Reklama
Reklama

Renata Przemyk: To był boski plan

Renata Przemyk (53 l.) nie miała udanego dzieciństwa, ale stworzyła szczęśliwy dom dla adoptowanej córki. Dziś jest pewna, że Klarę zesłała jej Opatrzność. Kiedy poukładała sobie życie, cieszyła się z rodziny i kariery, jej świat się załamał. Bardzo poważnie zachorowała.

Niemal 17 lat temu Renata Przemyk adoptowała 8-tygodniową dziewczynkę. Do dziś wzruszona wspomina tę chwilę, gdy po raz pierwszy wzięła w objęcia swoją malutką córeczkę.

Kiedy podpisała już wszystkie niezbędne dokumenty, zabrała niemowlę wprost z pogotowia rodzinnego. Wtedy też po raz pierwszy zobaczyła Klarę. Już chwilę później, w samochodzie, na tylnym siedzeniu, przewijała maleństwo.

- Oszołomiona zapachem i ledwo co widząc przez łzy. A ona patrzyła mi głęboko w oczy - wspomina poruszona Renata. Piosenkarka jest pewna, że to Stwórca zesłał jej tę słodką istotę. - Myślę, że byłam tylko wykonawcą boskiego planu - mówi z przekonaniem. To dziecko nadało sens jej życiu. Przewartościowało priorytety, dało lekcję cierpliwości i prawdziwej miłości.

Reklama

- Nie mogłam przestać się zachwycać i dziękować Bogu, że to się dzieje. Zaczął się kolejny przełom w moim życiu - mówi. Klarę od samego początku wychowywała w prawdzie, nie ukrywając, że jest adoptowana.

- Wytłumaczyłam jej, że Pan Bóg się zagapił, ale zawsze miała być moją córką - opowiada z uśmiechem wokalistka. Wcześniej skupiona była na muzyce, komponowaniu i karierze (sprawdź przebój "Babę zesłał Bóg"!). Sporo koncertowała, jeździła po całej Polsce ze swoimi recitalami. Ciągle w biegu, nie dostrzegała zmieniających się pór roku. Długo też nie potrafiła uporać się z własnymi emocjami, rozedrganiem duszy. Buntowała się przeciwko całemu światu, a swoją kontestatorską postawę manifestowała wyglądem. Demoniczny sceniczny image sprawiał, że wiele osób postrzegało Renatę jako silną i agresywną kobietę.

- Na szeroko rozstawionych nogach, w topornych glanach, z całej siły trzymam w dłoniach mikrofon, żeby wykrzyczeć światu strasznie ważne treści - wspomina. Pod tą maską kryła się jednak zagubiona, niepewna swojej wartości dziewczyna. Cały czas rozpaczliwie próbowała udowodnić sobie, że jest dość dobra i ma prawo występować na scenie. Chciała być samowystarczalna i przesadnie dbała o perfekcjonizm. Nie dając sobie prawa do porażek, coraz bardziej się pogrążała.

Czytaj dalej na następnej stronie...


Źródła swoich problemów upatruje w dzieciństwie. Rodzice ciężko pracowali i nie poświęcali jej dużo czasu. 

- Nigdy nie byłam ich oczkiem w głowie - mam jeszcze dwóch braci - wyjawia artystka. I dodaje, że mama i tata bardziej koncentrowali się na niesfornych chłopcach niż na niej. - Renia sobie poradzi - uważali. I rzeczywiście, dziewczynka nie sprawiała kłopotów wychowawczych i świetnie się uczyła. - Czułam się jednak niedowartościowana, niedopieszczona - mówi za smutkiem.

Walczyła z braćmi o własny kąt we wspólnym pokoju. Robiła, co w jej mocy, żeby rodzice ją wreszcie dostrzegli. Jej problemy z samoakceptacją pogłębiły się w liceum. - Musiałam dojść do dna. Kiedy nie było już gdzie upadać, zaczynałam się podnosić  - wspomina.

Gdy dostała się na studia, dały o sobie znać różne deficyty. - Byłam rozedrganą duszą. Nie potrafiłam się dogadać z ludźmi - wspomina. Jednocześnie właśnie wtedy zaczęła rozwijać swoją pasję, zajmować się muzyką, grać w klubach studenckich. Jest przekonana, że to dzięki Opatrzności odnalazła właściwą drogę, poświęcając się muzyce.  

Sprawdź tekst utworu "Zero (Odkochaj nas)" w serwisie Teksciory.pl!

- To nie był mój plan, ale boski  - zapewnia po raz kolejny. Kiedy poukładała sobie życie, cieszyła się z rodziny i kariery, jej świat się załamał. Artystka bardzo poważnie zachorowała. Miała ostrą infekcję zatok, przewlekły stan zapalny i gronkowca. Kiedy usłyszała diagnozę - niedomykalność strun głosowych - załamała się.

Obawiała się, że będzie musiała pożegnać się z muzyką i znaleźć inny sposób zarabiania na życie. Prosiła Stwórcę o cud i nie traciła nadziei.  - Przez parę miesięcy jednak czułam, jak to jest, kiedy nie mogę robić tego, co sprawia mi radość. Śpiewałam dziecku kołysanki i słyszałam, że fałszuję. To był dla mnie dramat - wspomina.

Wtedy okazało się, że lekarz postawił złą diagnozę i dało się to wyleczyć. Piosenkarka musiała jednak przejść skomplikowaną operację. W szpitalu spotkała niezwykłe kobiety - pielęgniarki, które z troską się nią opiekowały. Niedelikatnie przeprowadzona intubacja mogłaby podrażnić artystce krtań, ale panie nasmarowały rurę podwójnie, aby zminimalizować ryzyko powikłań.

- Nie ma przypadków, a wiara czyni cuda - mówi. Nie ukrywa, że zdarzało jej się wątpić. - Choć były okresy buntu, to dzięki Stwórcy wychodziłam na powierzchnię. Poczułam, że Bóg jest, ale ciągle szukam w sobie siły i dojrzałości, żeby za Nim iść.

***

Zobacz więcej materiałów:

Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy