Reklama
Reklama

Eurowizja: Te wpadki polskich gwiazd przeszły do historii! Pamiętacie futro Piaska?

Eurowizja to perfekcyjnie naoliwiona i działająca od dekad maszyna. Nie oznacza to oczywiście, że nie zdarzają się wpadki - zarówno na wizji, jak i za poza nią. Oglądamy występy naszych reprezentantów, surowo je oceniamy, a często nawet nie zdajemy sobie sprawy, co działo się za kulisami i jaki to mogło mieć wpływ na efekt końcowy. Zapraszamy w krótką podróż po wpadkach, aferach, skandalach i zwyczajnych pomyłkach, których doświadczali Polacy na Eurowizji. Ciekawe, czy wiedzieliście o wszystkich?

Widmo dyskwalifikacji

Ogromny sukces Edyty Górniak podczas Eurowizji w 1994 nie przyszedł łatwo i rodził się w bólach. Polskiej wokalistce groziła nawet dyskwalifikacja! Edyta po przylocie do stolicy Irlandii miała problemy ze zdrowiem: zapalenie gardła, krtani i tchawicy. Brzmi poważnie, prawda? Zdesperowana Polka zdecydowała, że utwór "To nie ja" (sprawdź!) zaśpiewa po angielsku, bo była przekonana, że w takiej wersji będzie on dla niej łatwiejszy. I to właśnie w angielskim wydaniu zaprezentowała go podczas próby generalnej, co było niezgodne z ówczesnym regulaminem - każdy kraj miał bowiem wystawić do boju utwór w ojczystym języku. Za kulisami rozpętała się afera i kilka zagranicznych delegacji wniosło swój sprzeciw. Szczęśliwie dla Edyty i Polski, nie udało się zebrać wystarczającej liczby głosów do dyskwalifikacji. A reszta jest już historią...

Reklama

Wpadka modowa

Eurowizja to nie tylko święto muzyki, ale i mody - często zaskakującej, kontrowersyjnej czy do bólu kiczowatej. Wszak każda z występujących na tej wielkiej scenie osób chce nie tylko świetnie wyglądać, ale przede wszystkim zapaść w pamięć jurorów i telewidzów. Podobny cel towarzyszył w 2004 Tatianie Okupnik, która z zespołem Blue Cafe reprezentowała nasz kraj. Polska wokalistka miała oczywiście wcześniej przygotowaną kreację, ale na miejscu zdała sobie sprawę, że na tle rywalek może prezentować się zbyt skromnie i zdecydowała, że wystąpi w czymś zupełnie innym.  Tym "czymś innym" okazała się bardzo odważna, zdaniem niektórych wulgarna, kreacja, która odsłaniała sporo wdzięków Polki i zdecydowanie przyciągała wzrok (zobacz!). Fala negatywnych komentarzy po występie Blue Cafe jasno pokazała, że nie była to dobra decyzja. Sukienka Okupnik została brutalnie skrytykowana i porównywano ją m.in. do stylizacji z sex shopu. Chyba nie o taki efekt chodziło!

Przeklęte futro

A skoro o wpadkach modowych mowa, nikomu nie udało się przebić Andrzeja Piasecznego. Występ wokalisty na Eurowizji w 2001 został uznany za traumatyczny, również dla niego samego, z wielu powodów, ale na pierwszy plan zawsze wysuwała się absurdalna stylizacja.  Piasek, z nieznanych nikomu przyczyn, uznał, że zaprezentuje się na scenie w... ogromnym futrze. Kreacja Polaka odbiła się większym echem niż sam występ i piosenka "2 Long" (posłuchaj!) i zagwarantowała mu nawet nagrodę. Niestety, chyba nie taką, na jaką wszyscy wówczas liczyliśmy. Andrzej zwyciężył bowiem w internetowym plebiscycie im. Barbary Dex na "Najgorzej ubranego uczestnika konkursu". Cóż, ostatecznie lepsze takie "wyróżnienie" niż żadne! 

Polska czerwono-biali!

Zdarzają się też wpadki delikatne i typowo ludzkie pomyłki, które wyłapie tylko oko czujnego fana. W 2018 na Eurowizji reprezentowali nas Gromee i Lukas Meijer, a ich występ przebiegł raczej bez większych zakłóceń. Figla spłatał za to operator kamery. Tradycyjnie bowiem po każdym występie pokazywani są fani z danego kraju, więc gdy wybrzmiał ostatni dźwięk "Light Me Up" (sprawdź!), spodziewaliśmy się w kadrze biało-czerwonych flag. I tak się stało, ale naszym oczom ukazali się fani... Malty. Na usprawiedliwienie operatora można przyjąć fakt, że barwy się zgadzały, a że nie w takim układzie jak trzeba? Detal!

"Tory były złe..."

W zasadzie za wpadkę samą w sobie można uznać cały występ Magdaleny Tul podczas Eurowizji w 2001 i do dziś zastanawiamy się, jak w ogóle do niego doszło. Po latach okazało, że pojawiły się pewne łagodzące okoliczności, które mogą tłumaczyć całą sytuację. Oddajemy głos samej zainteresowanej. "Cały czas miałam niepokój, że powinnam sobie poprawić pewne rzeczy w podkładzie muzycznym. Na występie doszła publiczność, a ta eurowizyjna jest jedyna w swoim rodzaju, bo dopingowała, krzyczała, a nie tylko klaskała. Poczułam fantastyczną energię, ale ona spowodowała, że usłyszałam w odsłuchu skandowanie publiczności, natomiast niewiele słyszałam z muzyki. Wchodząc w pierwsze wersy piosenki kompletnie nie wiedziałam, w jakiej jestem tonacji. Nauczona po polskich eliminacjach, postanowiłam wejść w tonację, która wydaje mi się słuszna i wytrwać w niej do końca, mając olbrzymią nadzieję, że jak wejdzie refren, to wejdą dziewczyny i mi pomogą. Śpiewałam jak zaczarowana, by nie zgubić swojej wewnętrznej melodii" - tłumaczyła na Instagramie Tul. Wewnętrzna melodia ewidentnie zawiodła.

Juniorski wybryk

Kolejna wpadka dotyczy wprawdzie Eurowizji Junior, ale nie mamy serca o niej nie wspomnieć. Konkurs organizowany w Polsce w 2019 doczekał się oczywiście szerokiej relacji w Telewizji Publicznej. Jedna z nich prowadzona była na żywo w TVP3 i reporter stacji z pewnością nie wziął sobie do serca hasła imprezy "dziel się radością", gdy nieświadomy bycia na antenie, siarczyście zaklął. "K***a, nie da rady!" - mogli usłyszeć widzowie, również ci najmłodsi, bo to do nich przecież skierowana była cała dziecięca Eurowizja. Misyjność TVP różne ma oblicza...

Eurowizyjny kredyt

W 2010 nasz kraj na Eurowizji reprezentował Marcin Mroziński. Wokalista wystąpił z utworem "Legenda", a na scenie towarzyszyło mu pięć tancerek w ludowych strojach. I choć wokalnie ciężko było mu coś zarzucić, to właśnie oprawa i choreografia występu wzbudziła najwięcej negatywnych emocji. Zarzucano jej, że była zbyt mroczna i dziwaczna, okazując się gwoździem do trumny - Polska nie zakwalifikowała się bowiem do finału. Mroziński w licznych wywiadach po powrocie do kraju tłumaczył, że nie mógł liczyć na wsparcie Telewizji Publicznej i musiał sam sfinansować cały występ, zaciągając kredyt na kilkadziesiąt tysięcy złotych. "Spłacałem go dwa lata" - skarżył się. Biorąc pod uwagę słaby wynik i hejt, który spadł na wokalistę po Eurowizji, można śmiało powiedzieć, że nie była to najbardziej udana inwestycja.

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama