Reklama
Reklama

Nina Terentiew o Krzysztofie Krawczyku: "Myślę, że są już razem i śpiewają Najwyższemu najpiękniej..."

Krzysztofa Krawczyka i Ninę Terentiew łączyła niezwykła przyjaźń. To ona dzwoniła do niego, gdy był w Stanach, i przekonywała, że w Polsce czeka na niego dużo lepsze życie. Sam przekonywał, że to między innymi za jej namową wrócił do Polski, co było jedną z najlepszych decyzji w jego życiu. 10 kwietnia, w dniu pogrzebu Krawczyka, Nina Terentiew zdecydowała się na piękne i wzruszające wspomnienie o artyście.

Telewizja Polsat 10 kwietnia, w dniu pogrzebu Krzysztofa Krawczyka, wyemitowała wspaniały koncert jubileuszowy z 2008 roku, kiedy to Krawczyk obchodził 45-lecie swojej kariery. Podczas koncertu "Życie jak wino" można było obserwować na scenie niezwykła zażyłość i przyjaźń łączącą Ninę Terentiew i Krzysztofa Krawczyka. To ona, nazywana "carycą polskiej telewizji" ochrzciła go "królem", on z kolei był jej wdzięczny za sprowadzenie do kraju i pomoc w rozwijaniu kariery na ojczystej ziemi. Na profilu instagramowym Polsatu pojawiło się wzruszające wspomnienie dyrektor programowej.

"Nie znam ludzi, którzy nie lubili Krzysztofa Krawczyka jako człowieka. Ponieważ Krzyś był niezwykle otwarty, ciepły, serdeczny, nawet do świeżo spotkanych ludzi. W jego towarzystwie każdemu wydawało się, że jest kimś wyjątkowym, kogo zechciał obdarzyć swoją przyjaźnią i uwagą prawdziwy artysta. Nasza przyjaźń zaczęła się właściwie od jednego mojego telefonu do Ameryki, kiedy dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że ciężko mu już było wytrzymać na obczyźnie i nie wiedział, co ma dalej robić. Moja rada była bardzo prosta: Wracaj i śpiewaj tutaj! Krzyś bardzo często przypominał mi tę rozmowę, mówiąc, że zadecydowała ona o zmianie jego drogi" - wspomina Nina Terentiew.

Reklama

"Pamiętam pierwszy koncert Krzysztofa po powrocie do Polski w 1994 roku, kiedy w typowo amerykańskim kostiumie stanął na deskach Opery Leśnej i właściwie był pełen wątpliwości, jak po latach przyjmie go publiczność. Oczywiście po pierwszych chwilach zaskoczenia, że to on, polski Elvis wrócił do kraju, publiczność zgotowała mu niewyobrażalną owację.

Krzyś, oszalały ze szczęścia wbiegł po słynnych schodach Opery Leśnej na samą górę, ściskając dłonie, przytulając rozentuzjazmowanych fanów, w końcu podbiegł do mnie i powiedział: Wreszcie czuję, że naprawdę wróciłem do domu! Podobna atmosfera panowała na koncercie, który zrealizowaliśmy w Polsacie z okazji 45-lecia pracy artystycznej w 2008 roku, również w Operze Leśnej. I wtedy również wybiegł do publiczności, która tym razem kochała go już nie tylko za wspaniały "Parostatek" czy "Jak minął dzień", tylko niezapomniany duet z Edytą Bartosiewicz "Trudno tak", czy z Munkiem Staszczykiem "Lekarze dusz". Potem spotykaliśmy się wiele razy, nie tylko na Sylwestrach, festiwalach i koncertach Polsatu, ale także w życiu prywatnym. Krzyś często mówił mi, że jego tata, śpiewak operowy, tam w niebie jest chyba z niego dumny... Myślę, że są już razem i śpiewają Najwyższemu najpiękniej..." - zakończyła wzruszający wpis Nina Terentiew.

Krzysztof Krawczyk odszedł w wielkanocny poniedziałek, 5 kwietnia, pozostawiając w żałobie bliskich i ukochaną żonę Ewę, oraz miliony fanów.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Krawczyk | Nina Terentiew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy