Reklama
Reklama

Paulina Smaszcz-Kurzajewska musiała walczyć o swoją karierę! Przeszkadzali jej rodzice!

Rodzice liczyli, że ich córka, Paulina Smaszcz-Kurzajewska (45 l.) pójdzie do zawodówki i zacznie dokładać się do domowego budżetu. Tymczasem ona zdała na studia i zrobiła karierę. Nie tego się po niej spodziewali…

Ostatni rok w życiu Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej nie należał do łatwych. Chorowała, przeszła dwie operacje, potem dostała wymówienie z pracy. Mówi, że sobie poradzi, pozwała do sądu pracodawcę.

Nie pierwszy raz znalazła się w trudnej sytuacji. Jest przyzwyczajona do zmagania się z przeciwnościami losu. Gdyby nie upór, siła, zdecydowanie, nie osiągnęłaby tak wiele. Pochodzi z robotniczej rodziny. Mama pracowała w szpitalu, ojciec był stolarzem.

Wychowała się na poznańskich Jeżycach, pięknej, ale biednej dzielnicy miasta. W wielkich przedwojennych mieszkaniach kwaterowano obcych sobie ludzi. Czteroosobowa rodzina Smaszczów gnieździła się na jedenastu metrach kwadratowych. Obowiązywały stałe godziny mycia i gotowania. Warunki do rozwoju i nauki były dramatyczne dla Pauliny.

Reklama

"Moje biureczko postawiono w kuchni, kiedy kończyły się dyżury, miałam do niego dostęp" - wspomina prezenterka. 

Dzieci spędzały dużo czasu na podwórku. Urządzały zawody w kapsle, w duńskie kufle, robiły fikołki na sztenderze - poznańska nazwa trzepaka. Paulina była liderką osiedlowej grupy. Zarządzała w co się będą bawić, słuchali jej nawet starsi chłopcy. Wszyscy marzyli o wyrwaniu się stamtąd. Paulina miała dobre stopnie, podstawówkę skończyła ze świadectwem z czerwonym paskiem. Tyle, że rodzice i tak chcieli wysłać ją do zawodówki.

"Musisz zarabiać, żeby nam pomóc" - tłumaczyli. 

Wstawiła się za nią nauczycielka polskiego. Prosiła Smaszczów, by nie odbierali córce szansy na studia. Paulina zawarła z tatą układ. Obiecała mu, że na wszystko zarobi sama, niech tylko pozwoli jej nadal mieszkać w domu.

Wywiązała się z umowy. Od pierwszej klasy liceum popołudniami myła szyby w autach na stacji benzynowej, pilnowała dzieci. Na poznańskich targach szorowała podłogi, sprzątała toalety, parzyła kawę.

W nagrodę mogła uczyć się dalej. Chciała być lekarzem, ale tak wymagających studiów nie mogła pogodzić z pracą. Zdała więc na polonistykę. Wyrosła na śliczną kobietę, zauważono ją, dorabiała jako modelka. Wkrótce stanęła do konkursu na prezenterów telewizyjnej Jedynki.

Profesor Aleksander Bardini docenił jej talent, ale wysłał na zajęcia do szkoły teatralnej w stolicy - nadal mówiła poznańską gwarą. Ogromna szansa wiązała się z mnóstwem wyrzeczeń. Musiała zarobić na bilet, znaleźć nocleg. W Warszawie nie miała znajomych ani rodziny.

"Przyjechałam z jedną walizką" - wspomina. 

Po roku przeprowadziła się na stałe, choć nikt ze znajomych nie wierzył, że da sobie radę. Pracowała od rana do nocy. Poszła na staż do PZU, a od 17.00 miała dyżury w telewizji. Uczyła się nocami. Zrobiła wszystko, by nie zmarnować swojej szansy.

Rodziców zszokowała zmiana, jaka w niej zaszła. Gdy kupiła mamie bilet, by przyjechała i zobaczyła, jak mieszka, ta długo milczała, tak była zaskoczona.

"Do głowy jej nigdy nie przyszło, że młoda dziewczyna może mieć takie życie. Wyjechała z zachwytem i strachem, że to tylko sen, bańka mydlana" - opowiada dziennikarka. 

Pewność, że powinna świadomie kształtować swój los, dała jej miłość. Z Maciejem Kurzajewskim poznali się w 1996 roku w Zakopanem. Trwały zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich, a on przyjechał tam jako reporter sportowy.

Porozmawiali, poszli na spacer, od razu zaiskrzyło. Byli wtedy w innych związkach, ale postanowili dać sobie szansę. Dwa miesiące później wybrali się na pierwszą randkę, pół roku po niej wzięli ślub. Na starcie nie mieli nic.

"Suknię ślubną kupiłam na raty" - wspomina Paulina.

Na mieszkanie też wzięli z Maciejem kredyt. Dlatego tak przeżywała, gdy zaraz po zajściu w ciążę wykreślono ją z telewizyjnego grafiku. Utrzymanie rodziny przejął mąż, oszczędzali na wszystkim, by starczyło na rachunki i jedzenie. Pierwszy przyszedł na świat Franek (21 l.), potem cieszyła się, że będą bliźniaki. Synek też czekał na braciszków. Straciła ciążę, co bardzo przeżyli wszyscy troje. Dopiero po latach pojawił się Julek (12 l.).

Są szczęśliwi, że spłacili kredyt i mogą cieszyć się rodziną. Maciej też pochodzi ze skromnego domu, sami powoli się wszystkiego dorabiali.

"My w ogóle nie znamy życia pełnego balang, imprez, wakacji i wydawania pieniędzy" - opowiada Paulina. - "Mam jeżycki charakter, poznański etos wartości, kocham ludzi. Chcę się nażyć, pożyć, pooddychać, kochać i jeszcze uśmiechać szelmowsko do losu, spędzając czas z dziećmi. Na to zasłużyłam".

***

Zobacz więcej materiałów wideo: 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Paulina Smaszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy