Reklama
Reklama

Izabela Skrybant-Dziewiątkowska: Nie miałam pojęcia, że było ze mną aż tak źle

Izabela Skrybant-Dziewiątkowskiej (79 l.) tuż po festiwalu w Opolu trafiła do szpitala z żółtaczką. Wokalistka przyznaje, że gdyby zwlekała z operacją jeszcze jeden dzień, dziś nie byłoby co zbierać.

Czy to prawda, że ciężko chora wystąpiła pani w tym roku na festiwalu w Opolu?

Izabela Skrybant-Dziewiątkowska: Muszę to potwierdzić, ale nie miałam pojęcia, że było ze mną aż tak źle. Mam ciemną karnację i nie zauważyłam, że moja skóra zrobiła się żółta.

A to była wina niedrożnych przewodów żółciowych.

- Dokładnie. Jeszcze jeden dzień zwłoki i mogłabym nawet stracić życie. Zaraz po zejściu ze sceny trafiłam do szpitala i na stół operacyjny. Lekarz zapytał mnie, czy chcę przejść operację pod narkozą, ale odmówiłam.

Reklama

Dlaczego?

- Mam rozrusznik serca i bałam się, że nie wybudzę się po operacji. Wybrałam bolesną, ale bezpieczniejszą formę zabiegu przez przewód pokarmowy. Bolało tylko 12 minut.

Podziwiam panią.

- Ja muszę żyć. Dla moich córek, dla wnucząt, dla fanów i dla pamięci o moim ukochanym mężu Zbyszku Dziewiątkowskim. Mam jeszcze tyle do zrobienia. Najpiękniej ujął to w słowa Jacek Cygan, który napisał dla mnie piosenkę "Nieposkromiona życia samba". Piękny utwór na 55-lecie Tercetu Egzotycznego!

To ciekawe, Cygan niewiele ostatnio pisze i tylko dla wybranych...

- Faktycznie, ale dla mnie zrobił wyjątek. Przysłałam mu muzykę i już następnego dnia miałam poetycki tekst. Idealny. Wysłał go prosto z Włoch, gdzie ostatnio bywa najczęściej i pisze wiersze.

I śpiewa ją pani z córką.

- Po śmierci Zbyszka Kasia dołączyła do Tercetu Egzotycznego i razem występujemy. Patrzę na nią i widzę siebie sprzed lat... Kasia zrobiła doktorat na Akademii Muzycznej, komponuje, pisze teksty i jest strażnikiem pamięci o zespole.

Sprawdza się pani w roli babci?

- To dla mnie największe szczęście w życiu. Czasem myślę sobie: Boże, co by było, gdybym nie miała dzieci? Pustka jakaś straszliwa. Moja starsza córka Ania i jej mąż Piotr mają dwie cudowne córeczki dwuletnią Hanię i czteromiesięczną Asię. W czerwcu tego roku wzięli ślub, a ja byłam tego dnia najszczęśliwszą mamą i babcią na świecie.

Nie zapomnę opowieści o tym, jak walczyła pani o życie Ani...

- Miała tylko 12 lat, kiedy zachorowała na raka. Rzadka odmiana nowotworu, 19 przypadków na całym świecie. Lekarze robili eksperymentalną operację wycięcia guza między trzustką i wątrobą. Prosiłam wtedy Boga w kościele: zostaw to dziecko i zabierz mnie. Nie zabrał, miał inny plan, dużo lepszy. Żyję ja i żyje Ania. Codziennie dziękuję za tę łaskę Panu. Jestem z chrześcijańskiej rodziny. Miłość do Boga i bliskich jest dla mnie na pierwszym miejscu.

A świeże soki, którymi leczyła pani córkę, pijecie w domu do dziś?

- Wyciskarka, z którą zamieszkałam wtedy w szpitalu, wciąż jest sprawna. Przecisnęłam przez nią dziesiątki kilogramów buraków, jabłek i marchewki. Robiłam to, co zaleca dziś doktor Dąbrowska. Ania wyzdrowiała, skończyła AWF, jest mamą. Pamiętamy, że warzywa i owoce mają wielką moc.

Czy Zbigniew przychodzi do pani w snach?

- Zawsze kiedy ma się wydarzyć coś ważnego w naszym życiu, i kiedy ktoś chce pożyczyć dużą sumę pieniędzy (śmiech).

I pożycza pani?

- Tak, ale jestem bardzo ostrożna.

Chciałby, żeby związała się pani z innym mężczyzną?

- Nigdy! Bo ja nie wyobrażam sobie tego! To musiałby być drugi Zbyszek...

***

Zobacz więcej materiałów:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy