Katarzyna Gniewkowska przyznała się do depresji. "Straciłam sens"
Na czterdziestkę los zafundował Katarzynie Gniewkowskiej (52 l.) depresję. Koszmar trwał półtora roku. Wyszła z tego. Jej bliscy czuwają, by piekło sprzed lat nie wróciło.
Ma powody do radości. Aktorka, znana z serialu "Czas honoru", niedawno kupiła mieszkanie w Warszawie. Znów jest w dobrej formie. Nauczyła się cieszyć drobnostkami, częściej się uśmiecha, starannie wybiera propozycje aktorskie. Żyje bez pośpiechu, otoczona miłością najbliższych. Ale dobrze pamięta piekło, jakie przeszła 12 lat temu, gdy dopadła ją depresja.
Przez lata była silną kobietą, przynajmniej za taką się uważała. To zasługa jej rodziców, w szczególności ojca. Kochał, ale jednocześnie wymagał i uczył dyscypliny.
- Robiłam wszystko, by nie zawieść taty. Tak go kochałam, że wiecznie próbowałam doskoczyć do jego wyobrażeń na mój temat. Może dlatego, że on marzył o chłopcu? - opowiada Gniewkowska.
Był jej ideałem. Potem podświadomie szukała kogoś podobnego do ojca. Przyszłego męża Andrzeja poznała jeszcze w liceum. To była fascynacja od pierwszego wejrzenia. Imponował jej. Rajdowiec o stalowych nerwach, pragmatyk. Wielokrotny mistrz Polski w różnych grupach samochodowych.
Pobrali się - na czwartym roku studiów urodziła się córka Paula, dziewięć lat później Maciek. Rodzinne Katowice zamieniła na Kraków.
- To było 12 lat temu. Miałam 40 lat. Wybudowaliśmy wymarzony dom, miałam etat w Starym Teatrze i... straciłam sens. Nie chciało mi się żyć - zdradza w "Twoim Stylu".
Nagle wszystko, co związane z dziećmi, mężem i pracą przestało ją obchodzić. - Półtora roku w piekle. Mogłam spać 24 godziny, żeby uciec od rzeczywistości - dodaje.
Przerastały ją najprostsze czynności, zapominała o obowiązkach, zawalała terminy. Miała tak silne lęki, że bała się jeździć samochodem.
- W autobusie stawałam obok kierowcy, żeby interweniował, gdybym zemdlała. Kompletnie przestała sobie radzić, do tego doszedł brak propozycji zawodowych.
Dziś Katarzyna Gniewkowska czuje się silna. Ma nadzieję, że już nigdy nie doświadczy tego bezsensu. Co nie znaczy, że czasem nie dopada ją przekonanie: jestem słaba, beznadziejna.
Do takich chwil nie dopuszczają najbliżsi. Ogromnym wsparciem są dla niej dzieci: 30-letnia Paula, właścicielka restauracji w Krakowie, i 21-letni Maciek.
Przyznaje, że dzieci mają na nią zbawienny wpływ. Przy Pauli uspokaja się, łapie dystans, z kolei Maciek dodaje jej energii, uczy asertywności. Docenia też to, co daje jej mąż. A przecież nie zawsze ich małżeństwo przypominało sielankę.
- Po latach fajnych, ale też trudnych, gdy namiętność przygasła, dzieci dorosły, a my zastanawialiśmy się, czy szukać spełnienia z kimś innym, zdałam sobie sprawę, że dobrze ulokowałam uczucia - mówi aktorka. Są razem od 30 lat i wciąż odkrywają się na nowo, uczą siebie nawzajem.
Ona jego czułości i okazywania uczuć. On - tolerancji dla niej i zaufania. - Nie potrafię trwać w dąsach. Chyba oboje się wyciszyliśmy. Mąż był kiedyś szalenie towarzyski. Z wiekiem woli pobyć ze mną w domu - opowiada.
Czasem, gdy próbuje znaleźć trochę czasu dla siebie i zamyka się w pokoju, słyszy: - Mycho, chodź. Zobacz. Posłuchaj... Małżeńska sielanka? Nic z tych rzeczy. - Do dziś się kłócimy. "Kocha się, kto się kłóci", pisał Fredro - śmieje się aktorka.