Reklama
Reklama

Monika Zamachowska: Poświęciłam wszystko dla miłości!

Telewizja nie ma przed nią sekretów. Monika Zamachowska (45 l.) pracuje w niej od 22 lat! Od kiedy w 2014 roku wyszła za Zbigniewa Zamachowskiego (55), jej życie prywatne wciąż budzi spore emocje. Nie jest bowiem tajemnicą, że wraz z aktorem sporo płacą za swoją miłość. Kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie alimentów na dzieci Zbyszka, zszargany wizerunek i brak ofert pracy - to tylko część problemów, z którymi przyszło im się zmierzyć. Dziennikarka "Rewii" zdradza, czy rzeczywiście warto walczyć o uczucia.

REWIA: Widzowie "Pytania..." bardzo panią lubią. Ale czy praca po tylu latach nie nudzi?

Monika Zamachowska: Nie zamieniłabym jej na żadną inną, bo ja także lubię moich widzów. Prowadzenie programu na żywo to spore wyzwanie i obowiązek zdobywania wiedzy na aktualne tematy. A to oznacza wakacje z prasą i z internetem, bo muszę być na bieżąco. Ale inaczej sobie nie wyobrażam.

Miło jest być żoną człowieka, który otrzymał kilka odznaczeń państwowych?

- Miło. Tym bardziej że Zbyszek po udziale w 120 filmach i zagraniu ponad 60 ról teatralnych mógłby już spocząć na laurach i odcinać kupony od swojej pozycji zawodowej. Tak nie jest. Mój mąż pracuje ponad siły. Dlatego cieszę się z tych, choćby krótkich, chwil chwały.

Reklama

Zamieniliście państwo apartament na małe mieszkanie. Jak teraz wam się żyje?

- Skromnie. Nie mamy wielkich potrzeb. Najważniejsze, że dzieci mają swoje pokoje. Myślę, że jakiś kawałek własnej przestrzeni jest bardzo ważny dla dobrego rozwoju młodego człowieka. A moje dzieci to już pełną gębą nastolatki.

Ma pani dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa: Tomka i Zosię. Któreś z nich idzie w pani ślady?

- Jeszcze nie wiadomo. Oboje grają na pianinie, oboje śpiewają, muzyka jest w ich życiu bardzo ważna. Zosia także tańczy i ma niezwykły talent plastyczny. Na razie cieszę się, że są otwarci i chłonni wiedzy. Nie chcę spekulować na temat ich przyszłości.

Sprzeczacie się w sprawie używania tabletów i telefonów?

- Nie. Reguły są jasne i dawno ustalone – najpierw nauka, potem przyjemności.

Korzysta pani z medycyny estetycznej?

- Boję się interwencji chirurgicznych, ale poza tym spróbowałam już chyba wszystkiego. A że nie ze wszystkim jest mi do twarzy, widać w lustrze. Wybieram więc mądrze i zamierzam starzeć się z godnością.

Umie pani dziś powiedzieć, co poświęciła dla miłości?

- Wszystko. Teraz to odbudowuję. Najbardziej zależy mi na relacji z dziećmi. I śmiem twierdzić, że nie jest źle.


Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Monika Richardson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy