Reklama
Reklama

Robert Moskwa: Czuję się kowalem własnego losu!

Robert Moskwa (50 l.) jest życiowym optymistą, który nigdy się nie nudzi i lubi podejmować nowe wyzwania. Mimo siwizny na skroniach, zachował duszę młodzieńca!

Z pierwszą żoną rozwiódł się, gdy ich dziecko miało 6 lat. Był tatą na odległość, ale z córką łączy go bardzo dobra relacja. W ubiegłym roku w sierpniu aktor poślubił 27-letnią trenerkę fitness, Patrycję

Cieślak. Poznali się w szkole karate. Czy żona w wieku córki to recepta na dłuższą młodość?

Dobry Tydzień: O jakim mieście mówi pan teraz „mój dom”: Wrocław, Szczecin, Warszawa?

- We Wrocławiu się urodziłem, ale już jako półroczne dziecko zamieszkałem z rodziną w Szczecinie i tam chodziłem do żłobka, przedszkola, szkoły. Tam zaczą-łem studia polonistyczne. Dlatego pewnie najbardziej jestem związany sentymentalnie z tym miastem. Do szkoły teatralnej dostałem się dopiero za czwartym razem. A studiowałem w moim mieście urodzenia. 

Reklama

Wychowywał się pan w czasach trochę takiej przaśnej rzeczywistości. Jak pan wspomina dzieciństwo?

- Zamiast określenia „przaśna rzeczywistość” wolę używać sformułowania „rzeczywistość wymuszająca kreatywność”. Żeby się bawić i nie nudzić, trzeba było uruchomić pomysłowość, pobudzić wyobraźnię. Obowiązywał inny system wartości. Pieniądze nie były wyznacznikiem wszystkiego. Dlatego wybierając zawód, nie zadawałem sobie pytań, czy jest praktyczny i przyniesie mi sukces finansowy. Po prostu wiedziałem, że chcę być aktorem. Moi rodzice byli jak z czytanki: mama lekarka, a tata inżynier. Pewnie chcieli, żebym poszedł w ślady któregoś z nich. A wyrodne dzieci wybrały zupełnie co innego: syn – aktor, a córka – baletnica.Podobno za te artystyczne geny „odpowiedzialny” jest nasz dziadek, który pisał wiersze.

Z siostrą łączy pana teraz bliska relacja?

- Nigdy nie byliśmy specjalnie wylewni, ale mamy stały kontakt ze sobą, lubimy się po prostu. Zresztą mieszkamy niedaleko od siebie. Mówi się czasem, że im bliżej się kogoś mieszka, tym trudniej się spotkać. Ale to nie jest nasz przypadek.

Czytaj więcej na kolejnej stronie...

W ubiegłym roku przekroczył pan pięćdziesiątkę. Czy to był jakiś przełom?

- Nie doświadczyłem żadnego kryzysu związanego z wiekiem. Mam taką naturę, że nigdy się nie nudzę. Wiecznie jestem czymś zajęty, więc nie mam głupich myśli. A większość rzeczy smutnych i tragicznych na świecie, włącznie z wojnami, bierze się z nudy. By jak najdłużej zachować młodość, trzeba mieć stale dziecięcą ciekawość świata. Ja nie chcę i nie poddaję się zgorzknieniu. 

To chyba też dotyczy miłości, żeby nie zamykać serca przed nowymi doświadczeniami...

- To jest podstawa! Nie zamykać serca, nie zamykać głowy! Zaczyna się od dziecięcego, nieprzerwanego: „A dlaczego? A czemu?”. A kończy na gorzkim: „Jak żyć, panie premierze?”. A w życiu cenna jest zmiana, choć ludzie się tego boją. Ja wierzę w siebie, wierzę, że wiele mogę, że ode mnie coś zależy. Nie czuję się całkiem spełniony. Ale to dobrze, bo niedosyt jest lepszy. On napędza życie. Najważniejsze, żeby się jeszcze chciało.


Rozmawiała:

Agnieszka Stalińska

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Robert Moskwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy