Reklama
Reklama

Halina Frąckowiak: Wypadek pogłębił moją wiarę!

Kiedy Halina Frąckowiak (69 l.) cudem uniknęła śmierci, zadała sobie pytanie, po co był ten wypadek. Zrozumiała, że ma zmienić swoje życie.

Wiarę w Boga wyniosła z rodzinnego domu. "Na niedzielne msze do kościoła odprowadzała mnie i brata mama. Wierzyłam, że Matka Boża jest dla mnie prawdziwą mamą w niebie. Moja religijność była bardzo maryjna" - opowiada "Dobremu Tygodniowi" Halina Frąckowiak. Przyszła piosenkarka przyjęła Pierwszą Komunię Świętą i bierzmowanie.

Sprawy praktyki wiary zeszły jednak na dalszy plan, kiedy rozpoczęła się wielka kariera muzyczna. Na początek lat 70. przypadł okres, kiedy piosenkarka dawała po dwa, czasami trzy koncerty dziennie, i to nie tylko w Polsce. "Właściwie mieszkałam w hotelu" - wspomina.

W tym czasie poznała reżysera i dokumentalistę Krzysztofa Bukowskiego, za którego wyszła w 1972 roku. W Opolu w 1976 roku zdobyła tytuł Miss Obiektywu.

Reklama


Halina Frąckowiak i Krzysztof Bukowski rozstali się po 7 latach małżeństwa, wtedy w jej życiu pojawił się dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, Józef Szaniawski. W 1980 roku urodził się ich jedyny syn Filip. Gdy miał 5 lat jego tata, działacz opozycji, został aresztowany za domniemaną współpracę z CIA.

Szaniawski za kratami spędził cztery lata, wyszedł w 1989 roku tuż przed Bożym Narodzeniem. Jednak rodzinne szczęście nie trwało długo. Zaledwie dwa miesiące później, w marcu 1990 roku, Halina uległa groźnemu wypadkowi samochodowemu. Artystka cudem uniknęła śmierci. Odłamki szkła pokiereszowały jej twarz, nogi były połamane. "Pojechałem z tatą do szpitala. Byłem przerażony, ale nawet przez sekundę nie pomyślałem, że mama może umrzeć. Mamy przecież nie umierają" - wspomina syn.

Piosenkarka walczyła o zdrowie dla niego, Filip miał wówczas 10 lat. W szpitalu spędziła osiem miesięcy. To był czas, kiedy przewartościowała wiele spraw.

"Od wiary nigdy nie odeszłam, ale zajęta śpiewaniem nie zauważałam, że umyka mi to, co najważniejsze" - mówi w rozmowie z tygodnikiem.

"Zastanawiałam się, po co to się stało, bo wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Zrozumiałam, że powinnam zwolnić, spojrzeć na drogę, którą idę. Teraz wiem, że to była łaska. Kiedy leżałam w szpitalu, doświadczyłam troski różnych ludzi, wsparcia i oznak miłości. Ale przychodzili też tacy, którzy chcieli zawładnąć moją duchowością. I wtedy zorientowałam się, że muszę się wyraźnie opowiedzieć, kim jestem. A jestem katoliczką i wierzę w Jezusa. To była dla mnie próba. Cieszę się, że wyszłam z niej zwycięsko, silniejsza" - wspomina.


Po tych wydarzeniach jej relacja z Bogiem stała się głęboka i bardziej świadoma. Wielkim przeżyciem było dla niej, kiedy w 2003 roku mogła wykonać dla papieża Jana Pawła II "Pieśń o słońcu niewyczerpanym". Potem otrzymała od Ojca Świętego błogosławieństwo. "Jan Paweł II jest moim ulubionym świętym. Mam po nim niezwykłą pamiątkę, zegarek, który nosił i zostawił w Rzymie, aż w końcu trafił do mnie" - wyznaje.

We wrześniu 2012 roku wydarzyła się kolejna tragedia w życiu artystki. Szaniawski był taternikiem, podobnie jak piosenkarka uwielbiał góry. Tego dnia wszedł na szczyt Świnicy. Schodząc spadł w przepaść. Choć Halina rozstała się z ojcem swojego syna jeszcze w połowie lat 90., był to dla niej cios.

Siłę, by przetrwać trudny czas, dawała modlitwa. Podobnie jak po odejściu siedem lat temu ukochanej mamy. "Wiem jedno, każda żarliwa modlitwa zostaje wysłuchana, a jeśli nie, to znaczy, że to, o co proszę, nie jest dla mnie dobre" - wyznaje Halina.

Dziś jej dumą jest syn oraz dwójka wnuków: Franciszek (8 l.) i Zofia (3 l.). Im również chce przekazywać swoją wiarę.

***

Zobacz więcej z życia celebrytów:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Halina Frąckowiak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy