracając do naszej rodziny, myślę, że mama bardzo długo liczyła na to, że ojciec się opamięta i do nas wróci, jak robił to wcześniej. Przez dwa lata nie wniosła nawet sprawy o alimenty. Dopiero gdy nie mieliśmy co jeść i odcięto nam prąd, opieka społeczna zagroziła mamie, że jeśli nie wystąpi o alimenty, mogą jej nas odebrać, poszła do sądu. Ale nigdy nie wypowiedziała złego słowa pod adresem taty. Nie potrafię wyobrazić sobie tego, co czuła, gdy spotykała go w sądzie w towarzystwie konkubiny demonstracyjnie nakładającej mu różaniec na dłonie... Albo gdy mówił podczas spotkania z sądowym psychologiem, że nie zna naszej najmłodszej siostry, dodając, że nowe znajomości nie są mu do niczego potrzebne!

Bronisław Filipski: Przed konkubinatem z Jolką ojciec miał kilka rodzin. Wypieranie się tego i zaprzeczanie przeszłości w nadziei, że da się ukryć prawowitą żonę i sześcioro dzieci, wydaje się niedorzeczne i absurdalne. W moim odczuciu ojciec był mistrzem świata w paleniu za sobą mostów. Jestem więcej niż pewien, że gdyby był młodszy, Jolka nie byłaby ostatnią kobietą w jego życiu, a od Bogumiły i Ryszarda też by się odciął z wielką łatwością. Alkohol poczynił w jego mózgu takie spustoszenia, że pozbawił go człowieczeństwa i ludzkich uczuć. Po prostu ojciec był osobą ciężko chorą. Tym sobie tłumaczę jego postępowanie. 

Gdy po jego śmierci powiedzieliście światu o swoim istnieniu, pojawiły się zarzuty, że liczycie na majątek po ojcu...

Zofia Filipska: To kompletnie bezpodstawne i krzywdzące insynuacje, o czym najlepiej świadczy fakt, że wszyscy zrzekliśmy się spadku po ojcu. 

Przyznam, że roiliśmy sobie z rodzeństwem w głowach, że może ojciec przypomniał sobie o nas przed śmiercią. Że doznał jakiegoś olśnienia czy nawrócenia... Że zostawił list i wytłumaczył, dlaczego postąpił w taki sposób... Że chciał to wszystko naprawić i przeprosić, ale nie potrafił albo ktoś mu to uniemożliwiał. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. 

Macie kontakt z najmłodszym rodzeństwem?

Zofia Filipska: Nie, choć bardzo chcielibyśmy mieć. To w końcu nasze rodzeństwo, łączą nas więzy krwi. Przecież ani 23-letnia dziś Bogumiła, ani 19-letni Ryszard nie są winni temu, że ojciec wyrzucił nas ze swego życia. Jedno, co wiem na pewno, to to, że naszemu najmłodszemu rodzeństwu - podobnie jak i nam - nie będzie łatwo żyć z tą wiedzą, jaką zdobyli po śmierci ojca. Trauma pozostanie już na zawsze.

Zobacz też:

Ryszard Filipski wyrzekł się własnych dzieci. Córka nie kryje żalu

Polacy stworzyli przełomowy test na covid

Padł rekord nowych zakażeń. Minister ujawnia

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Ryszard Filipski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy