Reklama
Reklama

Nina Busk dzięki "Sanatorium miłość" chodzi do lekarza bez kolejki. Magia telewizji!

Nina Busk (63 l.) , uczestniczka pierwsze edycji "Sanatorium miłości", nie kryje, że dzięki popularnemu show nie musi stać w kolejkach do lekarza.

Przebojowa emerytka z Torunia błyskawicznie podbiła serca widzów i stała się jedną z ulubionych uczestniczek programu "Sanatorium miłości". To dzięki niespożytej energii i temperamentowi powierzono jej rolę prowadzącej zakulisowe rozmowy w "The Voice Senior".

"Rewii" zdradza m.in., jaką jest babcią, dlaczego nudzą ją mężczyźni czekający na obiad...

Zawsze była pani taka pełna życia?

- Dostałam to wszystko w genach po moim ukochanym tatulku. Pozostała, całkiem fajna reszta, po mamusi. Wnuk też poszedł we mnie!

Reklama

Jaką jest pani babcią?

- Wygląda na to, że ukochaną! Mój wnuk jest bardzo do mnie podobny - spontaniczny, radosny i zachwycający się całym światem. W Anglii mieszkałam 5 i pół roku, pomagając córce. Pewnie dlatego mamy taką fajną więź. Wnuczek jest pięknym, śniadym chłopakiem. Córka wyszła za mąż za obcokrajowca i ten miks świetnie im wyszedł.

Dlaczego wróciła pani do Polski?

- Miałam partnera, który chciał wracać do kraju. Niestety, po powrocie okazało się, że mieliśmy zupełnie inne oczekiwania. On chciał się bawić, ale żeby się bawić, trzeba najpierw popracować. Po jakimś czasie okazało się, że jest nam nie po drodze.

Jak powinien wyglądać mężczyzna idealny?

- Nie ma takich mężczyzn! Ja jeszcze takiego nie znalazłam. Na początku wszystko wygląda fajnie, a potem przestaje się takiemu panu chcieć. Nie chce mu się golić, wychodzić z domu i najchętniej siedziałby przed telewizorem i czekał na obiad.

Mogłaby pani wyjechać na koniec świata?

- Nie widzę żadnego problemu. Do walizki pakuję kilka T-shirtów, dresy, getry, sukienkę na balety i mogę lecieć. Zwiedziłam sporo świata, podróżowałam po Europie i USA, ale najbardziej urzekła mnie Holandia z polami kwiatów i soczystą zielenią. Mieszkałam tam ponad rok i sprawdziłam, że ludzie wszędzie są tacy sami, tylko scenografia się zmienia.

Chciałaby pani poprowadzić swój program?

- No pewnie! W reklamie też mogłabym wystąpić. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jak wygląda portfel polskiego emeryta. Mam najniższą emeryturę, a właściwie jałmużnę, a przecież z wiekiem potrzeb nie ubywa. I nie mówię tu o jakichś rarytasach, tylko o codzienności. Zaczyna szwankować zdrowie, pojawiają się różne schorzenia i trzeba kupić leki. "Sanatorium Miłości" bardzo mi pomogło i czasem uda mi się dostać do lekarza bez kolejki.

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: nina busk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy