Reklama
Reklama

Piotr Siwkiewicz: Zrujnował sobie karierę, bo nie chciał być kojarzony z „moralną dwuznacznością”!

„Aktorskie objawienie!”, „Nadzieja polskiego filmu!”, „Następca Cybulskiego!” - tak trzydzieści osiem lat temu pisano o Piotrze Siwkiewiczu (59 l.), którego rolę w filmie „Yesterday” Radosława Piwowarskiego okrzyknięto w 1984 roku mianem jednego z najbardziej spektakularnych debiutów historii naszego kina. Dziś w kontekście Siwkiewicza używane jest tylko jedno określenie: „zmarnowany, rozmieniony na drobne talent”. Co słychać u aktora, który miał zadatki na wielką gwiazdę, a skończył na graniu serialowych epizodów?

Piotr Siwkiewicz: gwiazda lat 80.

W połowie lat 80. ubiegłego wieku w rankingach najlepiej rokujących młodych polskich aktorów liczyły się tylko dwa nazwiska: Katarzyna Figura i Piotr Siwkiewicz. Oboje - zanim w 1985 roku ukończyli warszawską szkołę teatralną - mieli już na swoich kontach role, których mogli im pozazdrościć nie tylko koleżanki i koledzy z uczelni, ale też aktorki i aktorzy z dużo większym doświadczeniem. 

Kiedy w 1987 roku razem wystąpili w "Pociągu do Hollywood", cała Polska wręcz oszalała na ich punkcie, a grani przez nich Mariola Wafelek i Piotruś stali się (i wciąż nimi są) postaciami kultowymi. O ile Katarzyna Figura wykorzystała swoją szansę na wielką karierę i do dziś jest jedną z największych gwiazd naszego kina, o tyle Piotr Siwkiewicz... przepadł.

Reklama

Zmienił nazwisko na Shivak

Dla filmu odkrył Piotra Radosław Piwowarski. Trzy swoje najlepsze kreacje aktor stworzył w reżyserowanych właśnie przez niego produkcjach. Role "Ringa" w "Yesterday", Piotrusia w "Pociągu do Hollywood" i Marcysia w "Marcowych migdałach" dały Siwkiewiczowi niewyobrażalną popularność i uznanie krytyki. Przyniosły mu też sławę poza granicami Polski...

Po paryskim przeglądzie filmów Piwowarskiego jedna z najlepszych francuskich agentek zaoferowała Piotrowi kontrakt, a on - omamiony obietnicami ról w międzynarodowych produkcjach - zmienił nazwisko na Shivak i wyjechał do Paryża. Stolicę Francji znał jak własną kieszeń, bo wcześniej przez dwa lata był stypendystą Conservatoire National Supérieur D’art Dramatique.

Nie umiał pomóc szczęściu

Niestety, role, które zagrał po przeprowadzce do Paryża i które miały przynieść mu rozgłos na całym świecie oraz utorować drogę do Hollywood, okazały się jedynie gościnnymi rólkami w marnej jakości francuskich serialach. O mityczną "Fabrykę Snów" udało mu się jedynie otrzeć, grając epizodzik w jednym z odcinków amerykańskiego serialu dla młodzieży "Nancy Drew".

W 1991 roku Piotr wystąpił jeszcze w Polsce w "Obywatelu świata" Rolanda Rowińskiego i na dziesięć lat po prostu zniknął. Przyznał później, że nie umiał pomóc szczęściu i bić się o role, więc być może dlatego nie zrobił kariery, jaką mu wróżono.

  

We Francji aktor wiódł bardzo spokojne życie. Poznawał ludzi, urządzał przyjęcia, których punktem kulminacyjnym zawsze był wjazd na stół półmiska ze schabem po chińsku à la Shivak, biegał po galeriach i muzeach, chodził do teatru i - jak żartuje - udawał, co robią w Paryżu wszyscy prawdziwi faceci, że w ogóle nie interesuje się modą.

Między Paryżem a Warszawą

Do Polski Piotr zdecydował się wrócić dopiero w 2001 roku. Dostał wtedy rolę w serialu "Więzy krwi". Uznał, że musi powalczyć o karierę w kraju, skoro we Francji nie powiodło mu się tak, jak sobie to wymarzył. Na wszelki wypadek nie zwolnił jednak definitywnie swojego paryskiego lokum...

Kiedy Piotr Siwkiewicz na dobre wrócił do kraju po kilkuletnim pobycie na emigracji we Francji, w niczym już nie przypominał chłopaka, jakim był, gdy opuszczał Polskę. Sporo przytył, jego twarz mocno się zaokrągliła, a młodzieńczy urok ulotnił się na dobre. Aktor co prawda - jak sam mówił - nabrał tzw. warunków, ale to nie wystarczyło, by odzyskać sympatię widzów. Przez pewien czas próbował odcinać kupony od swych dawnych ról, a zwłaszcza od roli Piotrusia z "Pociągu do Hollywood", i uczestniczył razem z Katarzyną Figurą w różnego rodzaju imprezach filmowych i festiwalach w charakterze... ciekawostki.

Piotr Siwkiewicz: to nie koniec kariery?

Jego usilne próby odbudowy kariery nie wypaliły przede wszystkim dlatego, że polscy producenci i reżyserzy mieli zapomnianemu przez widzów Piotrowi Siwkiewiczowi do zaoferowania jedynie gościnne epizody w serialach. Wystąpił m. in. w "M jak miłość", "Plebanii", "Ojcu Mateuszu", "Komisarzu Aleksie" i "Pierwszej miłości".

Na szczęście dostał możliwość spełniania swych zawodowych ambicji w teatrze. W 2003 roku zdobył angaż w stołecznym Teatrze Dramatycznym, na scenie którego gra wręcz na potęgę. Obecnie w repertuarze Dramatycznego jest aż jedenaście spektakli z jego udziałem! Piotr Siwkiewicz nie traci nadziei na to, że polskie kino jeszcze się o niego upomni...

Myślicie, że ma jeszcze szansę na odzyskanie popularności, jaką cieszył się trzy i pół dekady temu?

Zobacz też:

W jakim stanie jest Lech Wałęsa? "Odczuwam, odrywanie ciała od kości"

Nowe zasady kwarantanny. Ile teraz trwa przymusowa izolacja?

Borki Nizińskie. Ksiądz uciekł z kościoła. Miał być na kwarantannie, a odprawiał mszę

Litwa. Z powodu braku personelu bezobjawowo chorzy na COVID-19 mogą pracować

Adam Niedzielski: w tym tygodniu przekroczymy 50 tys. dziennych zakażeń koronawirusem

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy