Reklama
Reklama

Maja Popielarska do dziś nie pogodziła się z tą tragedią

Popularna prezenterka Maja Popielarska (43 l.) w klasie maturalnej straciła mamę. Jak mówi, jest to dla niej wielka trauma i do dziś nie pogodziła się z odejściem mamy. - Nie zdążyłyśmy sobie wielu rzeczy powiedzieć, przeżyć wielu ważnych momentów - przyznaje z żalem.

Miała zostać lekarzem, ale nie dostała się na medycynę. Ukończyła architekturę krajobrazu. Ogród ją wycisza i odpręża, ale jej własny nie musi być idealnie wypielęgnowany. - Chcę celebrować życie, czuć jego smak, spędzać czas z najbliższymi, nie lubię pędzić - mówi Maja Popielarska.

Z natury jest pani optymistką?

Maja Popielarska: - Chyba tak. W trudnych sytuacjach mam chwile załamania, zwątpienia, ale szybko szukam rozwiązań, a przede wszystkim szukam przyczyn niepowodzeń, żeby na przyszłość uniknąć popełnienia tych samych błędów. Trzeba umieć korzystać z własnych doświadczeń.

Reklama

W życiu kieruje się pani bardziej emocjami czy potrafi chłodno analizować?

- Jestem bardzo emocjonalna i w pierwszej chwili kierują mną uczucia. Jednak potem przychodzi refleksja i pytanie: co dalej? Pojawia się więc racjonalna ocena sytuacji. Im człowiek jest starszy, tym ma więcej narzędzi, które pozwalają mu zapanować nad rzeczywistością i rozpoznać samego siebie. Wiele rzeczy, o których mówili mi rodzice, dopiero dzisiaj dostrzegam i doceniam. Tą swoją mądrością chcę się dzielić z moimi synami, ale wiem, że popełnią te same błędy, bo takie jest prawo młodości...

Jak w dzisiejszych czasach wychowywać chłopców?

- W ogóle trudne jest wychowanie dzieci. Rodzice często popełniają błędy i mnie się one zdarzają. Obserwuję, że młodych cechuje duży egoizm, brak odpowiedzialności, nieumiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, a stąd podatność na stres i depresję. U chłopców czasami też dostrzegam brak szacunku do kobiety, chamstwo. To mnie szczególnie boli, dlatego swoich synów staram się dobrze wychować, wpoić im podstawowe zasady.

Dobrze, czyli jak?

- Przede wszystkim powtarzam im, że liczy się człowiek, którego trzeba darzyć szacunkiem. Każdego niezależnie od koloru skóry, narodowości czy religii. Trzeba też mieć szacunek do tego, co dookoła, do przyrody. Kocham naturę i to jest dla mnie bardzo ważne. Chcę, by chłopcy odróżniali dobro od zła, aby wiedzieli, co to znaczy honor, dziś słowo trochę zapomniane. Bardzo tego pilnuję, by gdy coś zrobili źle, potrafili się do tego przyznać. Uważam, że lepiej jest przeprosić niż kłamać. Wtedy jest w człowieku siła. Nie znoszę kłamstwa.

Tak była pani wychowywana przez swoich rodziców?

- Tak, myślę że ich metody w sposób naturalny stosuję w swoim domu. Jestem starej daty, u młodych lubię taką kindersztubę. Uważam, że dzieci dobrze się czują, kiedy mają określone granice. W naszym domu obowiązują nie tyle zakazy i nakazy, ile mamy wspólnie wypracowane zasady funkcjonowania. W wychowaniu ważna jest też konsekwencja, czyli egzekwowanie tych zasad. Bez tego cały proces wychowawczy nie odniesie skutku.

Między pani synami jest prawie 10 lat różnicy, to dwa różne światy...

- Ale jakie cudowne dwa światy. Bardzo chciałam mieć drugie dziecko. Starszy Kuba należy już do młodzieży, za chwilę skończy 16 lat. Młodszy Jasiek to jeszcze przedszkole. Cieszę się, że Kuba ma rodzeństwo i wspaniale radzi sobie w roli brata, jest opiekuńczym i troskliwy. W ogrodzie mamy starą, rozłożystą jabłoń. Lubię patrzeć, jak się na to drzewo obaj wdrapują, jak jeden drugiemu pomaga. Kuba ma już swoją pasję - wspinaczkę wysokogórską, pokochał Tatry. Staram się, by chłopcy byli wzajemnie dla siebie wsparciem. To ważne, kiedy nas, rodziców zabraknie...

Pani bardzo wcześnie straciła mamę, w wieku 18 lat...

- Mama zginęła w wypadku samochodowym, kiedy byłam w klasie maturalnej. To dla mnie wielka trauma, która trwa do dzisiaj. Nie zdążyłyśmy sobie wielu rzeczy powiedzieć, przeżyć wielu ważnych momentów. Kiedy sama urodziłam dzieci, jeszcze dotkliwiej to odczułam. Codziennie jednak z mamą rozmawiam. Ona milczy, ale słucha. Czasami daje mi jakiś znak. Wiem, że cały czas nade mną czuwa. Tata niestety też już nie żyje, zmarł półtora roku temu.

Jako dziecko przez kilka lat mieszkała pani w Afryce. Jak to się stało?

- Tata dostał kontrakt w przemyśle drzewnym i wyjechaliśmy całą rodziną do Ghany, a potem Liberii. Jednak byłam troszkę za mała, by dobrze poznać te kraje, tak, jakbym dzisiaj chciała. Mieszkałam tam tylko przez 5 lat.

A co pani zapamiętała z tamtego czasu?

- Pamiętam przedszkole prowadzone przez Angielkę. Na koniec dostałam bukiet kaktusów, więc ręce miałam całe w kolcach i mama nie mogła sobie poradzić, by je wyjąć. Potem chodziłam do szkoły, w której byłam jedynym białym dzieckiem. Wrażenie robiła nie tylko moja jasna karnacja, ale i blond włosy. Każde dziecko chciało je dotknąć. Pamiętam też aromaty z buszu, z lasów tropikalnych, specyficzny zapach ziemi. Może kiedyś pojadę do Afryki z synami, by pokazać im tę egzotyczna krainę mego dzieciństwa.

W jednym z wywiadów dziękuje pani Bogu za to, co ma. Wiara jest dla pani ważna?

- Bardzo ważna. Często modlę się w domu, w ogrodzie. Modlitwa to dla mnie nie tylko "Ojcze nasz", to przede wszystkim wewnętrzna rozmowa z Bogiem i taką kilka razy dziennie prowadzę. Do kościoła idę, by wysłuchać mądrego kazania. Czasem nie podoba mi się to, co dzieje się w instytucji Kościoła. Ale cieszę się, że mamy takiego papieża jak Franciszek. Staram się postępować w zgodzie z Dekalogiem i tego uczę też synów. Zresztą młodszy chodzi do katolickiego przedszkola, starszy do katolickiej szkoły.

Od wielu lat łączy pani pracę zawodową z byciem mamą, żoną, gospodynią. Czy to jest bardzo trudne?

- Udaje się. Praca jest moją wielką pasją. Program "Maja w ogrodzie", który teraz nazywa się "Nowa Maja w ogrodzie", prowadzę już 12 lat, a ciągle uczę się czegoś nowego, poznaję ciekawych ludzi. Nie ma mowy o nudzie czy rutynie. Lubię żyć blisko natury, a szacunku do przyrody uczę też moich synów.

A co według pani jest podstawą dobrego związku?

- Oprócz prawdziwego uczucia to po prostu chęć bycia z drugim człowiekiem. Na to składa się wiele elementów: szacunek, cierpliwość, chęć pracy nad sobą, zmiany dla tej drugiej osoby. Dziś ludzie mają bardzo mało cierpliwości, a zbyt dużo egoizmu. Łatwo im powiedzieć: rozstańmy się, bo się nie dogadujemy. W moim związku zdarzają się oczywiście konflikty, sporne kwestie, ale zawsze dużo rozmawiamy i dochodzimy do kompromisu. Wzajemnie bardzo się szanujemy.

Na jakim etapie życia jest pani obecnie?

- Bardzo dobrym. Od wielu lat jestem bardzo szczęśliwa. Czuję wewnętrzną harmonię i każdemu takiej harmonii życzę.

Rozmawiała: Ewa Modrzejewska

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Maja Popielarska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama