Reklama
Reklama

Mama Krystyny Jandy w szpitalu? Aktorka zabrała głos!

Jeden z tygodników podał ostatnio, że mama Krystyny Jandy zasłabła i trafiła do szpitala. Aktorka na swoim blogu odniosła się do tej informacji.

Jeden z tygodników podał ostatnio, że mama Krystyny Jandy zasłabła i trafiła do szpitala. Aktorka na swoim blogu odniosła się do tej informacji.

Pani Zdzisława po zdiagnozowaniu problemów kardiologicznych miała zostać przewieziona karetką do lecznicy. Janda, jak pisał kolorowy magazyn, o wszystkim dowiedziała się na wakacjach we Włoszech. Czym prędzej więc przyleciała do Polski i zameldowała się przy łóżku rodzicielki.

Informacja jednak nie do końca okazała się prawdziwa, co aktorka podkreśliła w swoim ostatnim wpisie na Facebooku.

W najbliższym otoczeniu spowodowała jednak spory ferment. Nad ranem u bram posiadłości Jandy w Milanówku zjawiła się bowiem zdenerwowana siostra...

Reklama

"Spojrzałam na zegar: 4:28. Wszelki Duch Pana Boga chwali - powiedziałam papugując moją babcię" - relacjonuje aktorka.

"Zbiegłyśmy w koszulach z gosposią. Moja siostra wali do bram! 4:30, w piżamie z rozwianym włosem, biegła już przez ogród.

- Co z mamą!??? - darła się. - Ciiii! Śpi! - zasyczałyśmy z gosposią zgodnie.

- Widziałam na zdjęciu, karetkę przed naszym domem!!!

- Jezus Maria - zakrzyknęła gosposia i na wszelki wypadek zaczęła płakać.

- Na jakim zdjęciu? - ja z kolei zgłupiałam.

- Zamieścili w nocy, że mama w szpitalu, karetka, że serce!!!

- Czyś ty oszalała?! - przecież bym do ciebie zadzwoniła! Mama śpi! I nie drzyj się tak, mówiłam do niej zdenerwowana, a wszystko to wyglądało jak kawałek książki Joanny Chmielewskiej".

Aktorka nie kryje, że informacja wytrąciła ją z równowagi, tym bardziej że na zdjęciach opublikowanych w sieci, jej zdaniem, wyglądała "jak z d...y".

"Gosposia szczytowała w płaczu, psy szczekały, kot domagał się jedzenia, korzystając w okazji. Na to wszystko do kuchni weszła niczego jeszcze nie świadoma urocza mamusia w niebieskim szlafroczku.

- A co tu się dzieje? - jęknęła. - A co ty tu robisz, o tej porze? - zapytała moją siostrę, a swoją młodszą córkę.

(...) Zadzwonił pierwszy tego poranka telefon. Wujek z Kielc. - Nie, nie, nic podobnego - dementowała pierwszy raz, ale nie ostatni, mama. A my piłyśmy kawę z siostrą, gosposia powoli suszyła łzy. A potem... uciekłyśmy z mamą do lasu, gdzie ani telefonu, ani Internetu, nic. Spokój".

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krystyna Janda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama