Reklama
Reklama

Jolanta Kwaśniewska i Aleksander Kwaśniewski świętują rocznicę. Zaskakujące kulisy ich małżeństwa

Jolanta (65 l.) i Aleksander (66 l.) Kwaśniewscy w tym roku obchodzą 41. rocznicę ślubu. Była prezydentowa w jednym z wywiadów wyznała, że w ich małżeństwie bywało różnie. "Tak naprawdę byłam matką samotnie wychowującą dziecko" - stwierdziła.

Listopad w domu Kwaśniewskich zawsze był miesiącem wyjątkowym. Właśnie wtedy swoje urodziny obchodzi były prezydent Polski. Para celebruje również rocznicę ślubu.

Mało kto wie, że Kwaśniewscy ślub brali aż dwa razy. Po raz pierwszy powiedzieli sobie "tak" w urzędzie stanu cywilnego w 1979 roku. Dopiero wiele lat później, w 2006 roku, po śmierci papieża Jana Pawła II, Jolanta namówiła Aleksandra na ślub kościelny. Można przypuszczać, że nie była to łatwa sprawa, wszak Kwaśniewski jest zadeklarowanym ateistą.

Kościół, pod pewnymi warunkami, dopuszcza zawarcie sakramentu małżeństwa przez osobę wierzącą i niewierzącą. I tak były kapelan prezydenckiej pary pobłogosławił ich związek w pałacowej kaplicy, a ceremonia odbyła się w tajemnicy.

Reklama

Matka samotnie wychowująca dziecko

Dla części Polaków była para prezydencka jest wzorem małżeństwa, ale w ich życiu nie zawsze było łatwo i przyjemnie. Działalność polityczna Kwaśniewskiego mocno odbijała się na wspólnym pożyciu. Jolanta wcale tego nie ukrywała przed opinią publiczną.

"Była komisja konstytucyjna, a wcześniej Okrągły Stół. Zawsze coś... Tak naprawdę byłam matką samotnie wychowującą dziecko" - przyznawała na łamach "Newsweeka". "Pamiętam rok 1993, nasza córka miała 12 lat. Męża przez tydzień nie było w domu". 

Sam zainteresowany skomentował jej słowa o samotnym macierzyństwie jako przesadzone, ale przyznawał, że rzeczywiście był czas dłuższych rozłąk.

"Nasze małżeństwo miało różne fazy. Gdy przeprowadziliśmy się do Warszawy, rzeczywiście wpadłem w wir obowiązków. Potem przyszedł stan wojenny. (...) Dopiero po 1989 r. nastąpiło przyspieszenie. Przez cztery pierwsze miesiące właściwie dzień i noc byłem na obradach, potem było tworzenie partii, kampanie wyborcze" - komentował.

Jolanta podkreślała, że musiała dzielić się mężem "dla dobra kraju".

Moje serce krwawiło

Zdaniem Kwaśniewskiego to niejako małżonka odpowiada za jego sukces zawodowy. Bo to właśnie ustabilizowane życie rodzinne podczas wykładów dla studentów wskazuje jako gwarant powodzenia kariery polityka.

"Uważam, że ktoś, kto żyje samotnie i zajmuje się tylko polityką, może mieć z tym kłopot. Brak tego miejsca, gdzie na życie i problemy można spojrzeć z innej perspektywy, oczami najbliższych, jest istotnym defektem" - ocenił swego czasu.

I choć Kwaśniewscy dość chętnie wypowiadają się na temat małżeństwa, to pewna kwestia długo pozostawała sekretem. Mowa o początkach ich relacji.

Rąbka tajemnicy jakiś czas temu uchyliła Jolanta. W rozmowie z Krzysztofem Ibiszem, w programie "Demakijaż" emitowanym na antenie Polsat Cafe, zdradziła co nieco.

"Poznaliśmy się, kiedy mąż był na ostatnim roku studiów, ja byłam na trzecim roku prawa i administracji. Spotkaliśmy się na spotkaniu w radzie uczelnianej. Mój mąż spotkał się z moimi kolegami i powiedział: Ja się z Jolą ożenię" - wyjawiła.

Ona początkowo wcale nie była tak ochoczo nastawiona do tej znajomości. Zwłaszcza że wówczas znajdowała się w trudnym momencie swojego życia. "Zerwałam z chłopakiem i moje serce naprawdę krwawiło i nie byłam absolutnie gotowa na żaden kolejny związek" - wyznała.

Później poszli na prywatkę do znajomego. "Razem tańczyliśmy i Olek był przezabawny. Starał się w jakiś taki bardzo zabawny sposób z tej mojej żałoby mnie wydobyć. Potem odkrywałam w nim niesamowitego człowieka o wielkiej charyzmie, o wielkiej wiedzy. I tak krok po kroku, bo jednak to trwało przeszło chyba rok, zostaliśmy parą, a potem bardzo szybko postanowiliśmy się pobrać" - wspominała.

Zdecydowali się na ślub i po trzech miesiącach od ceremonii przeprowadzili się do Warszawy. Okazuje się, że ich pierwsze lokum nie opiewało w luksusy.

"To było malutkie trzydziestometrowe mieszkanie, płytki PCV, na których leżały dwa materace: nasz materac, który przywieźliśmy z Białogardu i mały materacyk dla Oleńki, ponieważ nie udało nam się kupić łóżeczka" - opowiadała.

Meble w końcu "wystały" siostra i matka, z kolei do kuchni Jolanta kupiła wysokie stołki kreślarskie, stał tam też stół zrobiony z przyciętej tablicy do kreślenia.

W tamtym okresie nawet nie marzyła, że kiedyś zostanie pierwszą damą. Nawet gdy w 1994 roku Aleksander oświadczył jej, że chce wystartować w wyborach na głowę państwa, nie wierzyła w powodzenie akcji.
Kiedy ogłoszono jego zwycięstwo, w głowie miałam tylko jedną myśl - to sen.

"Nie wyobrażałam sobie, że następnego dnia po wieczorze wyborczym pod naszym blokiem na Wilanowie będzie stał BOR, że będą tarasowali wyjazd dla naszych sąsiadów" - powiedziała w rozmowie z Krzysztofem Ibiszem.

Od tamtej pory całe jej życie zmieniło się. "Trzeba było w stu procentach podporządkować je dla tego urzędu, dla tej niezwykłej funkcji, bo inaczej nie można było" - podsumowała.

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy