Reklama
Reklama

Rola w "Panu Kleksie" była jej ostatnią. Monika Sapilak po latach!

Jej słodką buzię pamiętamy z filmów dla dzieci emitowanych w latach 80. Dziś Monika Sapilak (38 l.) nie chce mieć nic wspólnego z aktorstwem i show-biznesem. Jak mówi, zrezygnowała w obawie przed utratą prywatności.

Na pomysł, by spróbowała sił jako aktorka, wpadł jej starszy o 7 lat brat. Przeczytał w gazecie informację o castingu do filmu "Jeśli się odnajdziemy" i zaraz pomyślał o swojej 6-letniej siostrze, która często popisywała się swoimi umiejętnościami przed domownikami.

Nie pytając mamy o zgodę, zawiózł ją do wrocławskiej wytwórni filmowej.

- Wsiedliśmy do autobusu, przejechaliśmy pół miasta i stanęliśmy przed reżyserem. Roman Załuski kazał mi się rozpłakać i powiedzieć, że brat mnie bije, a ja na to, że to nieprawda - śmieje się Monika Sapilak. Dodaje, że nie czuła strachu, pojawił się on dopiero na planie.

Reklama

- Gdy zobaczyłam te wszystkie lampy, kamery i mnóstwo kręcących się ludzi, poczułam stres. Przebierałam pod stołem nogami, nie mogłam się uspokoić, ale po czwartym dublu wszystko zaczęło się układać - mówi.

W nagrodę grający w filmie Krzysztof Kolberger dał jej paczkę "Donaldów". - Te prawie niedostępne gumy do żucia z kolorowymi historyjkami w środku były wówczas niesamowitą gratką. Od razu podzieliłam się nimi z Bartkiem.

Brat też dostał w filmie rolę. Wcześniej jednak otrzymał... burę od mamy za to, że nic nie powiedział o castingu. 

Wspomnień czar

Udział w filmie otworzył Monice drzwi do dziecięcej kariery. Posypały się propozycje. Tym razem rozmowy prowadzono z mamą dziewczynki, ale wyrażała ona zgodę tylko wtedy, gdy córka miała ochotę zagrać w danej produkcji.

- Po nakręceniu "Pana Kleksa w kosmosie" pojechaliśmy całą ekipą do Niemiec. Nie zapomnę przytulnego pensjonatu, gdzie podawano równiutko ucięte jajka na miękko, ani ogromnej pizzy na statku wycieczkowym - wspomina.

- Za zarobione na planie pieniądze kupiłam mięciutką lalkę o żółtych, włóczkowych włosach, a brat dostał w prezencie paczkę batoników.

To był jej ostatni film. Później skupiła się na nauce, a po maturze wybrała filologię romańską na Uniwersytecie Wrocławskim.

Dziś pracuje w prywatnej firmie finansowej. Czuje się spełnioną, szczęśliwą kobietą, ale o swojej prywatności nie chce opowiadać.

- Praca przed kamerą była wielką przygodą, ale nie żałuję, że nie związałam się z filmem. Nie lubię rozgłosu, a będąc aktorką, z pewnością nie miałabym łatwego życia, tabloidy już by o to zadbały. A tak pozostaję anonimowa, żyję po swojemu. Cenię po prostu normalne, spokojne, niczym niezakłócone życie.

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy