Reklama
Reklama

Maria Maj: Miłość nie wszystko wybaczy

Dopiero w wieku 14 lat poznała swojego ojca. Jeździła do niego potajemnie, za co matka miała do niej żal. Gdy założyła własną rodzinę, pojawiły się nowe problemy. Jej małżeństwo nie przetrwało próby czasu, a w 2010 los wystawił ją na najcięższą próbę...

- Nie byłam żoną, która robi na drutach i zawsze jest w cieniu męża - przyznała Maria Maj (70 l.) w jednym z wywiadów. W jej rodzinie relacje kobiet z mężczyznami często bywały bardzo skomplikowane...

Mama aktorki po raz pierwszy wyszła za mąż tuż przed wojną, a do małżeństwa przymusiła ją własna matka. Ale ona nie pokochała męża, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, uciekła od Jana Maja do Warszawy.

W czasie wojennej zawieruchy znalazła się w niemieckim Wiesbaden. Gdy nastał pokój, poznała tam przedwojennego oficera Józefa Dąbrowskiego. Nie zostali wtedy parą, ale utrzymywali ze sobą kontakt listowny.

Reklama

Ich losy splotły się ponownie, gdy Józef ją namówił, by przyjechała na Dolny Śląsk, gdzie sam osiadł. - Tu jest pięknie. Są wille do wzięcia - napisał. Pojechała.

W 1948 r. urodziła się im Maria. Dostała nazwisko matki, która nie wzięła ślubu z Józefem. Nie ułożyło się im wspólne życie. Do tego stopnia, że dwa lata później zabrała córkę i wyjechała do Łodzi. O ojcu nigdy jej nie opowiadała poza tym, że mieszka we Wrocławiu.

Gdy Maria miała 14 lat, postanowiła go odnaleźć. - Odwiedziłam najpierw swojego chrzestnego. Zapytał, czy wiem, że mieszka tu mój ojciec, Józek Dąbrowski się nazywa. "Przecież mój tato nazywa się Jan Maj!" - zaprotestowałam. "Ojej, twoja mama mnie zabije..." - chrzestny za późno ugryzł się w język - opowiadała Maria po latach.

Tamtego dnia postanowiła, że musi rozwikłać tajemnicę... Dąbrowski przeniósł się pod Warszawę. Adres zdobyła od jego znajomej. Wysłała do niego list. - Przyjedź - odpisał. Artystka do dziś pamięta ze szczegółami ten dzień.

- Było lato 1962 r. Wchodzę przez bramę, przez którą wjeżdża też nyska. Wysiada z niej przystojny facet w ciemnych okularach i z miejsca żeśmy się pokochali... - opowiadała. Wreszcie miała ojca, ale za każdym razem, gdy do niego jechała, ogarniały ją wyrzuty sumienia, bo okłamywała przecież mamę.

- Pewnego dnia mnie zapytała: "Do kogo ty tam jeździsz?". "Do tatusia!" - w końcu nie wytrzymałam. To był dla niej cios. Miała do mnie o to długo żal - wspominała aktorka. Sielanka między ojcem a córką nie trwała długo. Pokłóciła się z nim o poglądy polityczne.

Jako przedwojenny oficer nie odnalazł się w nowym ustroju, a córka z nadzieją patrzyła na socjalizm. Sześć lat później ojciec zmarł. W wieku 20 lat Maria utraciła go na zawsze...

Więcej szczęścia miała w życiu zawodowym. To mama skierowała ją na artystyczną drogę. - Ponownie wyszła za mąż i chyba chciała mieć więcej czasu dla siebie, więc zapisała mnie do kółka teatralnego w domu kultury - wspominała Maria. Po maturze dostała się za pierwszym razem na wydział aktorski w łódzkiej filmówce.

Spragniona bliskości Maria od razu wpadła tam w sidła miłości. - Wybrałam sobie najfajniejszego chłopaka na roku, Romka Talarczyka - opowiadała. Dobra passa skończyła się szybko, gdy Marię po pierwszym roku skreślono ze studiów. - Miałam tylko jedną dwójkę i gdybym zabiegała, to bym została. Ale nie chciałam, bo szkoła mnie rozczarowała - wyjaśniła.

Kwitła za to miłość do ukochanego. Pobrali się i doczekali upragnionej córeczki Kasi. To nie był dla nich łatwy czas. Po studiach Maria szukała pracy, a jej męża powołano do wojska. Pomogła jej mama koleżanki, która była dyrektorką administracyjną w teatrze Lalek " Arlekin ". - Zdałam egzamin eksternistyczny i dostałam dyplom lalkarki. A potem drugi - aktorki dramatycznej.

Szczęście nie trwało długo. Małżonkowie oddalili się od siebie, aż w końcu ich związek się rozpadł. - Nie byłam żoną, która tylko robi na drutach przy mężu - stwierdziła krótko, pytana o powody rozwodu. Wyjechała z córką do Warszawy. Miała 40 lat, żadnych oszczędności.

Znów pomogli znajomi. Poszła do pracy w Teatrze "Studio Buffo" jako sekretarka. Sen z powiek spędzały Marii także złe stosunki z córką, która długo nie mogła jej wybaczyć, że wciąż żyły na walizkach. - Miałam poczucie winy, że kiedy inne matki czytały dzieciom bajki do snu, ja szłam do teatru - przyznała.

Matka i córka odnalazły drogę do siebie dopiero, gdy los wystawił je na najcięższą próbę. 38-letnia wówczas Kasia zachorowała na raka szyjki macicy. Wspólnie przechodziły przez chorobę. Maria nigdy tego nie zapomni. Przez dwa lata przeżywały piekło. Córka była świadoma, że zostało jej niewiele czasu.

W wywiadzie udzielonym w grudniu 2009 r. "Wysokim Obcasom" powiedziała: "Podobno teraz już tylko zostało "gaszenie pożaru" i powinnam się pogodzić z tym, że z tego nie wyjdę. Ale walczę. Staram się szukać pozytywów".

Odeszła nad ranem 2 czerwca 2010 r. - Kiedy wróciłam z pogrzebu, przez chwilę byłam sama. Żeby nie zwariować, zaczęłam kroić mięso na stypę. Wtedy wpadł do mnie kolega aktor Eryk Lubos i mnie po prostu przytulił. Nic więcej, tylko mocno przytulił. Za to jestem mu wdzięczna, bo takie gesty pomagają pójść dalej przez życie - wyznała cztery lata później.

W trudnych chwilach wspierały ją też ukochane córki Kasi. - Przeszłyśmy jakoś przez to razem - ja i moje wnuczki - Julia i Daria. Dzisiaj jest też z nami Franio, mój prawnuk - opowiadała. Znalazła w sobie siły, aby dalej żyć.

Pracuje w ukochanym TR Warszawa, do którego trafiła w 1995 r. A po miłosnych rozczarowaniach i kolejnym nieudanym małżeństwie nie szukała już spełnienia w następnych związkach. Zapytana kiedyś, czy ma życiowego partnera, odparła żartobliwie: "Mam kotkę Wandzię, bo nie chcę już inwestować uczuciowo w żadnego kocura"...

***


Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Maria Maj
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy