Reklama
Reklama

Eugeniusz Priwieziencew: Ludzie myśleli, że jest ciągle wstawiony, a on cierpiał z powodu choroby, która utrudniała mu życie!

Eugeniusz Priwieziencew (†59 l.) przez dwa lata walczył z chorobą, której jednym z objawów były częste zachwiania równowagi. Ludzie, którzy znali go tylko z ekranu i sceny, myśleli, że aktor po prostu nadużywa alkoholu i zawsze jest „na bańce”. A on... cierpiał na boreliozę, która powoli rujnowała jego organizm i doprowadziła go do śmierci.

Eugeniusz Priwieziencew był znakomitym aktorem i - jak wspominają jego znajomi - cudownym człowiekiem, który nigdy nie odmówił pomocy, gdy ktoś go o nią prosił.

Żeńka, bo tak nazywali go przyjaciele, nie krył, że lubi sobie wypić, ale wie, kiedy przestać. Cieszył się sławą dowcipnisia i zawsze był duszą towarzystwa. Ludzie po prostu go kochali!

O tym, że Eugeniusz Priwieziencew jest bardzo chory, nie wiedział prawie nikt.

Może dlatego, gdy zjawiał się na planie serialu "Złotopolscy" (do końca życia wcielał się z organistę Antoniego Pereszczako), większość członków ekipy była początkowo przekonana, że jest... wstawiony.

Reklama

Ludzie myśleli, że nie jest w stanie pracować, jeśli nie wypije kilku kieliszków wódki!

"Wszyscy myślą, że ciągle jestem na bańce, bo plączą mi się nogi i chwieję się jak typowy pijaczyna. A ja cierpię..." - wyznał, gdy w końcu zdecydował się przyznać, iż choruje na boreliozę.

"To wstrętne choróbsko rzuciło mi się na nogi. Przez boreliozę mam kłopoty z chodzeniem" - powiedział w jednym z programów telewizyjnych poświęconych skutkom ukąszenia przez kleszcza.

Eugeniusz Priwieziencew był pierwszą osobą publiczną w Polsce, która przyznała się do cierpienia z powodu boreliozy.

Ostatnie miesiące swojego życia poświęcił na głośnym mówieniu o chorobie, z którą z pewnością mógłby wygrać, gdyby nie zlekceważył jej pierwszych objawów.

Aktor twierdził, że "zaliczył syberyjskiego kleszcza" kilka lat przed usłyszeniem diagnozy. Był pewien, że do zakażenia doszło w czasie kręcenia "Złotopolskich".

Kiedy dowiedział się, co jest przyczyną jego złego samopoczucia i częstych zachwiań równowagi, postanowił nie ukrywać tego przed nikim.

Nie lekceważył choroby i, choć czasem z niej żartował, robił wszystko, co zalecali mu lekarze.

Co trzy miesiące zgłaszał się do kliniki rehabilitacyjnej w Radzyniu i poddawał zabiegowi zamrażania pasożyta, który zaatakował jego organizm.

Pewnego dnia, latem 2005 roku - tuż po powrocie z gdańskiego Festiwalu Dobrego Humoru, gdzie zadziwił wszystkich rewelacyjną formą - Eugeniusz Priwieziencew nagle poczuł się bardzo źle.

Trafił do szpitala, którego już nigdy nie opuścił. Odszedł 8 lipca 2005 roku.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


 

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy