Reklama
Reklama

Jarosław Bieniuk w szczerym wywiadzie opowiada o Annie Przybylskiej. Poruszające!

Jarosław Bieniuk (37 l.) od śmierci Anny Przybylskiej (†36 l.) czasem zabierał głos i opowiadał o swoim życiu, ale tak wiele jak teraz, nie powiedział chyba jeszcze nigdy. Zdradził, jak wyglądało jego życie z ukochaną u boku i jak wygląda teraz, gdy jej zabrakło.

Gdy u Anny Przybylskiej lekarze wykryli raka trzustki, ona wcale się nie poddała. Wierzyła, że uda jej się pokonać chorobę, była przecież młoda i pełna życia. Dzielnie znosiła chemioterapię i naświetlania. Przy tym wszystkim nie traciła pogody ducha i starała się żyć normalnie. Odwoziła dzieci do szkoły, zajmowała się domem.

Do ostatniej chwili jej bliscy mieli nadzieję, że będzie dobrze. Niestety, Anna zmarła 5 października 2014 roku. Jej śmierć poruszyła nie tylko rodzinę i przyjaciół, ale też licznych fanów. 

Od tej tragedii minęły prawie dwa lata. Dopiero teraz Jarosław Bieniuk, ukochany aktorki, w rozmowie w "Vivą!" postanowił opowiedzieć historię ich miłości. O tym, jak żyło się z Anną i jak teraz żyje się bez niej.

Reklama

Zaznaczył przy tym, że nie jest jeszcze gotowy na rozmowę o chorobie ukochanej, bo to "najbardziej traumatyczne doświadczenie w jego życiu". Woli pamiętać partnerkę z tych szczęśliwych lat.

On i Przybylska poznali się w Sopocie na imprezie ze wspólnymi znajomymi. Siedzieli obok siebie i dużo rozmawiali. Wówczas Bieniuk nie miał nawet pojęcia, że rozmawia z znaną w kraju aktorką. Oświecił go dopiero kolega.

Ania od razu spodobała się Jarkowi, ale nie wiązał sobie z tą znajomością większych nadziei. Miała w końcu męża, którego zresztą znał. "Nigdy jednak nie chciałbym rozbijać małżeństwa. Ale jakaś głupia myśl przebiegła mi przez głowę, że dobrze byłoby, gdyby się rozstali, bo wtedy byłaby czysta sytuacja. Później od wspólnych znajomych dochodziły do mnie sygnały, że między Anią a Dominikiem coś się psuje i że w końcu Ania się wyprowadziła" - tłumaczy.

Potem przypadek sprawił, że się spotkali i wymienili numerami telefonów. Przybylska zaproponowała, że załatwi mu bilet na premierę filmową. Słowa dotrzymała, ale akurat wtedy Jarek nie mógł skorzystać z jej zaproszenia, bo był na obozie treningowym z drużyną.

"Wiedząc, że wyprowadziła się do mamy, nabrałem odwagi, pojechałem do niej do Sopotu i pierwszy raz spotkaliśmy się nie jako koledzy, ale może przyszła para. A później to już poszło szybko. Fascynacja, zakochanie..." - wspomina Bieniuk.

Na dobre zaczęli być ze sobą w lipcu 2001 roku po wspólnej pierwszej nocy w Berlinie. Dość szybko zamieszkali razem i dużo się od siebie uczyli. Jarek przyznaje, że przejmowali od siebie niektóre zachowania i sposób "reagowania na rzeczywistość". Wiele rzeczy robili razem, a w momentach rozłąki sporo ze sobą rozmawiali przez telefon.

"To była prawdziwa miłość. Dobrze, że ją miałem..." - cieszy się ukochany Przybylskiej i dodaje, że brak ślubu nie był żadnym wyznacznikiem tego, jak się kochali. "Mieliśmy troje dzieci i to są trzy obrączki, których się nie da zdjąć do końca życia" - dodaje.

Wspomina też, że był przy wszystkich trzech porodach ich dzieci i było to dla niego "niesamowite przeżycie". On i Ania byli bardzo poruszeni. "Nagrałem wszystkie porody, to znaczy to, co się działo przed i po. Pokażę dzieciom, jak dorosną" - mówi.

On i Ania dużo rozmawiali o przyszłości. Obiecali sobie, że jak już Jarek skończy karierę piłkarską, to osiądą w jednym miejscu. Z tą myślą kupili dom w Gdyni. Planowali, że gdy tam zamieszkają na stałe, to na dobre się ustabilizują i... wezmą ślub. "Nie chcieliśmy brać ślubu na łapu-capu, kiedy ja ciągle wyjeżdżam - treningi, mecze, zgrupowania" - tłumaczy.

Przyznaje jednak, że czasem zachowywał się egocentrycznie. Bywało tak, że po powrocie z treningu czuł się zmęczony i chciał odpocząć. "Kiedy Ania próbowała mnie wyciągać na spacery, buntowałem się. Chodzenie z wózkiem przez półtorej godziny wokół osiedla doprowadzało mnie do furii. Zwłaszcza gdy byłem poobijany po meczu. Ale chodziłem, bo wiedziałem, że Ania wtedy czuje się szczęśliwa" - twierdzi.

Przybylska walczyła z egocentryzmem ukochanego. Musiał odzwyczaić się od kawalerskiego życia, miał w końcu rodzinę i sporo obowiązków. Anna nierzadko mu o nich przypominała. Chciała, aby pomagał w domu, ganiła za brak utrzymywania porządku. Dzięki niej nauczył się, że świat nie kręci się wokół niego. "Ania do końca mnie wychowywała. Nie odpuściła" - mówi Jarek i nie ukrywa, że czasem w ich domu dochodziło do kłótni.

"Kłóciliśmy się głośno, impulsywnie, ale szybko się godziliśmy, nie chowając urazy. Ciche dni między nami właściwie się nie zdarzały. Byliśmy dla siebie czuli, wrażliwi, lecz nie słodziliśmy sobie nawzajem" - zdradza.

Po śmierci Przybylskiej najtrudniejsze jest dla niego "poczucie odpowiedzialności, które na niego spadło". Na szczęście może liczyć na pomoc rodziny, przy lekcjach pomaga korepetytorka.

On, Oliwka (15 l.), Szymon (13 l.) i Jaś (5 l.) spędzają ze sobą wiele czasu. Czasem zaczynają sobie wspominać i wtedy pojawiają się łzy. "Nie można za często oddawać się wspomnieniom, bo musimy nauczyć się żyć bez Ani. Nie ma innego wyjścia" - opowiada.

Gdy jeżdżą na cmentarz na grób Ani, opowiadają jej, co u nich słychać. "Mówimy jej, że w domu nic się nie zmieniło, że wszystko w porządku. Że byłaby dumna ze swoich dzieci" - wyjawia Bieniuk.

Po raz pierwszy publicznie przyznaje też, że nie jest sam. Już od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się doniesienia o blondynce, która bywa u jego boku. To Martyna, którą nazywa "wyjątkową dziewczyną".

"Dzięki niej życie znowu mnie cieszy i nie boję się tego powiedzieć. Rozumie mnie, wspiera. No i ma świetne relacje z moimi dziećmi. Lubią się wzajemnie. Nie mógłbym obdarzyć uczuciem kobiety, której by nie akceptowały" - zdradza Jarosław i dodaje: "Ania wie o tym, że zawsze będzie dla mnie kimś bardzo ważnym i nic tego nigdy nie zmieni". 

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Anna Przybylska | Jarosław Bieniuk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy