Reklama
Reklama

Maria Czubaszek: Tylko słonie i żółwie żyją dłużej ode mnie!

Nawet jako dziewczynka nie chciała być Marią. Wolała być Alicją. Uważała, że nadanie jej pierwszego imienia na chrzcie było kosmiczną pomyłką. Przekorna, zawsze mówiła to, co myśli, nie bacząc na konsekwencje. Tak jak wtedy, gdy nie tylko wyznała, że poddała się aborcji, ale także, że od dziecka nie cierpi dzieci. Maria Czubaszek zmarła 12 maja 2016 roku w wieku 76 lat.

"Ja siebie jako dziecka też nie lubiłam. I swoich rówieśników też. Pamiętam, jak po raz pierwszy rodzice zaprowadzili mnie do piaskownicy. Był taki koleżka w moim wieku, któremu od razu wsadziłam wiaderko na głowę, że trzeba było ślusarza wzywać. Tak mi się ten chłopczyk nie podobał!" - mówiła. I dodawała: "Sama byłam dzieckiem. Ale dzieckiem też był Stalin, i co z tego wyrosło?".

Wszystkie jej deklaracje trzeba było jednak traktować z przymrużeniem oka. Bo jak wytłumaczyć to, że twierdziła, iż z ludźmi się nie przyjaźni, a tak wiele osób uważało ją za swoją przyjaciółkę? Nawet ci, których znała przelotnie, byli pod wrażeniem jej ciepła, poczucia humoru i ogromnego dystansu do siebie. "Jeżeli kobieta jest średniej urody, takiej mało nachalnej, jak na przykład ja, to wiadomo, że chciałaby mieć dobrą kosmetyczkę, fryzjera, ciuchy. Jeżeli się teksty pisze średnie, jak ja, to przynajmniej niech wykonują je świetni aktorzy" - przekonywała.

Reklama

Spod jej pióra wyszły takie przeboje jak: "Wyszłam za mąż, zaraz wracam", "Każdy as bierze raz" czy "Rycz mała, rycz". Była także współtwórczynią popularnych seriali, m.in. "Na Wspólnej" czy "BrzydUli". Twierdziła jednak, że całej jej karierze przyświecał jeden cel. "Tak naprawdę wszystko napisałam dla pieniędzy. Bo w zasadzie nie znoszę pisać! Rodzice, niestety, nie zostawili mi fortuny, więc muszę zarabiać. Mój mąż ma 850 złotych emerytury, w dodatku jest muzykiem jazzowym".

LUDZIE POWINNI ŻYĆ KRÓTKO...

Zwykła mawiać: "Między starością i dzieciństwem jest jedno podobieństwo. Zarówno starcom, jak i dzieciom wszystko wolno". Jej deklaracją wolności było palenie papierosów. Potrafiła odrzucić intratną propozycję pracy, gdy zabraniano jej upragnionego dymka. Uważała, że starość trzeba przepalić. Ona przepalała całą emeryturę - 1100 złotych. "Składam się z samych wad" - przyznawała. "Bardzo lubię palić. Jest to po prostu moja jedyna frajda w tym wieku".

Wbrew rozsądkowi do końca nie uległa promującym zdrowy tryb życia trendom. "Moje i mojego męża hasło brzmi: 'Przez sport do kalectwa'. Marek Borowski powiedział mi, że raz poszedł na siłownię, coś sobie zrobił w kolano i został kaleką. Dało mi to do myślenia..." - mówiła z uśmiechem.

Mąż Marii, Wojciech Karolak, z którym przeżyła ponad 30 lat, twierdził, że jego ukochana pochodzi z innej planety, ale jest świetnie przystosowana do życia wśród Ziemian. Potrafiła zapytać go o banknot 27-złotowy. Uwierzyła, gdy powiedział jej, że co prawda jeszcze nie wymienił letnich opon, ale wpuścił do nich zimowe powietrze.

Czytaj dalej na następnej stronie

Ich pierwsza randka miała miejsce w warszawskim Spatifie, po trzech latach zdecydowali się na ślub. "Nie przyklękałem na jednym kolanie i nie wręczałem biżuterii, bo to by znaczyło, że sobie robię jaja, a sprawa była poważna. Tak długo ją namawiałem na ślub, że w końcu się zgodziła dla świętego spokoju" - wspomina Wojciech Karolak. Ona sama we właściwy sobie sposób bardzo ceniła męża, chociaż pewnego razu złamała mu dwa żebra i przez całe lata karmiła tylko parówkami.

Ten, kto spodziewałby się od niej wielkich wyznań, grubo by się przeliczył: "Uważam, że miłość jest przereklamowana. Mówię tak, chociaż sama mam męża i to już będzie ostatni, biorąc pod uwagę mój wiek" - twierdziła. Ale dodawała też: "Poza tym Karolak jest fajny, mając przy tym mnóstwo wad".

Poza mężem miłością jej życia były zwierzęta. Twierdziła, że ceni je bardziej niż ludzi. Wojciech Karolak mówił: "Naszemu pieskowi podawała szwedzkie półmiski: dokoła talerza był ułożony wianuszek z różnego rodzaju wędlinki, a w środku coś takiego z białego serka. Od tej pory w ten sposób podaje jedzenie także mnie i to jest komplement, bo czuję się wtedy prawie jak pies, a to znaczy, że nie jest ze mną tak źle".

Kochała także Warszawę, która była jej miejscem na Ziemi. Podobnie jak jej idol, Woody Allen, rzadko opuszcza Nowy Jork, tak ją wołami trzeba było wyciągać ze stolicy. Gdy jej mąż był w trasie, ona z największą radością zostawała w domu i rozkoszowała się samotnością. Nie wyobrażała sobie życia, jakie prowadzili jej rodzice, którzy wszystko robili razem.

Chorowała od dawna, ale nie robiła z tego sensacji. Śmierć oswajała, żartując z niej. "Zawsze wydawało mi się, że nie ma ode mnie starszych ludzi. Uważałam, że tylko słonie i żółwie dłużej żyją ode mnie" - mówiła. "Niech życie będzie dla człowieka przyjemnością" - przekonywała i twierdziła, że żyje już o wiele za długo.

Tysiące fanów i liczni przyjaciele na pewno są innego zdania. Serce Marii Alicji Czubaszek przestało bić 12 maja 2016 roku. Miała 76 lat.

(TVN24/x-news)

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Maria Czubaszek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy