Reklama
Reklama

Marcin Daniec: niezwykła historia jego małżeństwa

​Marcin Daniec (58 l.) uważa, że dostał nagrodę od Boga za niezbyt udaną pierwszą część swojego życia. Dziś jest wesołym, otwartym na ludzi człowiekiem. I ma bardzo udane życie rodzinne z ukochaną Dominiką (38 l.).

Jakie cechy musi mieć kobieta, żeby Pana zafascynowała?

- Kobieta powinna być piękna, inteligentna, bogata, efektowna, oczytana, dowcipna. Reszta nie ma kompletnie żadnego znaczenia.

To chyba trudno taką znaleźć?

- Ja znalazłem najcudowniejszą na świecie! Wymyśliłem sobie, że po nieudanym pierwszym związku będę sam. Nie szukałem dziewczyny, kpiłem z harlequinów, aż raz podczas występu zauważyłem ją, fantastyczną Dominikę. Zwariowałem na jej punkcie harlequinowo, od pierwszego dnia. Ona miała chłopaka, więc czekałem na nią trzy lata. Kochałem ją platonicznie. W tym czasie byliśmy zaledwie trzy razy na kawie!

Reklama

Myślałam, że to ona zabiegała o Pana...

- To są plotki! Jak ją zobaczyłem, oszalałem! Aż wstyd o tym teraz mówić. Byłem zdumiony: co ja sobie wyobrażam, czego chcę? Rozsądny człowiek powinien dawno odpuścić. Ale jak się rozstała z tamtym chłopakiem, ruszyłem do boju. I teraz jestem dumny, że byłem taki uparty i cierpliwy. Rozumiem, dlaczego ta niewytłumaczalna siła mnie do niej ciągnęła. Po prostu jest fantastyczną żoną, matką, świetną dziewczyną!

Zaryzykował Pan małżeństwo po raz drugi. Nie bał się Pan?

- Po pierwszym nieudanym związku oświadczyłem kolegom, że nie ożenię się przez najbliższe dziesięć lat. Przyjęli zakład. Kiedy poznałem Dominikę, do tych dziesięciu lat brakowało kilku miesięcy. Koledzy zaczęli mówić, że ten zakład to były żarty. Uważam,że dostałem nagrodę od Boga za niezbyt udaną pierwszą część mojego życia.

Rozśmiesza Pan swoją żonę?

- Mam pewną łatwość obracania prawie wszystkiego w żart. Tak więc moja żona często pęka ze śmiechu, co więcej, sama też jest bardzo dowcipna. Ma poczucie humoru i czasem zdarza się, że jej reakcje, jej odpowiedzi wykorzystuję na estradzie. Np. jak mówię, że ma godzinę i 45 minut na zakupy, bo tyle trwa mecz z przerwą, ona wraca wcześniej, bo sobie źle policzyła, i zdumiona mówi: Rany boskie, to oni jeszcze grają? Autorką najnowszego sportowego żartu jest manikiurzystka żony,k tóra filozoficznie stwierdziła, że najlepiej by było, gdyby przegrali jedni i drudzy. Żaden mężczyzna na świecie by tego wymyślił.

Czy duże poczucie humoru ma też Pana córeczka?

- Wikusia występuje w każdym szkolnym przedstawieniu - i to bez protekcji tatunia. Często gra główne role. Jest dowcipna, uśmiechnięta i pełna uroku. Nie będę opowiadał głupot, że chcę ją chronić przed zawodem artystycznym. Jeśli okaże się, że ma talent, zrobię wszystko, żeby jej pomóc. Owszem, zawód jest trudny, ale fantastyczny.

Pochodzi Pan z Podkarpacia, z Wielopola...

- ...Skrzyńskiego! Z tej miejscowości pochodził też słynny Tadeusz Kantor. Mój dom stał 50 metrów od kościoła, w którym byłem ministrantem, a mój dziadek pełnił funkcję kościelnego. Dobrowolnie budziłem się o... 6 rano, żeby zdążyć na roraty. Bez budzika!

A czy dziś jest w Pana życiu miejsce na wiarę?

- Tak, to jest szalenie ważne. Mało tego, nigdy nie żartuję z religii na scenie. Nigdy nie naśmiewam się z Pana Boga, z tematów wiary, i to żadnej. Odczuwam pełen szacunek, a nawet lęk przed czymś, co wielkie.

Na estradzie aż kipi Pan energią. Skąd te niespożyte siły?

- Tajemnica tkwi w... genach i sporcie. Pływam 3-4 kilometry dziennie, gram w tenisa kilka razy w tygodniu. Poza sportem prowadzę zdrowy tryb życia, od dziesięciu lat nie palę! Podczas meczu wypijam najwyżej jedno piwo!

Kabareciarze są ponoć dość ponurzy w życiu prywatnym.

- Ja mam pogodne usposobienie także na co dzień, na scenie nie udaję. Zawsze "noszę" cztery pary różowych okularów. Z takim podejściem dużo łatwiej się żyje.

A przejmuje się Pan upływającym czasem?

- Nie zastanawiam się nad tym. Córka, która ma 9 lat, powiedziała: "Ty się zachowujesz jak młodzieniaszek, a jesteś tylko trochę młodszy od dziadka koleżanki ze szkoły". Najważniejsze jest zdrowie! Żadne auta, domy, obrazy, ani sprzęt najnowszej generacji. Nadal mam stary telewizor kupiony za pieniądze zarobione podczas pierwszej trasy. A honoraria za występy w USA czy Kanadzie lubię przeznaczać na rodzinne wyjazdy. Zabieram żonę i Wikusię, ale też dorosłą już córkę Karolkę z jej mężem i moją wnuczką Julką. Taki wspólny czas to coś wspaniałego.

***
Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Daniec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy