Reklama
Reklama

Lech Dyblik był na dnie. Jak udało mu się wyjść z nałogu?

Alkohol niemal doprowadził go do śmieci. Na szczęście w porę się podźwignął. Dziś o swojej historii Lech Dyblik (64 l.) opowiada na spotkaniach i rekolekcjach.

Długo sam przed sobą udawał, że panuje nad sytuacją. Pije, to fakt, ale jeśli zechce, przestanie. Okłamywał się, jak większość tych, którzy wpadli w sidła okrutnego nałogu.

Za radą terapeuty, w 1987 r. walczący z uzależnieniem Lech Dyblik przyszedł z wizytą do dyrektora warszawskiego Teatru Narodowego, Jerzego Krasowskiego.

Zdumienie szefa było ogromne, bo jeden z najbardziej utalentowanych i rokujących aktorów poprosił, by ten... jak najszybciej zwolnił go z pracy.

- Najpierw się zdziwił, później uznał, że kompletnie zwariowałem, a na końcu zapytał, jakie mam dalsze plany zawodowe. Nie miałem żadnych - wspominał tę chwilę Dyblik.

Reklama

Do dziś uważa, że porzucenie na jakiś czas aktorstwa było najlepszą decyzją, jaką mógł wówczas podjąć.

Popularność i pieniądze przyciągały mnóstwo różnej maści znajomych, ale oddalały go od rodziny. Czuł się królem życia, zatracał się coraz mocniej. Nieustające balangi sprawiały, że w domu bywał gościem.

- Dzieci mówiły do mnie po imieniu i właściwie prócz próśb o pieniądze nie rozmawiały ze mną - mówił o swych trzech córkach.

A tak sobie obiecywał, że jego rodzina będzie szczęśliwsza niż ta, którą pamiętał ze swego dzieciństwa.

- Ojciec przesadzał z piciem. Chciałem to wszystko wyprostować. Mówiłem sobie: "U mnie będzie inaczej". W efekcie wyszło to samo - podsumował.

Alkohol przesłaniał rzeczywistość. Kiedy, jego zdaniem, nie dostawał ról na jakie zasługiwał, poczuł bezradność i próbował popełnić samobójstwo.

Przyjaciel poradził mu, by poszedł do poradni odwykowej. Tak przestał pić, choć to wcale nie oznaczało końca kłopotów.

Abstynencja i nadmiar wolnego czasu powodowały frustrację, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nie potrafił też odnaleźć się w roli ojca i męża.

- Myślałem, że gdy przestałem pić, będziemy szczęśliwi. Ale zauważyłem coś tragicznego, że nie umiemy razem żyć, nawet zjeść obiadu, a święta to męka. Nasze życie to było jakieś udawanie - zwierzał się w jednym z wywiadów.

Po porzuceniu zawodu aktora założył w Łodzi firmę odzieżową. Uznał, że wymyśli siebie na nowo. Tym bardziej że miał do skończenia budowę domu, w którą włożyli już sporo pieniędzy.

- Nie miałem zielonego pojęcia o prowadzeniu biznesu czy procedurach celnych. Ale zająłem się tym z ogromną ochotą. Nie czułem wyrzutów, że powinienem być aktorem, a handluję ciuchami z Niemcami - opowiadał o początkach kariery w branży odzieżowej.

Handlowa przygoda trwała kilkanaście lat. Firma działa do dziś, prowadzi ją szwagier artysty. Dyblik umiał wyzwolić się z mocy nałogu i zdecydował się wrócić do zawodu.

Nie pije od ponad ćwierć wieku. Opowiada o tym na spotkaniach i rekolekcjach, bo nie kryje, że w walce o trzeźwość pomogła mu spowiedź w Klasztorze Franciszkanów w Łagiewnikach i nawrócenie.

- Moje dzieci zaczęły mówić do mnie "tato"i widziałem w ich oczach, że traktują mnie jak kogoś ważnego dla siebie - podsumował. I dodał:

"Uświadomiłem sobie, że żona jest mi niezwykle bliska, że ją kocham. Chciałem jej to powiedzieć, ale nie potrafiłem. Stała metr dalej. Wysłałem jej SMS-a. Odebrała, uśmiechnęła się i powiedziała: ja też cię kocham".

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Lech Dyblik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama