Reklama
Reklama

Monika Kuszyńska o występie na Eurowizji: Nie o zwycięstwo tutaj chodzi!

Monika Kuszyńska będzie reprezentować Polskę podczas 60. konkursu Piosenki Eurowizji w Wiedniu 19, 20 i 21 maja. Swoim występem wokalistka chce poszerzyć świadomość społeczeństwa i przełamać tabu, bo - jak mówi - klasyfikowanie ludzi na niepełnosprawnych i zdrowych jest sztucznym, niczemu nie służącym podziałem.

Przejmuje się pani złośliwymi komentarzami internautów na swój temat?

- Dla mnie to szersze społeczne zjawisko, wynikające choćby z frustracji czy niespełnienia. Dlatego nie odbieram tych uwag osobiście do siebie. Ten, kto posiada odrobinę nawet empatii, nigdy nie będzie okrutny w stosunku do drugiego człowieka, krzywdząc kogoś, nie odczuje przyjemności.

Poza tym wierzę, że każdy z nas ma w sobie pierwiastek dobra, który powinien codziennie pielęgnować. Staram się dostrzegać w ludziach pozytywne cechy, doceniać je.

Reklama

Zło według pani nie istnieje?

- Nie udaję, że go nie ma albo że nie dotyka nas czasami cierpienie. Jestem jednak pewna, że możemy, jeśli tylko chcemy, przyciągać wyłącznie dobrą energię. Tak samo jak złą. Wiem, o czym mówię, bo przetestowałam to na sobie.

Po wypadku miałam mnóstwo powodów, żeby się załamać, popaść w depresję, zakopać w swoim nieszczęściu. Ale tego nie zrobiłam, gdyż takie nastawienie doprowadziłoby mnie na skraj przepaści.

Co pani wtedy czuła?

- Ogromną wdzięczność, że żyję, bo byłam naprawdę bliska śmierci. Kiedy po dwóch miesiącach od wypadku po raz pierwszy wyjechałam na zewnątrz i poczułam promienie słońca na twarzy, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie! Przewartościowałam swoje życie, zaczęły cieszyć mnie najdrobniejsze sprawy, których wcześniej często nie dostrzegałam. 

Jakie?

- Z pozoru banalne, ale bardzo istotne. Odkrywanie nowych smaków, to, że mogę pooddychać świeżym powietrzem. Albo że jestem w ogrodzie i kot się do mnie łasi. Dziś doceniam każdy dzień, jestem otwarta na to, co przyniesie życie. Dzięki temu dużo więcej zyskuję i nic nie tracę.

Powiedziała pani kiedyś, że ludzie postrzegają panią głównie jako osobę poruszającą się na wózku. Dziś to nie przeszkadza?

- To już przeszłość. Ja swojego wózka już nie widzę, jest po prostu częścią mnie. Podobnie odbierają mnie moi znajomi, przyjaciele. Oczywiście jak każda kobieta czuję się niekiedy nieatrakcyjna, ale momentów, kiedy nabieram pewności siebie, jestem pełnowartościowym człowiekiem, jest znacznie więcej.

Czuje pani stres przed występem w konkursie Eurowizji?

- Jak przed każdym pojawieniem się na scenie. Mierzenie się z kolejnymi wyzwaniami zawsze okupione jest dużym napięciem. Tym bardziej że w Wiedniu będzie mnie słuchać i oceniać cała Europa.

Z drugiej strony jest to bardzo mobilizujące i staram się nie ulegać żadnej presji. Nie zastanawiam się, czy wygram, bo nie o zwycięstwo tutaj chodzi. Raczej o poszerzenie świadomości ludzi, przełamanie tabu, że klasyfikowanie ludzi na niepełnosprawnych i zdrowych jest sztucznym, niczemu nie służącym podziałem.

Jest pani również ambasadorką szczytnej idei, jaką jest bieg "Wings for Life World Run", który odbędzie się już 3 maja...

- To bardzo cenna inicjatywa, dzięki której finansowane są badania naukowe mające na celu znalezienie metod leczenia przerwanego rdzenia kręgowego. A bieganie, sport zawsze łączy ludzi i sprawia, że otwierają się w nich pokłady dobra. W tym roku zapraszam do Poznania, gdzie trzeciego maja odbędą się zawody. Wystartują też w nim osoby niepełnosprawne, na wózkach. Być może i ja się zdecyduję...

Rozm: Artur Krasicki

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Monika Kuszyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy