Reklama
Reklama

Pijany Machalica na scenie

Piotrowi Machalicy (55 l.), tak jak wielu innym artystom, także zdarzyło się wyjść na scenę po kilku głębszych. Co na swoje usprawiedliwienie ma wybitny aktor?

Najgorzej jest, kiedy następuje kumulacja intensywnej pracy, emocji i zmęczenia - tłumaczy Machalica w wywiadzie dla "Gali". Tak, jak zdarzyło się to w maju tego roku, kiedy na spotkanie z publicznością aktor wyszedł pijany:

"Upiłem się tak, że nie powinienem wyjść na scenę, a wyszedłem" - opowiada. "Kolegom, którzy byli ze mną, ogromnie współczuję. Widownia jest bezlitosna. Usłyszałem o sobie wszystko, co najgorsze. Czytałem każdy post w internecie. Nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiej agresji" - wspomina.

Aktor zapewnił, że udało mu się już poradzić z nałogiem. Pojawiły się natomiast problemy z sercem. Badania wykazały powiększony lewy przedsionek i zwapnioną zastawkę.

Reklama

Proszę o wybaczenie

Do polskich artystów, którzy na scenie pojawili się "pod wpływem", należy także m.in. Muniek Staszczyk, lider T.love.

"Mój stan był skandaliczny" - tak wokalista określił swoją kondycję na koncercie w Pszowie (czerwiec 2010). Fanów przeprosił w specjalnym oświadczeniu:

"Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ponieważ faktycznie piłem alkohol, ale mój organizm, po takiej dawce, jaka była, normalnie nie reaguje w ten sposób.

Być może - choć nie mam na to dowodów, nikogo za rękę nie złapałem - coś nieprzewidzianego znalazło się w moim drinku. Straciłem zupełnie kontrolę nad swoim organizmem. Straciłem również pamięć, która powróciła do mnie dopiero po kilku godzinach... Czuję się fatalnie - za przeproszeniem, jak gów..." - pisał.

Janusz Panasewicz w Pruszczu Gdańskim (czerwiec 2007) nie tylko był pijany (miał 1,8 promila alkoholu we krwi), ale także rzucił w tłum plastikową butelką z wodą, trafiając w głowę jedną z kobiet. Po incydencie przeprosił i wysłał kosz kwiatów.

Gdański sąd skazał go jednak na grzywnę w wysokości 13 tys. zł oraz wypłacenie odszkodowania poszkodowanej (3 tys. zł).

Kazik Staszewski natomiast po koncercie w Katowicach (listopad 2006), na którym publiczność zamiast śpiewu usłyszała bełkot, nie tylko przeprosił, ale także przyznał się do problemów z alkoholem:

"W sobotę w Spodku byłem pijany i jest to fakt niezaprzeczalny. Od kilkunastu miesięcy mam niezbyt fajny czas życiowy. A po flaszkach wszystko jest łatwiejsze i dużo weselsze. (...) Zachowałem się jak ch... złamany, lekceważąc was. O jedno, o co mogę prosić to o wybaczenie" - napisał w oświadczeniu.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Machalica
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy