Reklama
Reklama

Kabaret Starszych Panów był odskocznią w czasach komunizmu. Bawił aż do łez!

Kabaret Starszych Panów w czasach komuny był odskocznią od szarzyzny i poczucia beznadziei. Bawił słuchaczy i widzów aż do łez. Do dziś wspominany jest z wielkim sentymentem.

Kiedy Jeremi Przybora (†89 l.) i Jerzy Wasowski († 71 l.) inaugurowali swój telewizyjny, będący wzorem dla kolejnych pokoleń satyryków, kabaret, mieli razem... osiemdziesiąt osiem lat. 

Ich "dojrzałość" nie wynikała jednak z wieku, a z nienagannych manier, przedwojennego sznytu, dawno zapomnianej elegancji, życzliwości i uśmiechu. 

Ubrani w żakiety, zwane jaskółkami, sztuczkowe spodnie, w cylindrach i z laseczkami w dłoniach przywoływali świat, który nawiązywał do przedwojennego sposobu bycia, ale, jak stwierdził po latach Jeremi Przybora, "bynajmniej nie do wzorców przedwojennej klasyki kabaretowej". 

Reklama



Czytaj dalej na następnej stronie 

- Przyświecała mi idea rozerwania się, zabawienia siebie i naszych odbiorców przez oderwanie się od szarej, nudnej, brzydkiej codzienności, od panoszącego się wokół nas prostactwa - tłumaczył rodowód Kabaretu Starszych Panów Pan B.

- Ja byłem natomiast usługowcem, to znaczy pisałem muzykę. Podsuwałem mu czasem jakieś pomysły, zresztą robili to także i aktorzy pracujący w tym zespole. Ale to jest jego dziecko - podkreślał Pan A., czyli Jerzy Wasowski. 

Nie uważał się za kompozytora, raczej za rzemieślnika. 

- Być dobrym rzemieślnikiem, to lepiej niż złym artystą - mawiał.



Czytaj dalej na następnej stronie
 

Panowie poznali się we wrześniu 1939 roku w warszawskiej rozgłośni Polskiego Radia przy ulicy Zielnej, gdzie Wasowski pracował jako reżyser dźwięku, a Przybora jako spiker. 

Ich ponowne spotkanie miało miejsce dopiero dziewięć lat później - tym razem w nowym gmachu rozgłośni w Alejach Ujazdowskich. 

- Dla mojej twórczości było to najważniejsze spotkanie w życiu - przyznawał Przybora. 

Zaproponował kompozytorowi współpracę przy pierwszym powojennym kabarecie radiowym "Eterek", nazwanym później "najszerszym uśmiechem radia czasów stalinowskich".



Czytaj dalej na następnej stronie 

To była zapowiedź Starszych Panów, którzy dla ówczesnych widzów i radiosłuchaczy (program nadawano też w Polskim Radiu) byli upragnioną odskocznią od komunistycznej szarzyzny, beznadziei i bylejakości. 

Tak wielką, że w trakcie emisji wyludniały się ulice i osiedla polskich miast! 

- Lekcja tolerancji i delikatności, miłości i przyjaźni, lekcja pięknego i mądrego życia - to nam fundowali Starsi Panowie Dwaj. Już nigdy potem nie spotkałam takiego profesjonalizmu, takiej atmosfery - mówiła o nich wiecznie spóźniająca się do studia nagrań przy Placu Powstańców Kalina Jędrusik (61 l.). 



Czytaj dalej na następnej stronie 

Zadebiutowała w kabarecie piosenką "Nie odchodź" zupełnie... nago. 

Grała wówczas dziewczynę urodzoną z żeberka kaloryfera, znajdującego się w łazience, do której przez dziurkę od klucza zagląda Pan B. 

- Moje zaglądanie było jedynie markowaniem. Natomiast los sowicie wynagrodził elektryka, który wszedł na drabinę, żeby wymienić żarówkę w reflektorze. O mało, co prawda, nie spadł z niej, kiedy zobaczył nagle, z lotu ptaka, pełny akt artystki. Również obsada reżyserska miała wgląd z góry do łazienki Starszych Panów. Wprawdzie Kalina przysłaniała biust rękami, ale miała bardzo drobne dłonie - wspominał Przybora.



Czytaj dalej na następnej stronie 

- Poza cudownymi moimi przyjaciółmi Starszymi Panami nie wolno mi było występować, ponieważ "jestem obrzydliwa, wstrętna i obrażam moralność socjalistyczną". Byłam cały czas pilnowana: jak była premiera Kabaretu Starszych Panów, to zawsze przychodził jeden z panów, którzy pilnowali, jak Jędrusik jest ubrana, czy nie ma tego słynnego dekolciku, czy sukienka nie nazbyt obcisła. Starsi Panowie byli nadzwyczajni, bo powiedzieli: "jak tak, to nie będzie kabaretu" - zwierzała się po latach aktorka.



Czytaj dalej na następnej stronie 

Atutem znakomitego duetu były nie tylko teksty Przybory ("wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc") i muzyczny kunszt Wasowskiego ("Addio, pomidory", "W czasie deszczu dzieci się nudzą", "Wesołe jest życie staruszka", "Herbatka", "Przeklnę cię..."). 

Panowie zgromadzili wokół siebie najwybitniejszą śmietankę polskiego aktorstwa. 

Najczęstszym gościem - prócz Kaliny Jędrusik, Wiesława Gołasa i Ireny Kwiatkowskiej - był Wiesław Michnikowski. 

Wystąpił w 15 z 16 kabaretowych wieczorów, ale najbardziej zapamiętany został jako miłośnik pomidorów. 



Czytaj dalej na następnej stronie 

Nieduży próbuje opędzić się od natarczywego Sporego, w którego wcielał się Mieczysław Czechowicz. 

- Kiedyś z Mieciem na jakiejś kamerowej próbie zrobiliśmy tak: On zaczął mieć pretensje, że ja go zasłaniam. Stoję przed kamerą i zasłaniam! Zaczęliśmy od takich popychanek, potem była pyskówka, awantura pomiędzy nami, zaczęło dochodzić do rękoczynów... Koledzy już się zaczynali gubić. O co w tym chodzi - robią nas w konia czy nie? A tu pranie po mordach zaczyna wchodzić w grę. Panika w studiu. Skończyło się na tym, że strażak zaczął nas rozdzielać - wspominał Michnikowski. 

Rozwiązanie Starszych Panów nie przerwało współpracy Jeremiego Przybory z Jerzym Wasowskim. 

Wspólnie napisali jeszcze wiele piosenek i pracowali przy programie "Divertimento", nagrywanym w tym samym miejscu, co Kabaret.

 

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy