Reklama
Reklama

Marcin Prokop: Nie jestem automatem!

Mógł, za porywem serca, zostać muzykiem, ale uwiodła go chęć zadawania ludziom pytań. W rozmowie z "Życiem na gorąco" Marcin Prokop wyjawił kulisy prowadzenia "Dzień Dobry TVN". Opowiedział także, czym zajmuje się jego żona.

Nowe studio "DDTVN", starzy prowadzący. Dużo się zmieniło?

Marcin Prokop: - Na szczęście, poza nową parą prowadzących, nie zmieniła się ekipa, która realizuje ten program. Znamy się wszyscy od lat i docieraliśmy się we wspólnych bojach, więc fajnie jest wrócić do miejsca, gdzie wiesz, że możesz zaufać tym, z którymi pracujesz. Mam na myśli nie tylko Dorotę Wellman, ale także tych wszystkich ludzi, którzy robią ten program. Natomiast nowe studio to rzecz, na którą czekaliśmy od lat - zmieniły się nie tylko kolory, dekoracje i meble ale również, co chyba bardziej istotne, wyposażenie techniczne, bo to poprzednie pamiętało jeszcze czasy dinozaurów. Kolejna zmiana to zmodyfikowany grafik naszych dyżurów. Prowadzimy teraz wydania rzadziej, zniknął podział na wydania weekendowe i codzienne. To wszystko ma zdynamizować i uatrakcyjnić program dla widza. A dla nas oznacza, że nie musimy już wstawać o brzasku przez pięć dni w tygodniu.

Reklama

Program zaczyna się o 7:30. O której musi pan wstać, by zdążyć?

Musiałem przestawić budzik na 4:45, do tej pory była to 5:15, ale żadna poranna godzina poniżej 10. nie jest moją ulubioną. Mam nadzieję, że nikt już nie wpadnie na pomysł, by zaczynać program wcześniej.

Pana praca nie jest taka łatwa, jakby się mogło wydawać. Oprócz wstawania rano, trzeba być jeszcze dobrze przygotowanym. Nie może mieć pan słabszego dnia i zawsze trzeba być w formie.

To urok i wyzwanie w pracy na żywo, która polega na tym, że jesteś tu i teraz. Nikt ci niczego nie wytnie i nie skróci. Niczego nie każe powtórzyć, cokolwiek powiesz, musisz wziąć "na klatę". To jest twoja odpowiedzialność i twój sposób budowania relacji z widzami. Ja to akurat bardzo lubię. Miewamy oczywiście czasami gorsze dni z powodu jakiejś niedyspozycji, choroby czy innych prywatnych sytuacji, więc dostarczenie entuzjazmu i niegasnącego uśmiechu przez trzy i pół godziny, w niektórych momentach bywa wyzwaniem.

Jest jeszcze coś, co stanowi dla pana wyzwanie?

Największymi wyzwaniami są dla mnie spotkania z dziećmi, które mają problemy zdrowotne, czasami nie do przezwyciężenia... Rodzice czasem przychodzą do nas z nadzieją na znalezienie lekarstwa, pozyskanie pieniędzy lub innej pomocy. Spotkanie się z ludźmi, którzy zderzają się z taką ścianą w życiu, dla mnie osobiście, jest cholernie trudne, bo od razu mi się w głowie wyświetla moje dziecko i myślę, co by było, gdybym to ja był w takim położeniu. Czasami mam wrażenie, że z Dorotą mamy tak ściśnięte gardła, że jeszcze minuta na antenie i nie bylibyśmy w stanie dalej prowadzić programu. Nie jesteśmy automatami, po których wszystko spływa.

Czytaj dalej na następnej stronie...

W domu odcina się pan od pracy zupełnie?

Nigdy nie było tak, że dzieliłem rzeczywistość bardzo ściśle na pracę i dom. To są rzeczywistości, które się u mnie przenikają, zwłaszcza że oprócz telewizji prowadzę również swoją firmę - agencję oferującą wykłady motywacyjne oraz szkolenia - więc często pracuję w domu. Podobnie moja żona, która zajmuje się między innymi sprzedawaniem sztuki do przestrzeni publicznych, więc zdarza się, że siedzimy razem przy kuchennym stole, każde ze swoim komputerem, w międzyczasie omawiając również sprawy domowe. Staram się jednak nie przynosić do domu mojej publicznej postaci. Marcina z telewizji zostawiam za progiem, w przestrzeni prywatnej funkcjonuję zupełnie zwyczajnie, jak większość ludzi. Zakładam ciepłe kapcie, obieram ziemniaki, robię pranie i wynoszę śmieci. Nie mam poczucia bycia kimś wyjątkowym tylko dlatego, że prowadzę program w telewizji.

Muzyka nadal jest dla pana jednym z najważniejszych elementów życia?

Tak, to jest moja największa miłość i dobrze się stało dla słuchaczy w Polsce, że nie poszedłem za porywem serca i nie zostałem muzykiem, bo byłbym w tym fatalny. W tworzeniu muzyki jestem najgorszy na świecie. Nie mam do tego talentu, natomiast jestem jej dobrym odbiorcą. Żałuję, że zawodowo nie mam w tej chwili więcej wspólnego z muzyką. Czasami wylewam swoje przemyślenia na Instagramie lub Facebooku. Brakuje mi w Polsce medium, gdzie mógłbym wyżyć się jako autor.

Myśli pan, że przyjdzie taki czas, że telewizja usunie się na bok?

Wśród moich znajomych są tacy, którzy wyrzucili telewizory przez okno i są szczęśliwi. Są też i tacy, którzy z niego czynią swojego widmowego przyjaciela. Ten telewizor gra niezależnie od tego, czy oni go oglądają, czy nie. Stał się takim towarzyszem życia, że jak go wyłączysz, to czujesz się obco, pusto i pytasz, co się stało. Teraz ludzie oglądają treści telewizyjne, tylko że niekoniecznie w telewizorze. Coraz więcej tego, co produkuje telewizja, oglądane jest w internecie. Natomiast sama instytucja telewizji, moim zdaniem, szybko nie zniknie, podobnie jak nie zniknęły kina ani płyty winylowe.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Prokop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy