Reklama
Reklama

Przełom w sprawie Durczoka? Dziennikarze "Wprost" odnaleźli zaginiony dowód!

Kamil Durczok (47 l.) tego chyba się nie spodziewał. Obrońca dziennikarzy, którzy zarzucili szefowi "Faktów" mobbing i molestowanie, poinformował, że w sprawie pojawił się "zaginiony dowód"!

Przypomnijmy, że po wybuchu afery, którą wywołał tygodnik "Wprost", Kamil Durczok wytoczył proces dziennikarzom, którzy stworzyli serię szkalujących go artykułów.

Były gwiazdor TVN żąda od autorów i wydawcy zadośćuczynienia w wysokości aż 9 milionów złotych.

Sąd ma więc teraz ręce pełne roboty, bo sprawa nie wygląda na zbyt prostą.

Pozwani dziennikarze wnioskowali o powołanie ponad 70 świadków, głównie pracowników TVN, którzy mogli coś wiedzieć o przypadkach łamania prawa przez Kamila.

Na liście znalazły się m.in. Dorota Gardias, Omenaa Mensah, Beata Tadla oraz Katarzyna Kolenda-Zaleska.

Reklama

Jednak podczas ostatniej rozprawy adwokat pozwanych oznajmił, że wycofuje nazwiska większości świadków.

Powodem ma być pewien "zaginiony dowód", który ostatecznie udało się odnaleźć.

"Odnaleźliśmy pewien dokument znajdujący się w komputerze Sylwestra Latkowskiego.

Wcześniej wydawało nam się, że nie będzie można tego dokumentu odzyskać, bo komputer został wyczyszczony przez ABW.

Ten dokument sprawi, że będzie można ograniczyć liczbę świadków" - mówi mec. Aleksander Grot w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Czyżby w ten sposób sugerował, że materiał pozwoli szybko zakończyć proces i to na korzyść jego klientów?

Adwokat Durczoka zachowuje zimną krew i studzi emocje...

"Jest jakiś nowy materiał, ale nie wiemy jaki? Czy on dalej będzie za tydzień, czy też dowiemy się, że nagle zginął?

Jeżeli prawnicy nie przedstawiają dowodu, ale tylko o nim mówią, to jest to manipulacja sądem" - stwierdził mec. Jacek Dubois.

Warto przypomnieć, że w zeszłym tygodniu Sylwester Latkowsi opublikował na swoim portalu fragmenty raportu TVN.

Świadkowie zeznali w nim m.in., że szef "Faktów" poprosił kiedyś swoich podwładnych o to, aby znaleźli jakiś "klub dla panów", a wcześniej upili koleżankę z pracy.

Współpracownicy Durczoka byli zastraszeni i zgadzali się na ten "specyficzny" rodzaj sprawowania rządów przez ich szefa.


pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Kamil Durczok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy