Reklama
Reklama

Kora: Tym romansem żył cały Kraków. Skończyło się niemal tragedią

"Bardzo mnie dręczył. Nasz związek miał taki trochę sado-masochistyczny charakter. Zdradziłam go na jego oczach" - opowiadała Kora. To wtedy podjęła najpoważniejszą próbę samobójczą, podcinając przeguby żyletką.

Była najmłodsza z piątki rodzeństwa. Jej ojciec Marcin Ostrowski, jako przedwojenny policjant, nie miał w Polsce Ludowej łatwego życia. Wykonywał nisko płatną urzędniczą pracę, interesował się nim Urząd Bezpieczeństwa. Nie ukrywał, że władzę komunistów traktuje jako przejściową.

"Milu, to się już jutro skończy" - powtarzał żonie. Mieszkali w jednym pokoju z kuchnią w suterenie kamienicy przy ulicy Grottgera w Krakowie. Emilia nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem. By dorobić do nędznej pensji męża szyła lalki, wyrabiała siatki. Olga zapamiętała, że jadło się głównie chleb ze smalcem.

Reklama

Gdy Emilia zachorowała na gruźlicę, trafiła do sanatorium, a opieka nad gromadką dzieci spadła na barki niemłodego już ojca. Ostrowski zupełnie sobie z tym nie radził. Wkrótce bracia na pewien czas trafili do domu dziecka w Pilicy, a Olga z siostrą Anią - do sierocińca sióstr prezentek w Jordanowie.

Po latach Kora wspominała pobyt tam jako koszmar: "Stosunek zakonnic do dzieci był straszny. Kary cielesne za moczenie nocne! Moja nerwica objawiała się między innymi tym, że sikałam, przez co musiałam przez kilka godzin trzymać rozpostarte mokre prześcieradła. Dzieci były bite różańcami, bardzo silnie ciągnięte za uszy. Pamiętam taką scenę, gdy na moich oczach zakonnica nacierała dziecko, które zrobiło w majtki, tą kupą za pomocą ryżowej szczotki do szorowania podłóg".

Czytaj dalej na następnej stronie...


Byle dalej od domu

Kiedy Olga miała 9 lat, ojciec zmarł na zawał. To ona znalazła jego ciało... Teraz wszystko spadło na głowę mamy. Schorowana Emilia zupełnie nie dawała sobie rady, zwłaszcza z synami. "Bracia byli potworami. Zaczęli pić alkohol jako młodzi chłopcy, dręczyli mnie i matkę" - wspominała Olga.

Nienawidziła ich, życzyła im śmierci (dwaj zmarli w młodym wieku,  a trzeci - w 2015 r.). Nic dziwnego, że starała się jak najmniej przebywać w domu. Przygarnęła ją dalsza rodzina, a potem, z powodu gruźlicy oczu, na wiele miesięcy trafiła do szpitala. Z czasem zaczęły się ucieczki z domu.

W liceum trafiła do środowiska hipisów. Był koniec lat 60., Kraków stał się mekką tej subkultury. Kolorowi, bezkompromisowi, łamiący społeczne konwenanse młodzi ludzie spotykali się na Plantach, słuchali muzyki, włóczyli, bywali  w Krzysztoforach u Tadeusza Kantora i w Piwnicy pod Baranami u Piotra Skrzyneckiego. Krążyli po Polsce między środowiskami hipisów, jeździli na zloty do Mielna i Kazimierza nad Wisłą. Brali też narkotyki, głównie dostępną w każdej aptece bez recepty pobudzającą fermatrezynę, palili przywożony z Europy Zachodniej haszysz.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Wszystko się odwróciło

Właśnie wtedy Olga Ostrowska stała się Korą. Miano zaczerpnęła z greckiej mitologii. Bogini Kora, zwana też Persefoną, to córka bogini plonów Demeter  i żona pana świata zmarłych Hadesa. Przez 6 miesięcy przebywała w podziemnym królestwie męża, przez pozostałą część roku - u matki na powierzchni ziemi. W tym środowisku Kora poznała swoją pierwszą wielką miłość. Ukochany, Ryszard Terlecki, był synem znanego pisarza, studentem historii.

Imponował wiedzą i oczytaniem. Nosił pseudonim Pies. "Kiedyś zatrzymali nas na jakiejś komendzie, w czasie autostopu. Milicjant wpisywał do protokołu, że zatrzymani zostali hipisi. Pyta: A jak to się pisze? Na to my mówimy: Hi-pies. A on wtedy: A to pies? I tak jakoś przylgnęło" - opowiadał potem Terlecki, historyk, polityk i wicemarszałek Sejmu.

Z początku jego dziewczyną była Galia, najbliższa przyjaciółka Olgi, ona zaś była dziewczyną innego hipisa - Konia. "Potem to wszystko się jakoś odwróciło"  - wspominała. Kora i Pies byli jedną z najbardziej malowniczych par ówczesnego Krakowa, ale ich związek był burzliwy.

"Z Psem się rozstałam, bo bardzo mnie dręczył. Nasz związek miał taki trochę sado-masochistyczny charakter. Stwierdziłam, że należy to zakończyć. Zdradziłam go na jego oczach" - opowiedziała. To wtedy podjęła najpoważniejszą próbę samobójczą (było ich kilka) podcinając przeguby żyletką.

"Zamiast, jak sobie wyobrażałam, zasnąć, zaczęłam się dusić". I wtedy wróciła jej chęć do życia. Odratowano ją. Jednak śmierć była blisko. Daria, jedna z muz środowiska krakowskich hipisów, zmarła z powodu przedawkowania narkotyków. Najbliższa przyjaciółka Kory, Galia, popełniła samobójstwo. Podobnie jak Piotr Marek, malarz, muzyk   i performer, z którym artystka współpracowała w latach 80.

Czytaj dalej na następnej stronie...

W poszukiwaniu miłości

Po jednym z koncertów hipisowskiego zespołu Vox Gentis Kora poznała starszego od siebie studenta anglistyki, Marka Jackowskiego. Zamieszkali razem, została jego żoną (na weselu poważnie zatruła się haszyszem), urodziła syna, Mateusza. Po kilku latach - Szymona, choć jego ojcem był już Kamil Sipowicz, jej późniejszy wieloletni partner, a w końcu mąż.

Z Jackowskim stworzyła Maanam, rozwiedli się pod koniec lat 80. "Był pierwszym mężczyzną, któremu całkowicie zaufałam" - powie. A potem nastąpił zawód.

Z Kamilem Sipowiczem zamieszkała dopiero po śmierci jego matki, która nie akceptowała ich związku. Artystka zmarła w lipcu 2018 r.

***

Zobacz więcej materiałów:

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy