Reklama
Reklama

Marcin Troński tej decyzji żałuje do dzisiaj. "Coś poszło nie tak"

W wywiadzie dla "Życia na Gorąco", popularny aktor uchyla rąbka tajemnicy swojego małżeństwa oraz zdradza plan B na dalsze życie...

Życie na Gorąco: Pomimo że pana mama i ojczym byli aktorami, u pana aktorstwo urodziło się nie od razu, bo początkowo myślał pan o medycynie i weterynarii.

Marcin Troński: - Najpierw myślałem o weterynarii, później o chirurgii. Stało się jednak tak, jak się stało. Coś poszło nie tak, ale do dziś nie wiem co.

Żałuje pan?

- No cóż, losu nie odwrócę, ale myślę, że byłbym dobrym lekarzem. Mam przyjaciela chirurga, który też kiedyś zdawał do szkoły teatralnej. Na szczęście się nie dostał, bo jest znakomitym specjalistą, a aktorem nie wiadomo jakim by był.

Reklama

Jest jednak w panu jakaś gorycz?

- Gorycz? Wie pan, jeżeli chce się uprawiać ten zawód w pełni, na 100 procent, to on kosztuje. Kosztuje czas, rodzinę, zdrowie. Niektórzy moi koledzy zapłacili za to bardzo wysoką cenę. Czasami wolałbym życie spokojniejsze i dużo bardziej stabilne.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Aktorstwo do pewnego momentu było dla pana na pierwszym miejscu w hierarchii, ale gdy poznał pan swoją drugą żonę Martę, stał się pan domatorem, zwierzęciem stadnym i rodzina stała się dla pana najważniejsza.

- Człowiek bez rodziny zawsze gdzieś goni, czegoś szuka. Miałem taki okres singla, pomiędzy pierwszym a drugim małżeństwem. Towarzyszył mi tylko pies, którego miałem. Najwspanialszy pies na świecie. Jak zbliżałem się do czterdziestki, to zacząłem się rozglądać, chciałem się ustabilizować i zająć się rodziną.I tak też się stało. Żona, dzieci, zmieniają spojrzenie na wszystko. Na pracę, na siebie, na rzeczywistość. Gdy pojawiła się rodzina, to wyhamowałem.

Czyżby koledzy pana wyswatali?

- Nie, nie. Swatała nas moja znajoma, a mojej żony nauczycielka języka angielskiego. 

Jak to się odbyło? 

- Zarówno ja, jak i Marta, zostaliśmy zaproszeni przez nią na promocję książki jej ojca, Daniela Bargiełowskiego „Renegat”. Posadziła nas obok siebie i tak to się zaczęło. 

Czytaj dalej na następnej stronie...

I dziś nie dostrzega pan innych kobiet?

- Nieprawdą jest, że nie dostrzegam innych kobiet. Do dzisiaj potrafię się nimi zachwycać, co doprowadza moją żonę do „szału”.

Po rozwodzie z pierwszą żoną, instytucja małżeństwa u pana zbankrutowała?

- Nie zbankrutowała ani na moment. Uważałem, że za wcześnie się ożeniłem, a mianowicie zaraz po studiach, i tym samym miałem za krótki okres szaleństwa młodości. Jak wspomniałem, w okresie przejściowym, miałem wspaniałego przyjaciela, psa Gumisia, który wszędzie mi towarzyszył i był za mnie odpowiedzialny. Oczywiście żartuję, ale to on nauczył mnie odpowiedzialności za innych. Ponieważ był urokliwym mieszańcem collie z wilczurem, to dzięki niemu poznałem wiele kobiet. Moja obecna żona też dała się na niego nabrać.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Aktorstwo niesie ze sobą wiele stresu, niepewności i aktorzy różnie sobie z tym radzą. Niektórzy poprzez alkohol, inni narkotyki, seks, medytacje, sport. Jak jest z panem?

- Jak jest ze mną? Ja dość długo wyhamowuję. Po spektaklu przyjeżdżam do domu i bardzo często wypijam sobie whiskacza albo dwa. Żona już śpi, a ja sobie wyhamowuję. Natomiast kiedy mam stres związany z jakąś rolą, to staram się go rozwiązać bezalkoholowo, bo alkohol nie pomaga w problemach, chociaż po nim niekiedy człowiek szerzej widzi i przychodzą pomysły. Niemniej, alkohol to nie jest dla mnie sposób na stres, na duże problemy. Wolę je rozwiązywać na trzeźwo i z rozsądkiem.

Kiedyś powiedział pan: "Jestem introwertykiem, dlatego nie jest tajemnicą, że piję alkohol”…

- Tak, to prawda, bo ja poprzez alkohol bardziej się otwieram.

Co pan w sobie lubi?

- Chyba nie ma czegoś takiego, co ja w sobie lubię. Naprawdę? Niczego? Może czasami, że mam poczucie humoru, również na swój temat. Uwielbiam podróżować, poznawać nowe miejsca, poznawać świat, i to w sobie lubię. Moja żona też jest ciekawa świata, więc razem go poznajemy, zwiedzamy.

Czy ma pan jakieś inne zainteresowania, typu: kucharzenie, majsterkowanie, kolekcjonowanie?

- Już nie. Natomiast moim nowym zajęciem, od 2015 roku, niejako planem „B” na życie, czy raczej hobby, stało się pisanie. Okazuje się, że odziedziczyłem po ojcu, Bronisławie Trońskim, znanym dziennikarzu, trochę talentu.

***


Rozm. Bogdan Kuncewicz

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy