Reklama
Reklama

Ewa Florczak: Aktorka dała się uwieść studentowi!

Próbowała pogodzić karierę z byciem matką i żoną. Choć w przeszłości wiele zaryzykowała dla miłości, jej małżeństwo się rozpadło...

Rola u boku porucznika Borewicza dała jej wielką popularność i miała być przepustką do kariery. Zamiast tego - zaszufladkowała Ewę Florczak (69 l.) i przysporzyła aktorce wielu kłopotów. - Niektórzy do dziś mają do mnie pretensje, że uczłowieczałam znienawidzoną milicję obywatelską - tłumaczy słynna sierżant Ewa z serialu "07 zgłoś się".

Świeżo upieczona absolwentka szkoły teatralnej o przesłuchaniach do produkcji dowiedziała się od koleżanki w ostatniej chwili. - Już na miejscu ktoś zaczął wymieniać nazwiska znanych aktorek, które walczą o tę rolę. Uznałam więc, że nie mam szans. Być może dlatego przed kamerą wypadłam naturalnie i dostałam tę rolę - wspomina. Już na planie serialu okazało się, że Ewa jest jedynie tłem dla aktorów... - Po kilku odcinkach miałam niedosyt. W scenariuszu czytałam tylko: "Ewa wcina się w kadr", "Ewa pali papierosa, dym unosi się nad lampą"... Chciałam, żeby reżyser dał mi się wykazać! - opowiada.

Reklama

W końcu, po trudnych negocjacjach ze scenarzystami, udało się jej, na krótko, wywalczyć dla siebie odpowiednie miejsce. Dobra passa szybko się jednak skończyła. To był serial dla mężczyzn i o mężczyznach. - Reżyser ewidentnie nie miał pomysłu na moją rolę. W kolejnych odcinkach powiedziałam może dwa zdania i to wszystko. To było irytujące. W końcu w połowie zdjęć powiedziałam dość. I zwyczajnie odeszłam - wspomina tamte chwile aktorka.

Długo miała żal do telewizji, że nie dała jej większej szansy. Jednak dzięki serialowi poznała wielu wspaniałych ludzi i zyskała przyjaciela - odtwórcę głównej roli, Bronisława Cieślaka. Choć wielu posądzało ją o romans z przystojnym aktorem, ich relacja była czysto platoniczna. - Byłam chyba jedyną kobietą na planie, która nie podkochiwała się w Bronku. Jak to się mówi, to nie była moja grupa krwi i do tej pory nie jest. On był moim bardzo fajnym kumplem. Zwierzaliśmy się sobie, mówiliśmy różne rzeczy, bo cały czas byliśmy zdani na siebie. Byliśmy bardzo zakolegowani i tak jest do dziś - opowiada aktorka.

Po odejściu z serialu dostała angaż w Teatrze na Woli oraz propozycję prowadzenia zajęć ze śpiewu w szkole teatralnej. - Nie zdawałam sobie sprawy, że zajęcia ze studentami wywrócą moje życie do góry nogami - mówi Florczak. Właśnie tak poznała Sławomira Orzechowskiego.

Jak większość chłopaków z roku podkochiwał się w pięknej pani profesor, a różnica wieku tylko go pociągała. Długo starał się o względy Ewy, w końcu zdobył jej serce. - Nasz związek wykluwał się długo. To nie była dla mnie komfortowa sytuacja, w końcu Sławek był moim uczniem. Ale serce nie sługa - wspomina aktorka.

Starcie dwóch silnych osobowości powodowało ciągłe kłótnie i napięcia w ich związku. - Pewnego razu po strasznej awanturze chciałam skończyć z nim raz na zawsze. Ponieważ wiedział, że kocham zwierzęta, chcąc mnie udobruchać, kupił mi jamnika. A ponieważ złość mi nie przechodziła, kupił drugiego. W obawie przed pojawieniem się w domu hodowli jamników, dałam się przeprosić - śmieje się Florczak.

Ślub wzięli dopiero po dziesięciu latach, choć wcześniej na świat przyszły dzieci - Agnieszka i Tomek. Kupili chatkę na wsi, gdzie spędzali kilka miesięcy w roku, w Warszawie prowadzili dom otwarty, rozwijali się zawodowo. - Czasami przypominamy włoską rodzinę, bo wszyscy czworo wrzeszczymy równocześnie - mówiła wtedy Ewa w jednym z wywiadów. Sielanka trwała jednak krótko.

Orzechowski coraz bardziej zamykał się w sobie. Frustrowało go, że reżyserzy proponują mu jedynie epizody. Dlatego często znikał z domu, plotkowano, że nie jest obojętny na urok innych pań. - Za wygodnie mi było w tych ciepłych kapciach przed telewizorem. To nie był dobry czas w moim życiu - podsumowuje ten okres aktor. Z kolei Ewa wyrzuca sobie, że za bardzo angażowała się w obowiązki zawodowe. - Dużo pracowałam, oprócz teatru w moim życiu pojawiła się estrada. Żyłam na walizkach. A przecież dla kobiety chyba najważniejsza powinna być rodzina. Próbowałam to godzić, ale nie zawsze się udawało - tłumaczyła.

W 2000 r. nastąpił rozwód, Orzechowski związał się z inną kobietą, a po 50 r.ż. po raz trzeci został ojcem. - Rozstanie dało mi nie tylko wolność, ale także spokój. Powinnam zdecydować się na to już wcześniej - wspomina Florczak. Para nie ma dziś ze sobą kontaktu, jedyne, co ich łączy, to dorosłe już dzieci i wnuki. Aktorka nie związała się już z żadnym mężczyzną, woli spełniać się w pracy i w opiece nad wnukami. - Nie obraża mnie słowo babcia - śmieje się.

W ciągu ostatniej dekady Florczak udało się zaistnieć na srebrnym ekranie. Role w serialach "Klan" i "Barwy szczęścia" sprawiły, że coraz rzadziej fani kojarzą ją jedynie z sierżant Ewą. Aktorka nie tylko wróciła na srebrny ekran, działa w samorządzie osiedlowym, pomaga bezrobotnym aktorom. - Sporządzam listy potrzebujących zajęcia kolegów. Chodzę na castingi, rozmawiam z reżyserami i producentami. O rolę dla nich walczę jak lwica - podkreśla.

Wolne chwile spędza na wsi, chata po remoncie stała się wygodnym siedliskiem, domem dla bezpańskich psów i kotów. Agnieszka, która jest dziś tłumaczką literatury włoskiej, i Tomek, pracujący jako operator filmowy, często odwiedzają mamę w jej posiadłości, a wnuczki Bogusia i Malwina z babcią spędzają kilka tygodni wakacji. - Nie płaczę za czasem minionym. Cieszę się, że mam tyle wspomnień! Każdy wiek ma swój urok, a ja jestem szczęśliwa, że jestem zdrowa i potrafię cieszyć się życiem - przekonuje.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Florczak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy