Reklama
Reklama

Kasia Sobczyk oddała syna pół roku po urodzeniu! Mroczne sekrety wychodzą na jaw po śmierci polskiej gwiazdy

Dokładnie sześćdziesiąt lat temu – latem 1961 roku – na scenie Wojewódzkiego Domu Kultury w Koszalinie zadebiutowała Kasia Sobczyk. Kilkanaście miesięcy później wokalistka zespołu estradowego Biało-Zieloni była już wielką gwiazdą i miała za sobą... aborcję. Do tego, że w młodości usunęła ciążę, przyznała się dopiero na łożu śmierci, zastrzegając jednak, że informacja ta może być upubliczniona dopiero siedem lat po jej pogrzebie! Na jaw wciąż nie wyszły wszystkie mroczne tajemnice, które piosenkarka ukrywała przed światem.

Dopiero siedem lat po śmierci Katarzyny Sobczyk (odeszła 28 lipca 2010 roku) na stronie Polonijnej Gazety Internetowej "Meritum" ukazał się wywiad, którego - gdy wiedziała już, że umiera - udzieliła zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi. Janusz Kopeć obiecał jej, że nie opublikuje zapisu ich rozmowy wcześniej niż w 2017 roku. I słowa dotrzymał...

Wywiad niczym spowiedź święta

W ostatnim wywiadzie Kasia Sobczyk wyspowiadała się z całego swojego życia, choć jak twierdzą ludzie, którzy dobrze ją znali, nie zdradziła wszystkich swoich mrocznych sekretów. 

"Chciałabym już być w raju i mieć odpuszczone wszystkie grzechy. Czuję jednak, że zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu" - powiedziała Januszowi Kopciowi. 

Reklama

Kasia Sobczyk nie bała się śmierci. Czekała na nią z niecierpliwością, potwornie cierpiąc... Miała sześćdziesiąt dwa lata, gdy zdiagnozowano u niej raka piersi. Mieszkała wtedy w Chicago, ale nie chciała, by leczyli ją tamtejsi lekarze. Postanowiła wrócić do Polski, choć miała już wyznaczony termin operacji.

"Wolałam być między swoimi. Spakowałam trochę najbardziej niezbędnych rzeczy, wzięłam pieniądze, jakie na moją terapię zebrali przyjaciele podczas koncertów, wsiadłam w samolot... I już, jestem" - opowiadała "Super Expressowi". 

Półrocznego syna dała na wychowanie... znajomym!

Niestety, mastektomia nie zakończyła problemów zdrowotnych piosenkarki. Pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych, a polip na strunach głosowych utrudniał jej śpiewanie. Katarzyna Sobczyk nie traciła jednak wiary w to, że wyzdrowieje. 

Specjaliści z warszawskiego Centrum Onkologii szybko rozwiali jej nadzieje. Właśnie wtedy postanowiła pojednać się z synem, którego - a była wtedy u szczytu sławy - oddała na wychowanie znajomym, gdy miał zaledwie pół roku! 

Zdecydowała się też udzielić wywiadu, który Janusz Kopeć - zgodnie z jej wolą - opublikował dopiero siedem lat po jej śmierci. Przyznała się w nim m.in. do... aborcji. 

Albo ona, albo ja, czyli wojna z Łucją Prus

Plotki o tym, że Kasia Sobczyk usunęła ciążę, w 1965 roku niemal zniszczyły jej karierę. Miała reprezentować Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie, gdy ktoś "życzliwy" doniósł organizatorom, że dokonała aborcji.

Dwa dni przed rozpoczęciem festiwalu odwołano jej występ i zastąpiono ją Łucją Prus. Kasia nigdy nie wybaczyła rywalce, że zgodziła się zaśpiewać, wiedząc, jak ją potraktowano. Dopiero niedawno Krzysztof Dzikowski (to on napisał słowa największych przebojów Kasi Sobczyk z "Nie wiem, czy to warto" - posłuchaj!, i "Małym księciem" - zobacz! - na czele) potwierdził, że piosenkarka... nienawidziła Łucji Prus (sprawdź!).

"Pamięć o sopockim incydencie nosiła w sobie bardzo długo" - napisał w książce "Tekściarz". Według Dzikowskiego Kasia Sobczyk ani razu nie zgodziła się wystąpić na imprezie, w której udział planowała też Łucja Prus. 

"Albo ja, albo ona" - mówiła ponoć organizatorom koncertów. W 1988 roku, gdy z okazji 25-lecia festiwalu w Opolu obie piosenkarki zostały zaproszone do "Koncertu Gwiazd", Kasia jasno postawiła sprawę... "Jeśli ma być Prus, to mnie nie będzie" - przytacza jej słowa portal "Tygodnik TVP".

Ostatecznie wygrała i to ona wystąpiła na opolskiej scenie. 

"Zabiłam"!

Kasia Sobczyk latami utrzymywała, że plotki o tym, iż usunęła ciążę, to tylko plotki, które rozsiewali jej wrogowie, by ją zniszczyć. Prawdę wyznała dopiero na łożu śmierci. 

"Zabiłam. Miałam wtedy 18 lat. Byłam w ciąży z saksofonistą. Bardzo go kochałam i on mnie wtedy też kochał. (...) Zaprowadził mnie do lekarza i usunęliśmy tę ciążę. Byłam w takiej rozpaczy, płakałam dzień i noc, gorączkowałam, umierałam prawie. Ale Bóg pozwolił mi przeżyć" - opowiedziała Januszowi Kopciowi z chicagowskiego "Meritum". 

Piosenkarka do końca swych dni śniła o swoim nienarodzonym dziecku. Z mężczyzną, który nakłonił ją do aborcji, bo nie chciał zostać ojcem, zerwała natychmiast po zabiegu.

Z powodu nie najlepiej ulokowanych uczuć Kasia Sobczyk straciła nie tylko dziecko, ale też szansę na międzynarodową karierę. Odrzuciła propozycję rocznego kontraktu z paryską Olimpią, bo nie chciała zostawiać w Polsce ukochanego. 

"Byłam bardzo młoda, zakochana, nie zawsze pewna swego losu w życiu osobistym. Myślałam, że jak wyjadę do Paryża bez mojej miłości (miał na imię Zbyszek), to cały świat się zawali" - wspominała na łamach "Meritum". 


W Ameryce pracowała jako... pokojówka

Nie po myśli Kasi Sobczyk ułożyło się też jej małżeństwo z Henrykiem Fabianem, którego poznała, gdy w połowie lat sześćdziesiątych dołączył do Czerwono-Czarnych (sprawdź!). Wkrótce po ślubie oboje odeszli z zespołu i założyli własny. 

Grupa Wiatraki nie podbiła jednak serc Polaków i po roku została rozwiązana. Kasia i Henryk byli u szczytu sławy, gdy na świat przyszedł ich syn Sergiusz. Dziecko... zawadzało im, więc oddali je na wychowanie mieszkającym w Koszalinie znajomym. 

Wkrótce potem wyjechali do USA, gdzie ich drogi na zawsze się rozeszły. 

"Nasze małżeństwo się rozsypało. Ameryka źle wpłynęła na mojego Henryka. Zaczął chodzić swoimi ścieżkami, zmienił się. Poczuł się jak... samiec, który nagle wyrwał się z klatki na wolność" - powiedziała miesięcznikowi "Jazz". 

Kasia Sobczyk nie znalazła w Ameryce szczęścia. Na jej koncerty z czasem zaczęło przychodzić coraz mniej osób, dawni fani odwrócili się od niej... 

Żaliła się w wywiadach, że śpiewa od przypadku do przypadku, a jej piosenki starzeją się razem z nią. Żeby się utrzymać, musiała pracować jako pokojówka w podrzędnych motelach. Bardzo chciała sprowadzić do siebie syna, ale on kategorycznie odmawiał kontaktu z nią. Dopiero gdy w 2008 roku wróciła do Polski, by tu leczyć zdiagnozowany w Stanach nowotwór piersi, Sergiusz przemógł się i spotkał z matką. O tym, że jest w kraju i walczy z rakiem, syn artystki dowiedział się od znajomych. 

Z hospicjum do psychiatryka

Ostatnie miesiące życia były dla Kasi Sobczyk pełne bólu i upokorzeń. Choroba zniszczyła nie tylko jej ciało, ale też psychikę.

"Kiedy jej stan psychiczny się pogarszał, decyzją lekarzy z hospicjum została skierowana do szpitala psychiatrycznego. Winą obarczyła mnie i moją narzeczoną, Joannę. Nie chciała nas widzieć" - wyznał syn piosenkarki na łamach książki "Być dzieckiem legendy". 

Katarzyna Sobczyk odeszła 28 lipca 2010 roku w Hospicjum Onkologicznym Świętego Krzysztofa na warszawskim Ursynowie. Kilka tygodni wcześniej udzieliła ostatniego wywiadu z zastrzeżeniem, że może zostać opublikowany nie wcześniej niż siedem lat po jej śmierci. Bardzo jej zależało, by syn poznał historię jej życia i zrozumiał, dlaczego zostawiła go obcym ludziom. 

Chciała, żeby Sergiusz wiedział, że w młodości dokonała aborcji... Niestety, Sergiusz Fabian Sawicki nie przeczytał ostatniego wywiadu mamy. Zmarł niespodziewanie po krótkiej chorobie 23 sierpnia 2013 roku. 

Dopiero niedawno okazało się, że wciąż mieszkający w Chicago Janusz Kopeć nie opublikował całego wywiadu, jaki w 2010 roku przeprowadził z Kasią Sobczyk. Uznał, że niektóre z mrocznych sekretów legendarnej piosenkarki nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne... 

Czy kiedyś zdecyduje się na upublicznienie wszystkiego, co powiedziała mu gwiazda na łożu śmierci?

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Sobczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy