Reklama
Reklama

Katarzyna Dowbor: Moja córka wszystko wie najlepiej

Katarzyna Dowbor (57 l.) choć jest sama, wcale nie czuje się samotna. Dla mężczyzny nie planuje zmieniać ani siebie, ani swojego dotychczasowego życia. Nie kryje, że córka Marysia, która przechodzi okres dojrzewania, daje jej nieźle popalić!

Kiedy kończy pracę, pędzi do swojego ukochanego miejsca na ziemi. W podwarszawskiej wsi urządziła prawdziwy raj. Dom pod lasem, urodziwy ogród, a tam stajnia z końmi. Na progu w "ramiona" wpada Benio, berneński pies pasterski. - To chodząca miłość - mówi dziennikarka. Jest jeszcze mały piesek Pepe i kotka Fiona, przygarnięta z budowy, gdzie się urodziła. W takich okolicznościach rozmowa o mężczyznach i własnych wyborach toczy się sama.

Taki cudny dom, a ty podobno ciągle na walizkach...

Katarzyna Dowbor: - To prawda, przez kilka miesięcy nie ma mnie w domu, bo jeżdżę po Polsce i nagrywam program "Nasz nowy dom". Ale... wiesz jak mnie to odmładza? Ile muszę wykrzesać z siebie energii fizycznej i psychicznej, żeby pomóc ludziom uporządkować ich dom, a nierzadko i życie. Natomiast efekt uboczny jest taki, że w moim ukochanym domu spędzam niewiele czasu.

Reklama

Na szczęście teraz masz przerwę, możemy sobie tu posiedzieć, wypić herbatę.

- I, jak widzisz, wtedy wkładam dresy, chodzę nieumalowana, porządkuję ten dom, spędzam czas z córką, przyjaciółmi i moimi zwierzętami.

Wciąż nie widzę mężczyzny w twoim domu.

- Zaraz, a psy Benio i Pepe. Kot Jagger? (śmiech). Po tylu doświadczeniach, kiedy w końcu mam to, na co bardzo ciężko pracowałam, odnalazłam spokój i harmonię, zastanawiam się czy skórka jest warta wyprawki.

Nie wierzę, że nie marzysz już o miłości.

- Każdy o niej marzy, tylko że ja się na tym nie skupiam. Nie interesują mnie już randki, pisanie miłosnych liścików czy bywanie w towarzystwie. Ania Dymna powiedziała kiedyś: "młoda, szczupła, zgrabna to ja już byłam, teraz jestem na innym etapie". I ja się pod tym podpisuję. Teraz potrzebuję bardziej przyjaciela, z którym fajnie można spędzić czas, porozmawiać, który pomógłby mi w stajni, a nie wymagał, abym po pracy ubierała się w sukienkę, malowała i pędziła na imprezę. Bo i takie związki przechodziłam.

A gdyby się tak rozmarzyć, to kto ci imponuje?

- Na przykład inżynier, który umie świetnie gotować.

Nie nauczyłaś się gotować?

- Nauczyłam. Uwielbiam natomiast ludzi, którzy z niczego potrafią ugotować coś pysznego. I lubię też wspólne gotowanie. A jak już marzyć, to jeszcze dodam, że taki ideał musiałby kochać zwierzęta.

To chyba najlepszy byłby weterynarz!

- O tak. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś brzydził się usiąść na kanapie, bo wcześniej siedział tam pies. Moje zwierzęta, jak sama tego doświadczyłaś, kochają się przytulać, kochają ludzi. Nie umiałabym być też z kimś, kto nie umie cieszyć się z zabawnych sytuacji, bo jestem życiową optymistką. Schodząc na ziemię, znalezienie odpowiedniego partnera nie jest łatwe, więc nie zawracam sobie tym głowy. Chcę żyć po swojemu. Nie muszę koniecznie mieć kawałka spodni w domu, żeby czuć się kobietą.

A może egocentryzm z ciebie wychodzi?

- Nie mam bzika na własnym punkcie. I wiem jakie mam wady. Ale dla mężczyzny nie zrezygnuję z siebie i życia, które sobie poukładałam. Jak mam być z byle kim, to wolę być sama. Ale wiesz, co jest najważniejsze dla mnie w życiu? Żeby mieć prosty kręgosłup i żeby wiedzieć, czego się chce. Kiedy patrzę w przeszłość, wiem, że nikomu nie zrobiłam krzywdy, nikomu nic nie ukradłam. To poczucie jest dla mnie niezwykle ważne.

Niczego nie żałujesz?

- Nie, bo nie ma recepty na idealne życie, a moje na pewno nie jest standardowe. Za mąż wychodziłam trzy razy i zawsze z miłości. Chciałam, by moje małżeństwa trwały do końca życia. Nie trwały. Oczywiście marzyłam, by tylko raz w życiu się zakochać, wyjść za mąż, mieć gromadkę dzieci, pielęgnować przydomowy ogródek, a jesienią robić zimowe przetwory. I jeszcze mieć sukcesy zawodowe. Ale to wszystko naraz zdarza się tylko w bajkach.

Mamą też jesteś raczej niestandardową.

- Na pierwszym roku studiów urodziłam syna Maćka. Wiele moich koleżanek w podobnej sytuacji rezygnowało z nauki, a mnie, z pomocą teściów, udało się skończyć studia o czasie, nie straciłam ani jednego roku. Dla syna miałam niewiele czasu, czego dziś bardzo żałuję, ale on wyrósł na samodzielnego, dobrego mężczyznę, z którym mam świetny kontakt i który ma cudowną rodzinę. Z kolei córkę urodziłam w wieku 40. lat. Poświęciłam jej cały mój czas, a ona dziś mówi do mnie, że jestem mama-kwoka, że za bardzo ją otoczyłam.

Kłócicie się?

- Marysia ma 17 lat i na pewno nie jest to łatwy okres w życiu dziewczynki. Kiedyś była typem grzecznego, wyciszonego dziecka, a teraz to zdecydowana kobieta, która ma własne zdanie i wszystko wie najlepiej, jest zresztą bardzo inteligentna.

Ty tak nie miałaś w jej wieku?

- Pewnie, że miałam. Zawsze musiało być po mojej myśli. Dlatego wiem, że kiedyś ten etap się skończy. Marysia to indywidualistka, typ naukowca, kobiety, która zna wszystkie premiery w teatrach, w kinach i głównie interesuje się kulturalnym życiem Warszawy. W swojej szkole została ostatnio redaktorem naczelnym gazetki.

Czyli poszła w ślady taty.

- Zdecydowanie, rozumieją się bez słów. Czasem chciałabym, aby była choć trochę podobna do mnie, żeby kochała wieś, konie, zachwycała się przyrodą. A ona nawet urodę odziedziczyła po tacie (śmiech).

A mężczyźni są w waszych rozmowach?

- Moje życie w ogóle ją nie interesuje. Nie ocenia mnie, ma filozoficzne podejście do życia, czyli wysłuchuje argumentów, a potem daje swoje argumenty. Dla młodych ludzi jest zresztą tylko czarne lub białe. Nie ma szarości. A ja wiem, że jest, że czasem warto coś odpuścić, posłuchać, przemyśleć.

To jest może klucz do bycia przez tyle lat w tak trudnym zawodzie jak twój.

- Być może, ale ja też jestem bardzo pogodną osobą. Nie noszę do nikogo urazy, nie obrażam się. Nawet jak po 33 latach wyrzucono mnie z TVP, to powiedziałam sobie: trudno, najwidoczniej byłam za stara i za brzydka. Zaczęłam planować, co dalej. Chciałam założyć gospodarstwo agroturystyczne, ale za miesiąc okazało się, że zaczynam pracę w nowym programie w Polsacie. Najbiedniejsi w show-biznesie są ludzie, którzy bardzo chcą coś osiągnąć, wejść na jakąś złotą górę. A kiedy już są na szczycie, okazuje się, że nie znaleźli tam tego, czego szukali. Jest rozczarowanie.

A ty nigdy tak nie myślałaś?

- Nigdy nie byłam spięta, że coś muszę. Trafiłam na wizję, bo Edyta Wojtczak stwierdziła, że się nadaję. Od 20 lat mam tych samych oddanych przyjaciół. I oni mówią dziś do mnie, że jestem po prostu ich Kasią, a nie panią z telewizji. I oni w życiu dają mi siłę.

***

Zobacz więcej materiałów o gwiazdach:


Aleksandra Jarosz

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy