Reklama
Reklama

Radosław Pazura: bolesne wspomnienia wróciły w najmniej spodziewanym momencie

Wspomnienie o tamtej tragedii pozostanie w nim na zawsze. Radosław Pazura (47 l.) doskonale pamięta tamte dramatyczne chwile. Ostatnio wszystko wróciło do niego ze zdwojoną siłą. Gdy wykonywał piosenkę Urszuli Sipińskiej (69 l.), która też ma za sobą wypadek samochodowy, był bardzo wzruszony. Podobnie zresztą jak sama wokalistka.

- Miało mnie nie być na tym świecie... A jednak dostałem drugie życie - mówi Radosław Pazura.  

Był 24 stycznia 2003 roku. Aktor drzemał na tylnym siedzeniu pachnącej nowością lanci. Za kierownicą siedział jego kolega po fachu, Waldemar Goszcz (†29 l.). Wtedy u szczytu popularności. Serial "Adam i Ewa" z jego udziałem święcił triumfy. Obaj aktorzy z muzykiem Filipem Siejką (40 l.) wracali z Trójmiasta do Warszawy.  

Niedaleko Ostródy, najprawdopodobniej w wyniku ryzykownego manewru wyprzedzania, lancia zderzyła się czołowo z jadącym z przeciwka fordem. Waldemar Goszcz zginął na miejscu, Radosław Pazura i Filip Siejka zostali ciężko ranni. Podobnie kierowca forda.  

Reklama

- Całe szczęście, że przewieziono mnie do Warszawy karetką, a nie helikopterem - opowiadał aktor. - Okazało się, że nie moja ranna noga jest największym problemem, tylko płuca. Nie podejmowały pracy.  

4 miesiące w szpitalu, potem pół roku rekonwalescencji, walka o powrót do sprawności. Wszystkie te doświadczenia zmieniły Radosława Pazurę. A niedawno cały ten dramat wrócił do niego. I to w najmniej spodziewanym momencie...  

Aktor bierze udział w programie "Twoja twarz brzmi znajomo". Traf chciał, że przyszło mu zaśpiewać piosenkę Urszuli Sipińskiej "Szalalalala zabawa trwa". Nie jest tajemnicą, że uczestnicy nie lubią wcielać się w artystów płci przeciwnej. Ale Radosław Pazura nie był przerażony takim wynikiem losowania. Powiedział wręcz, że Urszula Sipińska jest osobą bardzo mu bliską, choć nigdy wcześniej się nie spotkali...  

- Mamy podobne przeżycia - wyjaśnił. - Pani Urszula, podobnie jak ja, miała kiedyś bardzo poważny wypadek.  

22 października 1982 roku. Autostrada w dawnym NRD. Urszula Sipińska z mężem po koncercie jedzie do Berlina. W pewnym miejscu szosę spowija gęsty czarny dym. Za chwilę czuć, że samochód zaczyna się palić.  

- Stań! Uciekamy! - krzyczy piosenkarka do męża. - Pamiętam jeszcze tylko, że postawiłam nogę na asfalcie. Coś wyrzuciło mnie w powietrze. Wylądowałam na środku jezdni. Światła nadjeżdżających samochodów sprawiły, że w ostatnim przebłysku świadomości przeturlałam się na pobocze. Ocknęłam się w karetce pogotowia.  

Oprócz wielu obrażeń miała kompletnie zmiażdżone kolano.  

- Frau Sipińska, ta noga chodzić już nie będzie - usłyszała od lekarza.  

Trafiła do szpitala w Berlinie. Operacja trwała kilka godzin. Do Polski wróciła dopiero w grudniu, kolejnych 10 miesięcy spędziła w łóżku.  

- Trenowałam dzień po dniu. I chyba dzięki silnej woli wyzdrowiałam. Przez rok utykałam. Z tą utykającą nogą zaczęłam koncertować - opowiada w swojej książce.  

Program "Twoja twarz brzmi znajomo" Urszula Sipińska oglądała w swoim domu w Poznaniu. Występ Radosława Pazury, a zwłaszcza jego słowa, bardzo ją wzruszyły. Nazajutrz aktor odebrał od niej telefon z gratulacjami i podziękowaniem. To była długa, ciepła rozmowa.  

Dla obojga tamten czas, gdy po raz drugi otrzymali od losu dar życia - nie zatarł się wraz z upływającymi latami. Jest jak przyschnięta rana, którą wystarczy delikatnie dotknąć, by znów zabolała. Ludzi, którzy mają za sobą takie doświadczenia, łączy jakaś niewidzialna nić. Oni po prostu o życiu wiedzą więcej...

***
Zobacz więcej materiałów

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Urszula Sipińska | Radosław Pazura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy