Reklama
Reklama

Marcin Mroczek: Szczerość jest najważniejsza

Marcin Mroczek (36 l.) z żoną Marleną wychowują dwójkę dzieci. Ich pierwszy syn Ignacy przyszedł na świat w styczniu 2016 roku, drugi, Kacper, w sierpniu 2017 roku. Aktor ma nadzieję, że chłopcy wyrosną na wrażliwych i odważnych ludzi. Jemu - jak mówi - tej odwagi brakowało.

W zgodzie z jakimi wartościami wychowywali pana rodzice?

Marcin Mroczek: - W naszym domu zawsze mówiło się prawdę. Mama miała taką umiejętność, że po prostu wiedziała, kiedy kombinujemy, więc nie było sensu tego robić! Wychowani byliśmy w szczerości i tak mi zostało. Zawsze mówię, co myślę i wolę nieporozumienia wyjaśniać od razu, niż chować do kogoś urazę.

Uważa pan, że dom rodzinny jest ważny w "budowaniu" człowieka?

- Jasne, to z niego wynosimy chyba najwięcej wzorców. Jako dzieci obserwujemy naszych rodziców i w przyszłości, czy tego chcemy, czy nie, odwzorowujemy ich zachowania. Od nich dużo zależy, ale nie wszystko. Kształtują nas także nasze osobiste doświadczenia, porażki i sukcesy, relacje z rówieśnikami. Kiedy człowiek staje się starszy, mniej zaczyna zależeć od rodziców, a więcej od nas i wyborów jakie podejmujemy.

Reklama

Jest pan młodym tatą, ojcem dwóch synów. Jak chciałby ich pan wychować?

- Chciałbym, aby byli łakomi życia, żeby cieszyli się z tego, co mają i potrafili odnaleźć w życiu swoją pasję, która będzie odskocznią od obowiązków i oczekiwań, jakie będzie nakładało na nich otoczenie. Chciałbym, żeby też byli bardziej odważni ode mnie, bo mi tej odwagi kiedyś brakowało. W to akurat trudno uwierzyć!

Występuje pan na scenie od dziecka, gra w serialu od 17 roku życia i mówi o braku odwagi?

- Tak, to może brzmi nieprawdopodobnie, ale brakowało mi jej w dzieciństwie. Jeśli były jakieś występy w szkole czy akademie, to byłem ostatnim, który chciał w nich uczestniczyć. Nie wiem, jak to się działo, że zawsze w końcu brałem mikrofon do ręki i występowałem. Choć, nie ukrywam, z wielką obawą i drżeniem. Zresztą do dziś mam lęk przed publicznymi występami.

Nawet podczas tańca i spektakli teatralnych? 

- Tak, choć jest to lęk, który mnie mobilizuje, a nie paraliżuje. W momencie rozpoczęcia występu wszystko mija. Przypomina mi się mój występ z Edytą Herbuś na Eurowizji w 2008 roku. Przygotowywaliśmy się do niego kilka miesięcy, presja i stres były ogromne. Edyta myślała, że przed wyjściem na scenę zemdleję i próbowała mnie uspokajać. Powiedziałem jej, że tak mam. Wygraliśmy ten konkurs i była to ogromna satysfakcja, którą miło wspominam, pomimo silnego stresu.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Niedawno pana rodzina powiększyła się o kolejnego członka rodziny - psa. Nie bał się pan tej decyzji?

- Oczywiście, że obawy się pojawiły. Dość długo dyskutowaliśmy z żoną przed podjęciem ostatecznej decyzji. Baliśmy się, że sobie nie poradzimy. Pies to duży obowiązek, a ich u nas nie brakuje. Jednak i ja i Marlena wychowywaliśmy się wśród zwierząt i wiemy, jak dużo radości daje w domu obecność pupila. Chcieliśmy od najmłodszych lat zaszczepić w chłopakach poczucie empatii oraz miłość do zwierząt. Nauczyć ich odpowiedzialności za nie. W ten sposób Hugo trafił do naszej rodziny i stał się jej członkiem. Psy, podobnie jak ludzie, mają swoje potrzeby.

Czy przygotowywał się pan w jakiś specjalny sposób na przyjęcie psa w domu, żeby zapewnić mu spełnienie pięciu podstawowych potrzeb - ruch, jedzenie, bezpieczeństwo, zdrowie, rozwój psychiczny?

- W pewnych kwestiach jestem przygotowany, w innych ciągle się uczę. Oczywiście potrzeby szczeniaczka są inne niż potrzeby dorosłego psa. Nasz mały Hugo, jak każde dziecko, potrzebuje teraz dużo więcej snu i spokoju niż dorosły pies. Jest on traktowany priorytetowo, gdyż jest w tej chwili najmłodszym członkiem naszej rodziny. Dbamy o jego wszelkie potrzeby.

Dlaczego zdecydował się pan wziąć udział w programie "Superpies"?

- Pies w domu to więcej korzyści niż kłopotu. Radość moich synów, gdy usłyszeli o psie była ogromna. Ich reakcja była dla mnie odpowiedzią na wszelkie wątpliwości związane z wzięciem psa. Nie ukrywam, emocje były duże. Począwszy od wyboru odpowiedniej rasy, po wybór psiaka, aż do momentu jego przyjazdu do naszego domu. Chcieliśmy pokazać, że jest to odpowiedzialna i niełatwa decyzja. Gdy Hugo pojawił się na podłodze mojego salonu, cała ekipa zwariowała na jego punkcie. Nie mógł odgonić się od swoich fanów. 

Rozmawiała: E. Karczewska-Madej

***

Zobacz więcej materiałów:


Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy