Reklama
Reklama

Piotr Fronczewski miał być tajnym współpracownikiem? Są teczki w IPN, aktor jest dumny, że nie dał się złamać

Piotr Fronczewski nie kryje, że znalazł się przed laty na celowniku komunistycznej bezpieki, ale nigdy nie dał się "ustrzelić". Teczka z jego nazwiskiem znalazła się jednak w archiwum IPN. Wynika z niej, że aktor był "osobą rozpracowywaną" przez SB jako "AS".

Nie jest tajemnicą, że Piotr Fronczewski (sprawdź!) należał przed laty do tej grupy artystów, którym PRL-owskie Służby Bezpieczeństwa przyglądały się z ogromnym zainteresowaniem.

Aktor występował przecież w słynnym kabarecie Pod Egidą, w 1977 roku podpisał petycję w obronie robotników Radomia i Ursusa i miał powiązania z opozycją. Nic dziwnego, że dla bezpieki był niezwykle łakomym kąskiem.

Już wtedy, gdy po raz pierwszy wezwano go na tzw. rozmowę operacyjną, jasno dał przesłuchującemu go towarzyszowi oficerowi do zrozumienia, że nie ma nic do powiedzenia i z całą pewnością nie podpisze żadnego dokumentu.

Tajny współpracownik i kryptonim "AS"

Reklama

Aktor dopiero po latach dowiedział się, że przez prawie dekadę próbowano go zwerbować do współpracy, a prowadzona w tej sprawie akcja "operacyjnego rozpracowania" nosiła kryptonim "AS". Oficerowie z Wydziału III-1 Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych regularnie go inwigilowali, podsłuchując jego rozmowy telefoniczne i kontrolując jego korespondencję.

Tajnym współpracownikiem Służb Bezpieczeństwa, któremu polecono śledzić Piotra Fronczewskiego i składać w jego sprawie raporty, był - jak się okazało - jego kolega z Teatru Dramatycznego określany w aktach jako TW "Bliźniak", który donosił bezpiece także na Marka Kondrata.

PRL-owskim służbom latami nie udawało się nakłonić Piotra Fronczewskiego do współpracy. Nigdy jednak nie zrezygnowano z prób zwerbowania go... Po raz ostatni propozycję "nie do odrzucenia" aktor dostał od SB na początku 1983 roku.

Piotr Fronczewski wracał właśnie z od Janusza Gajosa, z którym omawiał jakieś kwestie zawodowe.

Piotr Fronczewski popełnił niewybaczalny błąd, siadając za kierownicą swego poloneza po alkoholu, choć wypił go zaledwie odrobinę. Pod domem czekał na niego patrol... Zatrzymanego do rutynowej kontroli aktora milicjanci najpierw zawieźli do izby wytrzeźwień, a potem - gdy okazało się, że nie jest pijany, a jedynie "podchmielony" - odstawili do domu, uprzedzając, że wkrótce ktoś z pewnością będzie chciał z nim porozmawiać.

Aktor nie miał pojęcia, że relacja z jego "przygody" natychmiast trafiła na biurko majora Witolda Górskiego, czyli ówczesnego naczelnika Wydziału III-1 Stołecznego USW. Oficer nie mógł po prostu zmarnować takiej okazji... Wydał rozkaz przeprowadzenia z Piotrem Fronczewskim rozmowy.

Dreszcz przeszedł po plecach

Trzy dni później do Piotra Fronczewskiego zadzwonił porucznik Zbigniew Grabowski z Komendy Głównej MO. Zaproponował spotkanie z kawiarni Pod Kurantem na ulicy Wilczej...

Porucznik Grabowski wprost powiedział mu, że musi "im" - nie sprecyzował komu dokładnie - pomóc, jeśli chce odzyskać prawo jazdy.

"Dreszcz przeszedł mi po plecach" - stwierdził aktor w książce "Ja, Fronczewski" i dodał, że kategorycznie odmówił jakiejkolwiek współpracy i oznajmił oficerowi, że woli do końca życia jeździć na rowerze...

Dwa tygodnie później porucznik Grabowski znowu poprosił Piotra Fronczewskiego o spotkanie. Tym razem, by oddać mu prawo jazdy...

Nie byłem jedyny

Okazało się później, że "opiekun" uznał, iż Piotr Fronczewski - to cytat ze znajdującej się w aktach aktora notatki - "nie rokuje pomyślnej prognozy dalszych rozmów operacyjnych".

26 listopada 1986 roku - po prawie dziesięciu latach inwigilacji i prób nakłonienia Piotra Fronczewskiego do współpracy - porucznik Krzysztof Pilch ze stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych złożył wniosek o zakończeniu akcji operacyjnej prowadzonej w sprawie aktora i przesłaniu akt opatrzonych kryptonimem "AS" do archiwum.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Fronczewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy