Reklama
Reklama

Krzysztof Zalewski: Powrót do rodziny

Gdy tracił ukochaną mamę, poznał ojca, a po paru latach także przyrodniego brata. Dziś sam jest tatą i ma szczęśliwy, ciepły dom.

Od kilku lat staram się dążyć do normalności - deklaruje Krzysztof Zalewski-Brejdygant (35 l.). Muzyk wiele w życiu przeszedł, musiał szybko dojrzeć.

Posłuchaj przeboju "Miłość Miłość" Krzysztofa Zalewskiego!

Wychowywał się w Lublinie. Mieszkali razem z mamą. Pięknie śpiewała, pisała, była znana w środowisku artystycznym. - Ale przede wszystkim otaczała mnie bezgraniczną, bezwarunkową miłością - wspomina Krzysztof.

Reklama

Uwielbiała twórczość Jeremiego Przybory i zaraziła syna miłością do Kabaretu Starszych Panów. Nauczyła go wrażliwości na słowo, co przydaje mu się przy pisaniu tekstów piosenek. Po niej odziedziczył też poczucie humoru. Nie traciła go nawet w trudnych chwilach.

- Chciała, bym miał dobrze w życiu, na pewno wiązało się to ze sporym poświęceniem z jej strony - mówi.

Docenia, że nauczyła go, jak być dobrym człowiekiem. Żałuje kilku awantur, które wywoływał jako nastolatek, ale wynikały z tego, że przyszło mu się zmierzyć z wyzwaniem przerastającym wielu dorosłych. Miał trzynaście lat, gdy mama poważnie zachorowała.

- Nie było wiadomo, czy przeżyje - wspomina. Z ojcem nie miał kontaktu, wiedział tylko, kto nim jest. Słyszał, że ma inną rodzinę. Stanisława Brejdyganta oglądał jedynie w telewizji. Chciał pójść w jego ślady i zostać aktorem. W tym dramatycznym czasie przyszywany wujek postanowił wziąć sprawy we własne ręce.

Miałem żal

W 1997 r. zadzwonił do swojego dawnego kolegi, ojca Krzysia, i powiedział, że matka jego syna jest umierająca. Zaaranżował pierwsze spotkanie chłopaka z tatą. Muzyk do dziś dobrze je pamięta.

- Przyjechał lekko przerażony, nie wiedział, czego się spodziewać. A nuż rodzina czyha z pretensjami, rachunkami do zapłacenia? Badaliśmy się jak dzikie zwierzęta... - wspomina. Potrzebowali czasu, by się lepiej poznać i polubić.

- Miałem żal do niego o to, że go nie było - zdradza artysta. Mama wytłumaczyła mu jednak, że razem podjęli tę decyzję, a tata nie uciekł ani nikogo nie oszukał.

Mama Krzysztofa trafiła do szpitala, przeprowadzono operację. Chłopak myślał, że najgorsze już za nimi, a rodzicielka wyzdrowieje. Nikt mu nie powiedział, że chirurdzy nie zdołali wyciąć całego guza. Wkrótce zaczął odrastać. Nieświadomy niczego Krzysztof żył własnym życiem. - Mama radziła sobie coraz gorzej - przyznaje po latach.

Czytaj dalej na następnej stronie...


Mamie muzyka zwykłe czynności zaczęły sprawiać problemy, trudno było się ubrać. Kiedy Krzysztof brał udział w programie "Idol", ponownie trafiła do szpitala. Wokalista prosto ze studia nagrań biegł, by ją odwiedzić i wspierać. Medycyna okazała się bezsilna - mama wróciła do domu, gdzie spędziła ostatnie dwa lata życia.

Doczekała chwili, gdy jedynak zaczął koncertować. Cieszyła się, wiedziała, że talent muzyczny odziedziczył po niej.

Krzysztof nieraz żałuje, że nie zrobił dla niej więcej. - Ale jednocześnie jestem wdzięczny za te wszystkie momenty, kiedy mogłem się nią opiekować - mówi.

Trzymał ją za rękę, gdy cierpiała, słuchał i pocieszał. Dopiero po śmierci mamy tak naprawdę zbliżył się z tatą. Gdy skończył 18 lat, dostał od niego wzruszający list. Ojciec pisał, że to nie znaczy, że teraz przestanie się interesować synem. - To było miłe - przyznaje wokalista.

Powrót do rodziny

Krzysztof wkrótce przyjął drugi człon nazwiska - Brejdygant. Tata poczuł się dumny i szczęśliwy. Przyrodniego brata Igora poznał pięć lat później niż ojca. Wiedział o istnieniu Krzysztofa, ale spotkali się dopiero na planie "Idola". 

- Byłem niemal dorosły, przynajmniej metrykalnie - wspomina muzyk. Gdy śpiewał, na widowni siedział jego brat, z zawodu scenarzysta, ze swoją 7-letnią córeczką oraz ich ojciec.

- Hmm, trochę się obwąchiwaliśmy, ale jak już Igor zaprowadził mnie do domu i puścił Pink Floyd, to było wiadomo, że będzie dobrze  - wspomina Krzysztof. Dzięki muzyce, która jest ich wspólną pasją, zbliżyli się do siebie. Z czasem odkrywali, że mają ze sobą wiele wspólnego.

Więź coraz bardziej się zacieśniała, coraz częściej się spotykali. Opowiadali sobie anegdoty o tacie, dyskutowali o swoich artystycznych pasjach i projektach. Niedawno rodzina Krzysztofa się powiększyła. Muzyk po raz pierwszy został ojcem. Mamą małego Lwa jest menedżerka Moniki Brodki, Olga Tuszewska.

Artysta troskliwie opiekuje się synkiem i otacza go miłością, której tak wiele zaznał od mamy. Żałuje, że ona nie dożyła tej chwili. - Byłaby bardzo dumna z wnuka - mówi z głębokim przekonaniem. 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Zalewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy