Reklama
Reklama

Monika Kuszyńska podjęła trudną decyzję! Nie chce, by jej niepełnosprawność wpływała na rodzinę!

Monika Kuszyńska (40 l.) długo się wahała. Jednak po naradzie z mężem Kubą Raczyńskim, doszli do wniosku, że nie mogą dłużej zwlekać. To dla nich wielka zmiana!

Postanowili zapisać syna Jeremiego do przedszkola. Monika, jak każda mama, bardzo to przeżywa, ale czuła, że chłopiec do tego dojrzał.  

„To duża zmiana w naszym życiu, ale jesteśmy na nią gotowi. Martwię się o niego, ale to naturalne. Rodzicielstwo jest piękne, a zarazem bardzo trudne”  – zdradza „Życiu na Gorąco” Monika.

Narodziny syna spowodowały wielką rewolucję w jej życiu.

„Macierzyństwo było skokiem na głęboką wodę. Pragnęłam tego jak większość kobiet. Szczęśliwie nie miałam dużych problemów i komplikacji. W momencie, w którym pojawił się Jeremi, przyszła miłość i przywiązanie, z dnia na dzień co raz silniejsze i całkowicie różniące się od tego, które do tej pory znałam,  ale też coś, co mnie przeraziło. Wrócił lęk. Lęk o jego przyszłość, o jego zdrowie i życie, po prostu lęk o niego” – mówiła jakiś czas temu.

Oprócz Jeremiego, artystka ma też córeczkę Kalinkę. Stara się być jak najbardziej samodzielna, dlatego po dziesięciu latach wróciła do prowadzenia samochodu.

Jednak najważniejsza jest dla niej sprawność fizyczna, o którą od lat nieustannie musi walczyć. Codzienna rehabilitacja pozwoliła jej na nowo cieszyć się życiem. Niestety, w ostatnim czasie epidemia uniemożliwiła jej ćwiczenia.

Okazuje się, że to nie było jedyne zmartwienie piosenkarki (sprawdź!).

Reklama


„Nie miałam z kim trenować. Teraz wszystko powoli stabilizuje się. Na szczęście mam rentę i mogę opłacać trenera, który cały czas mi pomaga. Mój stan zdrowia jest umiarkowany, ale dążę do tego, żeby był konstans. Prowadzę siedzący tryb życia, mięśnie nie pracują jak należy. Jest coraz trudniej, potrzebuję coraz więcej wkładać w to energii i zaangażowania. Im jestem starsza, tym trudniej. Nie da się też ukryć, że są to duże wydatki. Jestem ofiarą wypadku, więc mam rentę z PZU i to jest główne źródło finansujące moją rehabilitację. Miałam też duże wsparcie różnych fundacji. Państwo tego nie zapewnia, ale są fundacje i dzięki nim bardzo dobrze to funkcjonuje” – opowiada. 

W czasie pandemii Monika  Kuszyńska i jej mąż nie pracowali. Zaplanowane na maj koncerty przełożono i częściowo odwołano.

„Baliśmy się, co będzie dalej. Co z naszą pracą, z naszymi finansami, przecież mamy na utrzymaniu rodzinę. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy” – wyznaje Monika.

Długo nie potrafiła zaakceptować faktu, że jest niepełnosprawna. Próbowała wielu metod, które miały postawić ją na nogi. Niestety nie powiodły się.

„Zaakceptowałam to, jak jest. Oswoiłam to. Żyję w inny sposób, organizm inaczej funkcjonuje, bo tylko siedzisz, ale można tak żyć i być szczęśliwą” – zapewnia.

Artystka cieszy się każdą chwilą spędzoną  z rodziną i tym, że wciąż może występować i dawać ludziom radość. Do tego jest szczęśliwą mamą. 

„Dzisiaj wiem, że na wózku też można fajnie żyć” – mówi.  

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Monika Kuszyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy