Reklama
Reklama

Przyczyny tajemniczej śmierci członka Boyzone

Rodzina zmarłego tragicznie członka zespołu Boyzone - Stephena Gately'ego - zdementowała doniesenia, jakoby przyczyną śmierci piosenkarza było przyjęcie zbyt dużej dawki alkoholu podczas imprezy w piątkową noc.

33-letni Gately został znaleziony martwy w sobotę w swoim letnim domku na Majorce, gdzie mieszkał z partnerem, Andrew Cowlesem.

Pierwsze doniesienia na temat jego śmierci mówiły, że wokalista zmarł we śnie, jednak gazeta "The Sun" wywołała spekulacje, jakoby Gately spędził wcześniej kilka godzin na imprezie zakrapianej alkoholem, a wskutek upojenia udławił się własnym wymiocinami po powrocie do domu.

Doniesienia te zbulwersowały członków rodziny muzyka, którzy twierdzą, że nie są one prawdziwe.

Mecenas Gerald Kean, wypowiadając się w imieniu rodziny Gatelych, oznajmił: "Niektórzy członkowie jego rodziny są wstrząśnięci sugestią, że wypił za dużo alkoholu. Jeden z jego bliskich rozmawiał z nim o 12:30 w nocy i Stephen był wtedy w świetnej formie. Szykował się właśnie do wyjścia. Miał jechać z Andrew do miasta. Nie mógł tam dotrzeć przed 2 w nocy. Wiemy, że był z powrotem w domu o 6. Tak naprawdę był na mieście tylko około 2,5 godziny".

Reklama

"Nie sugerujemy, że nie wypił kilku drinków. On chciał się dobrze bawić. Jednak mówienie o pijatyce jest po prostu krzywdzące i nie ma z nim nic wspólnego" - zaznaczył Kean, dodając, że spekulacje o tym, że policja podejrzewa kogokolwiek o związek ze śmiercią Gately'ego są również nieprawdziwe.

"Pojawiły się także plotki, że policja poszukuje obecnie trzeciego mężczyzny zamieszanego w tę sprawę. Rozmawiałem już z tamtejszą policją i pracownikami ambasady i nie ma jakichkolwiek podstaw, aby twierdzić, że miał z tym związek ktoś trzeci. Z pewnością nie było to samobójstwo. W grę nie wchodziły również narkotyki. Myślę, że to niezwykle smutny przypadek. Odszedł on nas wspaniały człowiek" - powiedział Kean.

PAP/pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy